ROZSTANIA I POWROTY

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Ostatnim zaprezentowanym w Konkursie Głównym w Cannes tytułem była "Dzika Grusza" Nuriego Bilge Ceylana. Piękna i głęboko humanistyczna historia trudnej relacji z ojcem i ambiwalentnym stosunku do własnych korzeni. Gdybym to ja wręczała Złotą Palmę, dostałaby ją właśnie fabuła tureckiego reżysera.

"Dzika Grusza" to dzieło, przy którym oddychamy dokładnie takim samym powietrzem, jakie unosi znad przerzucanych w trakcie skupionej lektury stron wielkiej powieści. Dostojewskiego, Steinbecka, Nabokova, Márqueza. Nowy film Turka to tego kalibru produkcja. Nie dosłownie, bo każdy, kto kiedykolwiek obcował z gęstym, wymagającym cierpliwości kinem Ceylana wie, że precyzyjniejszej, literackiej konotacji należałoby szukać w przypadku tego reżyser w rejonach Czechowa.

Miasteczko Çan w północno-zachodniej części Turcji wygląda jesienią uroczo. Złote liście opadają z drzew, delikatnie muskane coraz chłodniejszym wiatrem. Ostatnie w roku tak jasne promienie słońca oświetlają brunatną ziemię, nadając jej koloru dojrzałej pomarańczy. Jednak nawet najładniejsze widoki, ani tym bardziej zamazane wspomnienia z dzieciństwa nie przywrócą Sinanowi wiary w to miejsce, a zwłaszcza w ojca. Nauczyciela wpędzającego bliskich w długi przez hazardowy nałóg, upartego faceta, którego zdaniem zrezygnowanej małżonki, nie osądza już tylko ukochany pies.

Sinan wraca w rodzinne strony, bo właśnie w pobliskim mieście ukończył pedagogiczne studia i musi przygotować się do nauczycielskiego egzaminu. Bardziej niż nauka zaprząta go jednak własna powieść, którą ten napisał i próbuje wydać, szukając do tego sponsorów. Trudno jednak zyskać sobie ludzką sympatię, gdy o krajanach, dawnych znajomych i krewnych ma się niskie mniemanie, uważa się ich za ograniczonych i ponuro zasiedziałych w jednym miejscu oraz niespecjalnie się to ukrywa w interakcjach i rozmowach z nimi. Z arogancją i sarkazmem Sinan traktuje zarówno dawną sympatię ze szkolnych lat, burmistrza, którego prosi o wsparcie czy lokalnego pisarza, samemu szukając rady w temacie swojej książki. Gdy mężczyzna rozzłości już niemalże wszystkich i spali większość mostów, swoje rozgoryczenie i pretensje skieruje w stronę borykającego się z wieloma problemami ojca.

Niespieszny, ale precyzyjny rytm filmu wyznaczają nie tylko zmieniające się we wspaniałych, plastycznych kadrach pory roku w prowincji Çanakkale, ale przede wszystkim płynnie rozciągające się w ponad 3-godzinnej fabule liczne, długie rozmowy. To właśnie one wymagają szczególnego skupienia, bo w tych wielu, ale dokładnie odważonych słowach kryją się wszystkie żale, pretensje, oczekiwania i rozczarowania - minione i przyszłe, które definiują stosunek Sinana do własnych korzeni, ojca, miejsca pochodzenia, ludzi. Ujawniają motywację dla jego desperackiej, a tak nieporadnej chęci ucieczki z rodzinnych stron, odcięcia się od prowincjonalnej przeszłości i udowodniania - sobie i innym - tej intelektualnej i społecznej wyższości.

Jak to jednak często bywa, pycha kroczy przed upadkiem, a jabłko - albo w tym przypadku gruszka - pada niedaleko od drzewa. Coraz bardziej zasiedziały i niepewny własnych planów na przyszłość Sinan zaczyna zdawać sobie sprawę, że jednak nie różni się jakoś mocno od znienawidzonego rodzica i tych wszystkich ludzi dookoła. Ostateczna epifania w tym temacie przyjdzie z czasem, po kolejnych, życiowych potknięciach i zawodach. Gdy w końcu uregulowane zostaną wszystkie finansowe długi, do uregulowania pozostanie już tylko stosunek do ojcowizny. Ukryty w pustym, sfatygowanym portfelu rachunek naliczy tę należność w kilku cichych łzach i milczącym pojednaniu.

Zwiastun: