Morfina - Pamiętnik Młodego Lekarza

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Brutalny realizm wykraczający poza skrupulatność scenografii, wierność historyczną i prawdę stołu operacyjnego rewolucyjnej Rosji. Realizm psychologiczny powolnego osuwania się na dno - z pełną świadomością swojego stanu, swojej choroby, swojej beznadziejnej sytuacji, braku jakiegokolwiek ratunku. Przejmujący mróz, przejmująca pustka i nadzieja w truciźnie - bo nic innego nie pozostało.

Michaił Bułhakow ukończył autobiograficzne opowiadanie Morfina w 1927, po wieloletnich doświadczeniach w prowincjonalnych szpitalach. Film Morfina to jednocześnie ekranizacja autobiograficznych opowiadań Bułhakowa Pamiętniki młodego lekarza i powiązanego z nimi opowiadania Morfina. Poliakow (Leonid Bichevin) rozpoczyna pracę w klinice, której nikt poza nim nie chciał przyjąć - klinika leży w szczerym polu, wokół głusza i wieśniacy tkwiący głęboko w zabobonach utrudniających pracę lekarza. Biel jak okiem sięgnąć - śnieg i wilki. Morfina jest jedyną ucieczką od brutalności tego miejsca: brutalności zamrażającej życie przestrzeni, brutalności zabiegów, do których młody lekarz nie przywykł. Morfina jest jedynym doznaniem, które zdaje się na krótko przynosić ukojenie, nieskończoność przestrzeni przestaje dusić, biel nabiera kolorów.

Idealista pozbawiony ideałów - tak chyba najlepiej scharakteryzować można postać głównego bohatera, który odarty ze swojego świata nie potrafi niczym wypełnić otaczającej go pustki. Anna Nikołajewna - położna, bratnia dusza, kochanka - nie może go uratować, od pierwszej sceny, w której postanawia złapać upadającego wiemy, że jedynym ruchem, jaki jest możliwy na tym przeklętym odludziu jest ruch w dół.

Żadna scena nie daje chwilowego rozluźnienia. Każdy kadr jest naładowany emocjonalnie do granic wizualnych możliwości. Żadna postać nie wydaje się być szczęśliwa. Zobrazowano czasy, w których nowy świat rodził się w bólach, w dodatku brakowało uśmierzającej je nadziei, że to będą czasy lepsze, że teraz wreszcie coś się poprawi. Brutalny to kluczowy przymiotnik w opisie odbioru filmu - brutalny, szczery, uderzający w równej mierze w serce, oko i mózg.

Jeżeli uważam, że Morfina ma wady, to nie przez monotonię, która tylko podkreśla rozpaczliwą sytuację bohaterów, nie przez jakiekolwiek braki warsztatowe, treściowe, czy aktorskie. Morfina ma pewne wady jako ekranizacja, zawsze trudniej jest o majstersztyk, jeśli nie wolno bazować jedynie na własnych skłonnościach estetycznych, własnej wyobraźni. Praca kamery nie stara się oddać stylu narracji Bułhakowa, a szkoda, bowiem oglądanie świetnie nakręconych filmów, których reżyserowie dali się ponieść pisarzom (tak są takie - choćby Sanatorium pod Klepsydrą) daje największą satysfakcję. Jednak jako film Morfina jest doskonała, końcówka przebija całość nie tylko zagęszczeniem treści, ale także wizualnie - jest to niezwykłe jak na film tak silnie trzymający w napięciu. Ostatnia scena dzieje się w kinematografie. W tle widzimy komiczną historyjkę - to światnie wydobyty autotematyzm kina spoglądającego na siebie samo, piękny hołd filmowca dla historii filmu, doskonała koda pozwalająca temu końcowemu akordowi wybrzmieć w pewien sposób głębiej i dłużej.

Obejrzano na festiwalu 5. Sputnik nad Polską 2011 pod patronatem Filmaster.pl.
Sputnik nad Polską 2011