Umarł Bóg

Data:
Ocena recenzenta: 10/10
Artykuł zawiera spoilery!

Wieje wicher. Wiatr rozwiewa grzywę konia. Rozwiewa włosy i brodę woźnicy. Wóz pędzi po krętej drodze. Woźnica okłada konia batem. Wichura nie ustaje.

Dzień pierwszy. Dom. W nim stary mężczyzna i jego córka. Wyglądają jak postaci biblijne. Ona pomaga mu się przebrać, bo mężczyzna ma niedowład prawej ręki. Gotuje obiad i woła go. Siedzą w milczeniu i jedzą kartofle. Za oknem wichura rozwiewa liście i pył. Zimna, jałowa pustynia. Zapada noc. Idą spać. Kończy się pierwszy dzień. Jeszcze nie wiedzą, że umarł Bóg.

Dzień drugi. Wichura nie ustaje. Pył wnika wszędzie, pachnie nim wszystko. Woźnica zaprzęga konia, ale koń nie rusza. Okłada go batem. Straszą żebra na jego boku. Koń jest chory. Koń nie je. Koń nie słucha. A przecież rzekł Bóg: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi". Ale Boga już nie ma. Jedzą kartofle, słuchają wiatru, zapada noc. Kończy się drugi dzień.

Dzień trzeci. Nie ma ptaków, wywiał je wiatr. Teraz on śpiewa. Nie ma roślin, wyparł je pył. Teraz on pokrywa ziemię. Dziewczyna gotuje kartofle. Jedzą, kładą się spać. Kończy się trzeci dzień.

Dzień czwarty. Odchodzą i ludzie. Chodźcie z nami, wołają. Ale dziewczyna i jej stary ojciec nie słuchają. Zostają, przecież ten wicher musi kiedyś minąć. Mają jedzenie, mają wodę, mają palinkę, mają dom. Nie jest jeszcze tak źle. Dziewczyna gotuje kartofle. Jedzą w milczeniu. Kończy się czwarty dzień.

Dzień piąty. Nie ma już wody. Na dnie studni kamienie i pył. Co się dzieje?! Czemu Bóg nas tak doświadcza?! Jest jeszcze palinka i kartofle. Na jak długo ich starczy? Dziewczyna przebiera ojca, gotuje kartofle, jedzą. W taką wichurę nie da się nigdzie dojść. Kończy się piąty dzień.

Wtedy Bóg rzekł: "Niechaj się stanie światłość!" I stała się światłość.

Dzień szósty. Nie ma już światła. Nie ma ognia. Nie ma już dnia i nocy. Jest ciemność. Jedzą surowe kartofle, jeszcze mają nadzieję. Jeszcze nie rozumieją, że odszedł Bóg, a z nim odszedł świat. Kończy się szósty dzień. Nie ma już nic.
.....
.....
.....

Boga zabił Friedrich Wilhelm Nietzsche. Gott is tot, napisał. Parę lat później, 3-go stycznia 1889, podczas pobytu w Turynie, Nietzsche zobaczył woźnicę okładającego bezlitośnie batem konia. Płacząc, rzucił się koniowi na szyję. Następnie, zdruzgotany, położył się do łóżka. Dwa dni później wypowiedział swe ostatnie słowa: "Mutter, ich bin dumm" (Matko, jestem głupi), po czym popadł w chorobę psychiczną, z której nie wyszedł już do śmierci.

Co takiego zobaczył Nietzsche w oczach konia? Pustkę świata, w którym po zabiciu Boga nie ma już nic? Śmierć? Film Beli Tarra jest spekulacją na ten temat. Wizją piękną i smutną. Ostatnim filmem tego wybitnego reżysera, który uznał, że powiedział już wszystko.

------------------------------------------------------------------------------------------

Cytowane fragmenty "Księgi Rodzaju" pochodzą z Biblii Tysiąclecia.

Zwiastun:

Mam nadzieję, że Bóg jednak jest, bo modlę się, żeby ten film wszedł do kin.

Jak nie wejdzie do kin, to pewnie będzie w składzie tego boxu z filmami Tarra, który chce wydać Gutek w przyszłym roku.

Na to liczę!

@ayya: Wiesz coś więcej na ten temat? To świetna wiadomość!

Nie wiem, czy mi się to przyśniło czy nie, ale to było gdzieś ogłaszane chyba w trakcie festiwalu.

Czy idea Nowe Horyzonty Tournee będzie kontynuowana?

