Brzydota Piękna

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Brutalna historia, która nie jest ani traiczna, ani wstrząsająca, tylko zwyczajnie nudna i oscyluje na samych kliszach.

Banalność zestawiona z przemocą początkowo zaskakuje, ale właściwie dlaczego? Przecież za gwałtem, agresją, alkoholem, najczęściej nie kryją się problemy egzystencjalne, przecież tylko dlatego, że bohater jest antypatyczny i okrutny, jego historia nie musi być rozprawą o granicach człowieczeństa. A więc Piękno nuży i nudzi. Nie dlatego, że przedstawiona w filmie brzydota jest tylko brzydotą, ale przez miałkość, schematyzm i brak jakiejkolwiek innowacji. Rzadko dramaty psychologiczne (bo to chyba ten gatunek?) są tak bezrefleksyjne. Obnażenie meszczańskiej obłudy? Tak, ale sama konstatacja - zakłamanie istnieje - nie może być wszystkim, co reżyser ma do zaoferowania widzowi.

Od strony technicznej nudą wieje jeszcze silniej. Poprawne zdjęcia, poprawny montaż, nawet stopniowanie nikłego napięcia porowadzone owszem - poprawnie.

Początek jest obiecujący. Duże wesele. Obserwujemy oczyma kogoś z zewnątrz kolejkę winszujących pannie młodej, jesteśmy w oddali, nie słyszym rozmowy. Zauważamy młodego mężczyznę, który dostrzega nasze lustrujące spojrzenie, patrzy nam w oczy. Nasze oczy to oczy François (Deon Lotz), ojca panny młodej. Młody człowiek nie domyśla się, że spojrzenie jest nie tylko lustrujące, ale też pożądliwe.

François miał poukładane życie: za fasadą przykładnej rodziny regularne spotkania z innymi szanowanymi obywatelami na sex-party za miastem. Frustracja pod kontrolą. Kryzys wieku średniego, ale nie bardzo bolesny. Pojawienie się młodego kuzyna Christiana (Charlie Keegan) wywołało narastającą obsesję. Jednak historia rodzącej się agresji opowiedziana jest po prostu nudno. Jedyny ciekawy zabieg, to sceny, które François obserwuje z oddali. Nie słyszymy dialogu, przyglądamy się długo postaciom zwracając coraz większą uwagę na niuanse ich gestów, mimiki. Możemy dopowiadać sobie przypuszczenia o łączących ich relacjach. Czasami, jak w przypadku sceny w restauracji, gdzie dwóch mężczyzn po chwili rozmowy całuje się w usta, domysły te są jednoznaczne. Czasami mamy szersze pole interpretacji.

Piękno rozczarowuje. Nie jest nakręcone źle, nie opowiada historii, na którą nie warto tracić czasu, a jednak pozostaje niesmak. I poczucie, że najlepiej szybko to dzieło zapomnieć.

Zwiastun:

W kulturze istnieje kanon piękna ciała męskiego uformowany przez rzeźbiarzy starożytnej Grecji i ich następców (vide Dawid Michała Anioła). To piękno jest natchnieniem i obiektem kultu. W filmie Olivera Hermanusa tematem jest piękno uosobione przez Christiana. To piękno nie jest obiektem kultu, lecz niszczenia. Proces niszczenia prowadzony przez Francoisa jest brutalny, pełen przemocy, sprawia wrażenie brzydoty. Ale piękno pozostaje pięknem. Dla mnie nie jest to film o problemach egzystencjalnych ani o granicach człowieczeństwa czy mieszczańskiej(?) obłudzie. Dla mnie to film o świadomości własnej tożsamości seksualnej i o uwarunkowaniach socjologicznych zachowań. Trop kryzysu wieku średniego jest może atrakcyjny, gdyż pozwala na łatwą interpretację, ale w mojej opinii zdecydowanie fałszywy.

Tak, w tym filmie nie ma słowa o granicach człowieczeństwa, ani o egzystencjalnym lęku. Zgadzam się - są uwarunkowania socjologicznych zachowań, ale ciekawie opowiedziane problemy tabu i akceptacji, zachowań i zahamowań są we Wstydzie. Z Piękna wyszłam znudzona.

Dodaj komentarz