Iron Man 2 po tajlandzku

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Premiera Ong-Bak 3 w kinach w Bangkoku była niestety dzień później niż mój wylot, więc nieco z przymusu postanowiłem obejrzeć z lokalną widownią Iron Man'a 2. Kupno biletu wymagało ściągnięcia 3 osób z obsługi, ale po 10 minutach zakończyło się sukcesem. Zrezygnowałem z loży VIP-owskiej (sofa, drinki) na rzecz zwykłej sali ze zwykłymi widzami. Zaczęło się jak wszędzie, od 20-minutowego bloku reklam. Jako alternatywę miałem gazetę z ciekawie zapowiadającym się nagłówkiem "Who's who in Thailand cinema", jednak sam artykuł napisany był już w języku lokalnym (szlaczki i pętelki), więc na podstawie dołączonych zdjęć mogę jedynie stwierdzić, że w kinie tajlandzkim liczą się tylko mężczyźni. Żeby mnie dodatkowo zirytować puszczano zwiastun Ong-bak 3 - zapowiada się bardzo spektakularnie, choć z żalem stwierdzam że naturalność pierwszej części zbyt mocno zastępują efekty specjalne. Po pewnym czasie reklamy i zwiastuny zostały przerwane, na ekranie pojawiła się twarz króla Ramy IX. Cała sala wstała (i ja z nimi) by oddać cześć jakże szanowanemu monarsze. Po jakichś 3 minutach powrót do reklam. I wreszcie film.

Film jaki jest, pewnie już każdy wie. Nie tak dobry jak pierwsza część, ale nie tak zły, jak piszą niektórzy recenzenci. Dla mnie jego wartość bardzo mocno podnosi Mickey Rourke w roli psychopatycznego, genialnego rosyjskiego fizyka. Wygląda jak demon, mówi po angielsku z rosyjskim akcentem, czego chcieć więcej. Film ma może nie najmądrzejszy scenariusz, z trzymaniem w napięciu też jest dość słabo, ale na szczęście ratują go efekty specjalne i poczucie humoru (choć tu muszę przynać, że lokalna publiczność oglądało go mocno skupiona i mam nadzieję, że nie weźmie sobie zbyt mocno do serca zasad konstrukcji akceleratora przedstawionych w filmie).

Projekcję kończyłem więc w świetnym humorze, ale niestety zmarznięty na kość, bo z jakichś tajemniczych dla mnie powodów Tajowie, którzy na co dzień obcują z temperaturami w okolicach 40 stopni, ustawiają w kinie klimatyzację na najniższy możliwy poziom. Rozgrzała mnie dopiero jakżesz gorąca wiadomość na koniec, że premiera Iron Man'a 3 już w 2554 roku!

To tyle, wracam pod pierzynę, czekać na lato...

Zwiastun:

O, psychopatyczny, genialny polski matematyk wrócił na Filmaster! ;) Witamy znów.

Po prostu masz zajebiście dużo szczęścia, że musiałeś w wyjechać w kwietniu właśnie. Nie musiałeś tego wszystkiego przechodzić tu na miejscu, choć odpryski pewnie będą dopadać długo, długo, długo...

No tak, miałem wiedzę o tym co się tu działo i zdecydowanie nie żałuję, że nie danym mi było tego śledzić. A w wiele rzeczy aż uwierzyć nie mogę...

a nie po tajsku?

A z tego co mi wiadomo to obie formy są poprawne. Aczkolwiek "Tajlandczyk" już zdaje się poprawne nie jest :)

Czy tylko ja wolę drugą część od pierwszej? Toć w jedynce przez pierwszą godzinę nie dzieje się nic, a potem niewiele więcej. :/

Wygląda na to, że jesteś sama. Ja oglądając jedynkę kompletnie nie wiedziałem o co w tym całym Iron Manie chodzi i dlatego początek - czyli wprowadzenie bohatera - mi się bardzo podobał. A Iron Man 2 jest niestety szalenie głupi, szczególnie ta część o konstrukcyjnych innowacjach, jakieś trójkąciki kontra kółeczka (chodzi o symbolikę płci, kto jest facetem a kto babką w ich tandemie?).

Dobre. ;)
Ekranizacje komiksów Marvela już takie są - nieskomplikowane. Można się przyzwyczaić, choć to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Jak dla mnie niedostatki fabuły to dostatecznie męcząca wada. Zbyt długie wprowadzenie bohatera w "Iron Manie" było już ponad moje siły. :)

A to nie taka była idea pierwszego Iron Mana by pokazywał jak powstał ten superbohater? Siłą rzeczy wstęp jest długi. Przeczytaj spoilery +

Właściwie to tytuł mógłby brzmieć Iron Man Begins.

Pokazanie, jak powstał Iron Man jest w porządku. Sceny w Afganistanie - fajne i dynamiczne, ale szczegółowość i czas budowy pancerza (już po powrocie)... No nie wiem... Chociaż gdybym była inżynierem, pewnie by mnie to zachwyciło. ;)

"Iron Man Begins" automatycznie nasuwa mi skojarzenie z "Batman Begins", a w moim odczuciu te filmy dzielą lata świetlne - znaczy się "Batman..." jest 100 razy lepszy. ;) Nadal nie wiem, czy to kwestia tego, iż uniwersum DC jest jednak lepsze od świata Marvela, czy po prostu osoby ekranizujące "marvele" za bardzo idą na łatwiznę (jako dziecko wychowane na animowanych marvelach i dc, postawiłabym na ten drugi wariant).

A skoro już o ekranizacjach komiksów mowa, to gdzież jest moje "Sin City 2"? :( Nie będę ukrywać, że nowe ekranizacje dark horse'ów robią mi najlepiej. :)

Dla mnie "Batman - początek" to tylko ocena wyżej od "Iron Mana". Nie widzę tu przepaści. Te filmy różnią się tonacją, marvelowski jest pogodniejszy. Scenariusze prezentują podobny poziom - są umiarkowanie durne ;)

Wydaje mi się, że fakt niezbyt wysokiego poziomu produkcji Marvela jest spowodowany tym, iż one z założenia mają takie być. Są tak wyważone by dobrze doić kasę.

Ja tam jednak widzę przepaść scenariuszową. Jak widać wszystko jest kwestią gustu. :)

Dodaj komentarz