Tak. Myślę, że w przyszłym roku zestaw będzie niezwykle ciekawy. Chcemy też wydawać na dvd filmy bohaterów naszych retrospektyw. Prawdopodobnie pierwszy będzie Bela Tarr . Chcemy wydać pełen zestaw jego filmów. Na razie jednak to wszystko jest w planach.


Z wywiadu dla Stopklatki

To ciekawe, bo Tarr odżegnuje się od religijnych interpretacji, chociaż często korzysta z motywów biblijnych. Sam mam ochotę napisać coś więcej . Sam Nietsche przeżył głęboki kryzys wiary i jego odejście od Boga jest aktem głęboko tragicznym. Lew Szestow mówi o "filozofii tragedii", a teolog Tomasz Halik mówi o nim jako o największym z bezbożników. Bo przecież w sensie teologicznym Bóg umarł, tylko zmartwychwstał. Nietzsche zatrzymując się na Wielkim Piątku schodzi na samo dno piekła, piekła , które można określić mianem pustki. To całkiem współczesna koncepcja piekła nie jako ognia, mąk, diabłów, ale kompletnej samotności człowieka , bezradnego wobec odpowiedzi na pytanie, dlaczego istnieje. Spróbuję to jakoś ogarnąć.

W przypadku tego filmu nie da się raczej uniknąć biblijnej interpretacji. Na spotkaniu po filmie, gdy prowadzący zadał niedorzeczne pytanie, o co chodzi z tym znikaniem żywiołów, Bela popatrzył na niego ironicznie i zapytał: "No jak to, nie zna Pan historii stworzenia świata? Ja ją opowiedziałem, tylko w drugą stronę." Co oczywiście nie oznacza, że Tarr nie mówi czegoś więcej, ponad religię.

Prawda jest taka, że w przypadku wielkich dzieł słowa są zawsze bezradne, lepiej film oglądać, niż o nim czytać. Starałem się przede wszystkim oddać nastrój filmu, pozostawiając głębsze przemyślenia do rozważeń indywidualnych.

Jak Ci się uda to ogarnąć, to koniecznie napisz. To film do głębszego przemyślenia, bez dwóch zdań.

No, to Doktor dokonał tego, na czym ja poległam i napisał notkę o "Koniu Turyńskim". Szacun.

To ja może podrzucę trop dla Lapsusa, jakby chciał rozkminiać dalej. Pamiętam, że Tarr w odpowiedzi na któreś pytanie odparł, że chciał przekazać w tym filmie coś co nazwał the unbearable heaviness of life. W wywiadach też chętnie podkreśla, jak monotonne i powtarzalne jest życie tych ludzi.

powtarzanie i monotonia była do bólu eksplorowana w "Szatańskim tangu". Sam motyw tanga wprowadza ową powtarzalność. I łączy to oba filmy, ale Koń idzie dalej - idzie ku Nitzschemu, niczemu, ku pustce absolutnej.

Celowo pominąłem interpretację filmu, bo po prostu nie chciałem jej narzucać. Film trzeba obejrzeć samemu i samemu przemyśleć. Nazwałem go arcydziełem z pełnym przekonaniem, właśnie dlatego, że jest otwarty na interpretacje (a przy okazji cudowny pod względem formalnym).

Jasnym dla mnie jest, że to nie jest opowieść SF, na zasadzie: a ciekawe jakby to wyglądało jakby odwrócić Genesis. To jest opowieść, która jest na pewno o nas. Podstawowe pytanie, jakie sobie trzeba zadać, to jak rozumiemy samo sformułowanie, że "umarł Bóg". Dla mnie to oznacza nicość, czyli śmierć. I "Koń turyński" jest dla mnie filmem o śmierci.

Narzucać to co innego niż przedstawić. Rozumiem, że uważasz, że jakt napiszesz jak odebrałeś ten film, to już nikt nie będzie się mógł po tym otrząsnąć i stanie się to powszechnie obowiązujący sposób odbioru;) Dla mnie zderzenie interpretacji jest zawsze cenne, bo mówi o wielości, nawet jeśli nieudolne, to ciekawe.

Śmierć jest jednostkowa, ale człowiek trwa jako choćby gatunek, tyle że trwa w kompletnej ciemności. Zgasło światło, nie ma nadziei, nie ma niczego - jak u Kononowicza. Ten tragiczny wymiar uderzył we mnie najsilniej, to jest chyba także ten ciężar egzystencji, o którym pisała wyżej Esme. Mam pewne tropy, bo czytam teraz Halika, który to porusza, więc niedługo coś urodzę. Taki obraz świata jak filmu - jest obraz, zewnątrz, to wszystko dzieje się, ale wewnątrz jest pusto, czarna dziura świadomości bez zadnego punktu odniesienia.

