'Facebooknij mnie'

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Reżyser David Fincher, znany przede wszystkim z trzymających w napięciu thrillerów tym razem pokusił się o zupełnie odbiegającą od jego stylu tematykę. Na warsztat wziął w zasadzie mało porywającą historię sławnego na świecie twórcy Facebooka i młodego miliardera Marka Zuckerberga. Film, najprościej rzecz ujmując, dotyczy powstania i rozwoju owego portalu społecznościowego. Z mało ciekawej historii Fincher stworzył przyzwoity dramat wzorowany w nastroju i konwencji na jego poprzednich filmach. Trudno wyjść z podziwu dla takiego kunsztu reżysera, bo jeśliby przyjrzeć się dokładniej fabule, nic ciekawego ona nie prezentuje.

Film zbudowany jest na retrospekcjach o punkcie wyjściowym zahaczającym o dramat sądowy. Już majętny Zuckerberg jest oskarżony o kradzież pomysłu na stworzenie portalu. W trakcie prowadzonych przesłuchań, pomiędzy kolejnymi pytaniami prokuratora, poznajemy historię programisty z jego ekscentrycznych wypowiedzi. Dowiadujemy się więc, że genezą na powstanie strony jest smutna osobista prawda o Marku - jego nieumiejętne i lekceważące podejście do kobiet. Jeszcze jako student Harvardu nie potrafi znaleźć porozumienia z żadną przedstawicielką płci przeciwnej. Po kolejnej porażce postanawia się zemścić i tworzy prosty portal, na którym studenci uczelni oceniają wygląd studentek, również jego niedoszłej miłość. Pozornie błaha sprawa staje się zalążkiem do stworzenie miliardowego dzieła. Portal ze zdjęciami dziewczyn jest tak oblegany, że doprowadza do zawieszenia się akademickich serwerów. Zaszokowani geniuszem Zuckerberga przewodniczący ekskluzywnego uczelnianego bractwa zatrudniają go do stworzenia portalu społecznościowego, który zrzeszałby członków klubu. Ci sami ludzie po latach, nie bez przyczyny, oskarżą go o kradzież pomysłu. Bowiem błyskotliwość Marka nie pozwoliła mu na podporządkowanie się pracodawcom. Po analizie zlecenia postanawia sam stworzyć portal ulepszony i udoskonalony własnymi pomysłami.

Banalna akcja taką by pozostała, gdyby nie postać Marka Zuckerberga. Ten z pewnością nie ma powodów do zadowolenia, ponieważ Fincher bez skrupułów wykorzystał wszystkie wady bohatera nie uwydatniając zalet. Wobec niewątpliwego geniuszu i błyskotliwości przeciwstawiony jest człowiek cyniczny, grubiański, momentami prostacki i pełen kompleksów. Pragnieniem aspołecznego inteligenta jest odnalezienie się i dopasowanie do społeczeństwa, co okazuje się niemożliwe, przez kalekie funkcjonowanie wśród innych. Człowiek niechciany i odtrącony stara się nadrabiać egoizmem i pozorną obojętnością. W obliczu niepowodzeń tworzy swój własny alternatywny świat, w którym może być każdym, tylko nie sobą. Jednocześnie jest panem i władcą tego świata, czyli kimś, kim zawsze pragnął być, a co w prawdziwym życiu jest niewykonalne. Oglądając film z każdą kolejną minutą rośnie niechęć do bohatera pełnego niepohamowanej żądzy dominacji i akceptacji. Nie odczuwa się do niego ani sympatii ani współczucia, bo wydaje się, że sam sobie na takie smutne życie zasłużył.

Niestety poza rolą Jesse’go Eisenberga (Zuckerberg) i klimatycznej atmosfery film ma mało silnych stron. Mimo solidnej pracy Finchera i jego wielkiej pomysłowości, nie można powiedzieć, że jego najnowszy film jest lepszy od poprzednich, lub powala poziomem. W prawdzie nie nudzi ale nie zaskakuje i męczy. Moje uznanie dla Finchera za dobre poprowadzenie akcji, lecz trudno się spodziewać czegoś wielkiego po jednak zwykłej historii boga Facebooka. Lecz jedno jest pewne, po tym filmie miejsca, w których portal nie jest popularny zaczną znikać, aż w końcu znikną na dobre.

Zwiastun:

Po Twoich wypowiedziachw wątku oscarowym, pełnych żywiołowej niechęci do SN nie spodziewałam się oceny 7/10. ;)

Jak dla mnie idealny kandydat do głównej nagrody - Oscara dostają właśnie dobre filmy. Niekoniecznie bardzo dobre.

Wydaje mi się, że najciekawsza w tym filmie była jego aktualność i wielość mimochodem poruszonych wątków związanych ze współczesną kulturą. Jedni przy jego okazji pisali o nowych mediach, inni o biznesie, jeszcze inni o prawach autorskich. Fincher chyba nie miał tego wszystkiego ma myśli, ale fajnie że oprócz fabułki opartej na perypetiach towarzyskich wynikło z tego coś więcej.

I jeszcze czepialstwo: moja pamięć nie jest już taka jak kiedyś i widziałam ten film dawno, ale wydaje mi się, że bracia Winklevoss zamierzali stworzyć portal zrzeszający wszystkich studentów Harvardu, nie tylko członków klubu studenckiego. A Eisenberg nie jest debiutantem. ;)

wydaje mi się że na początku chcieli zrzeszyć tylko klub. potem faktycznie to się poszerzyło.
pocisnęłaś mi. myślałem że to debiutant.

nie twierdzę że to zły film, bo jest przyzwoity, ale nie widziałbym go z dopiskiem 'najlepszy film roku', według mnie nie zasługuje.

Dodaj komentarz