Szukając odpowiedzi

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

W jednej z pierwszych scen filmu Hubert trzyma w dłoni rodzinne zdjęcie. Widać na nim jego, Teresę, córeczkę Jadzię i dwóch synów, Artura i młodszego Marcina. Fotografia, jak fotografia, z rodzinnej wycieczki, wszyscy uśmiechnięci, nic niezwykłego. Właściwie tylko na postaci Artura jest jakaś rysa, zbliżenie na zdjęcie, nie, to nie rysa, to po prostu patyk trzymany w dłoni. Nic w tym nie ma dziwnego, pewnie robili ognisko… Zwykły kijek, zwykłe zdjęcie, dlaczego jednak wywołuje taki niepokój?

Takim pytaniem Paweł Sala w swoim debiutanckim filmie dręczy swojego widza przez cały film. Gramy w otwarte karty, sytuacja jest jasna: Artur i Marcin zabili Teresę, swoją matkę, to wiemy. Stawką tu jest nie tyle gradacja napięcia (odwrócona chronologia bezpiecznie nas oddala od najgorszych chwil), czy smakowite pokazanie przemocy fizycznej (tej reżyser nam oszczędza). Stawką jest raczej szukanie odpowiedź na pytanie: dlaczego?

Przecież przez cały film obserwujemy rodzinę dość typową, daleką od tak zwanej patologii. Zwykła rodzina, zwykłe, nawet ładne mieszkanie… Dlaczego jednak coś takiego się stało? Jak do tego doszło? Skąd się wzięła ta zbrodnia? Jak wykiełkowało to zło (czy też może ciemna strona dobra, jak chce plakat reklamujący ten film)?

Człowiek stawiany przed taką historią, pragnie zrozumieć. Musimy zrozumieć, musimy jakoś ogarnąć to, co tak nieludzkie. Uzbrojeni w nasze „dlaczego?” próbujemy to zło otoczyć, odgrodzić jasnymi odpowiedziami, przyszpilić logicznymi wnioskami, zamknąć ostatecznymi oskarżeniami… Czujemy się bezpiecznie – wiedząc.

Może Teresa była złą matką? Może piła, biła, zaniedbywała dzieci? Z tego co widzimy, Teresa była elegancką kobietą, trochę zapracowaną, trochę roztrzepaną. Bardzo wrażliwą i w jakiś sposób próbującą tę swoją wrażliwość synom przekazać, choćby stając się „kocią matką”, roztaczając opiekę nad porzuconymi zwierzakami.

Może to wina ojca? Sylwetka Huberta, który po powrocie z Afganistanu coraz bardziej zapada się w sobie, w bardziej czytelny sposób daje jakiś torp. Mężczyzna traci swoje wszystkie pieniądze (kryzys na giełdzie), traci pracę w wojsku (chcieli go przenieść do cywila, bo „po wojnie ludzie zmieniają się nie do poznania”, traci powoli kontakt z synami (choć nie wiemy, czy akurat z Arturem kiedykolwiek go tak naprawdę miał). Oskarżany przez synów o molestowanie młodszego, tracący panowanie nad sobą, w końcu wyprowadza się. Dezerteruje z tego pola bitwy.

Może chłopcy, którym siłą rzeczy rodzice nie poświęcają dużo energii, spędzają za dużo czasu przed telewizorem, może grają w brutalne gry video? Fakt, są gry video, w ich świetle twarze Marcina i Artura, lekko przeobrażają się, wyglądają nierealnie i przerażająco… Ale to tylko jakiś ułamek z ich życia.

Oddalając się od tragicznego finału, widz czuje się coraz bardziej bezradny, nie umiejąc w tym, co widzi, znaleźć tak potrzebnej odpowiedzi na „dlaczego?”.
A jeśli odpowiedź jest w tym, czego nie widać, o czym się w filmie nie mówi? W tym wszystkim, co na przykład zdarzyło się na wojnie, a o czym Hubert nie umie rozmawiać nawet ze swoim terapeutą. Może właśnie to powoduje, że wracając traktuje swojego starszego syna oschle, jak wroga, wręcz boi się go i w końcu raz rzuca się na niego… Może dlatego właśnie wyprowadza się, pieczętując tylko tym samym jego faktyczną nieobecność w życiu rodziny.

Nie mówi się też za dużo o Teresie. Jej stosunki z pojawiającymi się w filmie ludźmi, choć serdeczne, owiane są też jakąś dziwną ciszą. Kim jest jej umierająca w filmie „matka-ciotka”, do której Teresa zwraca się „mamo”, a która komentuje to cierpkimi słowami. Teresa wraca potem do domu i płacze, nie rozmawia o tym z Arturem chcącym zrozumieć dlaczego, wymyśla jakąś banalną historyjkę. Co ją łączy z nauczycielem samoobrony, którego prosi o interwencję, by porozmawiał z synem, który wyrwał się już zupełnie spod jej wpływu, po zniknięciu Huberta? Teoretycznie nic, jednak pewne gesty, czy może spojrzenia, są tak wymowne…

Może problem polega na tym, że w tym domu nikt nie umie rozmawiać? Teresa widząc, że Artur coraz bardziej zagłębia się w swój świat „czarnej magii”, przesyłania energii, uzdrawiania kotów, nie zadaje pytań, wręcz wzbrania się przed słuchaniem, swoją rolę ogranicza do rzucenia Arturowi banknotu. Nie próbuje, bo może po prostu nie ma siły, przebijać się przez coraz większy mur, który dzieli ją od synów. Zamiast tego, sprowadza do domu coraz więcej kotów, zaczyna chodzić na pielgrzymki, dawać na w intencji na mszę…

Gdy zbierzemy te wszystkie wiadome i niewiadome, i próbujemy ułożyć z tych elementów jakąś spójną układankę, możemy poczuć zawód. Możemy mieć za złe reżyserowi – zabrał nas przecież „na drugą stronę dobra”, powinien więc być przewodnikiem, wytłumaczyć, pokazać korzenie zła, choćby jedną scenę, w której będziemy mogli pomyśleć – no tak, to jest to! Niestety. Wychodzimy z kina, pocieszając się, że muzyka była piękna, aktorstwo znakomite, a montaż świetny. Ale wychodzimy bez odpowiedzi.

Ale w świecie, w którym żyjemy, mało pytań ma swoje odpowiedzi. Rzadko które puzzle składają się w jedną całość. I często, ważniejsze od znajdywanie odpowiedzi, jest stawianie pytania. Które czasem zostaje w nas bardzo długo. Jeszcze długo po zapaleniu się świateł i wyjściu z kina…

Zwiastun:

Bardzo dobra notka. Widzom często się nie podoba to spiętrzenie niedopowiedzeń, traktują je jak bezpieczną ucieczkę przed odpowiedzią na zasadnicze pytanie. Nie potrafię się zdecydować, czy to zaleta czy wada tego filmu.

Esme, bardzo dziękuję! Dla mnie to ewidentna zaleta w tym przypadku. Lubię filmy nie do końca zamknięte, chyba, że niedopowiedzenia i zagadki to jedyne co film w sobie ma. W tym przypadku tak nie jest. Cieszę się, że reżyser nie poszedł w socjologię, psychologię, tylko po prostu pokazał coś w stylu studium złożoności tego przypadku. Tak też widzę świat, jako coś co się ciągle wymyka stereotypom i gotowym rozwiązaniom.

Dodaj komentarz