Nie kpij. Chodziło mi raczej o to, że co bym nie napisał, to i tak zabrzmi banalnie. Tu pod spodem możemy sobie o tym dyskutować, ale w "pięknej" notce wolałem swoich banalnych przemyśleń nie umieszczać. Uznałem, że wystarczy jak zasygnalizuję interpretację w formie pytań.

Nie kpię przecież. Czy to co piszę o swojej interpretacji jest banalne?

Sam Bela Tarr twierdzi, że to bardzo prosty film, więc zapewne ma działać przede wszystkim na tym podstawowym, prostym poziomie. I na tym podstawowym poziomie obaj chyba w miarę rozumiemy, że jest o pustce, śmierci. Ale odrębną sprawą jest to, czym dla Ciebie jest pustka, jak ją osobiście czujesz, czy się jej boisz, czy jesteś z nią pogodzony, czy w nią wierzysz, czy nie. Kim dla Ciebie jest Bóg. Czym dla Ciebie jest śmierć.

Ja akurat nie chciałem w takie osobiste dywagacje w swojej notce wchodzić, bo wymyśliłem dla niej inną strukturę. Chciałem żeby była chłodna, "obiektywna", tak jak film - żeby oddawała jego nastrój. Bela Tarr przecież też nie prowadzi w filmie takich dywagacji, tylko przedstawia obrazy, które mają nas do przemyśleń skłonić.

Natomiast cieszę się, że Ty masz inny pomysł na notkę, bardzo chętnie ją przeczytam i pod nią podyskutuję.

Ja to widzę tak, że teksty kultury ze sobą korespondują i jeżeli Tarr przytacza Nietzschego, to tym samym przywołuje całą nadbudowę, która wokół jego myśli została wytworzona. Ja nigdzie nie napisałem, ze mi się notka nie podobała, albo że chciałbym ja zmieniać, natomiast bardzo mnie interesuje Twój odbiór tekstu.
to jest właśnie pole znaczeń nadbudowanych, jakże inspirujące dla dyskusji co jest w tym tekście ważne

Ja też tak uważam. To znaczy też uważam, że trzeba czytać ten film przez pryzmat Nietzschego. Tarr robi sobie jaja, gdy pisze, że przesłanką nakręcenia filmu była myśl: "Wiemy, jak skończył Nietzsche, ale co stało się z koniem?" (którą notabene niektóre portale cytują, jakby wierzyli, że naprawdę chodziło o losy konia ;))

Piszecie o "nieznośnej ciężkości bytu" (tak, też słyszałem Tarra mówiącego o tym), ale to dla mnie mało interesujący trop, bo zbyt oczywisty. To że życie jest ciężkie i monotonne, to raczej wszyscy wiemy i nie trzeba do tego aż takiego filmu. Gorsze jest co innego - że po tym ciężkim i monotonnym życiu nie ma żadnej "nagrody", tylko pustka. I to jest najstraszniejsze.

Czytam tekst tekstem - a mit Syzyfa w interpretacji Camusa? Już samo robienie filmów przez Tarra jest, może być takim czynem absurdalnie sensownym.

To interesujące z tym koniem. Dręczony koń występuje u Dostojewskiego, pisarza stojącego na przeciwnym biegunie niż Nietzsche, tzn. też tragicznego , ale który z tej tragedii wyciąga skrajnie różne wnioski - nawrócenie Raskolnikowa (to jest ta przenikliwa krytyka koncepcji nadczłolwieka). Nie chcę powiedzieć, że to przytoczenie jest świadomym cytatem, ale w biernym cierpieniu zwierząt, całkowicie bezbronnych wobec siły rozumnych ludzi jest ten autentycznie tragiczny rys, który może przyprawić o rozpacz.

Słowa nieznajomego to praktycznie cytaty z Niczego. W gruncie rzeczy cenię taki naiwny, "prosty" (nie mylić z prostacki) odbiór. Jeśli jesteś, żoną, córką, dziewczyną albo po prostu fanką tego Szubrychta, jeśli generalnie się z nim zgadzasz to odpuść sobie. Po prostu to nie ma sensu.

Dodaj komentarz