Światełko w tunelu

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Getto. To jedno słowo przez lata napiętnowało jednoznaczne skojarzenia. Wywodzące się z włoskiego, wypaczone przez Hitlera, na zawsze zapisało się w ludzkiej świadomości. Kult getta jak i holokaustu od początku wiernie pielęgnowali Żydzi, ale i nie tylko. Rok rocznie mnożą się kolejne dzieła poświęcone tej, bądź co bądź, ograniczonej grupie ofiar II Wojny Światowej. Gdzieś drga cienka granica, za którą obraz zagłady tej wojny może zostać wypaczony przez jeden naród. Jak w tym wszystkim widzi się Holland (Żydówka skądinąd)? Podczas, gdy temat wałkowano już na setki sposobów, jej film okrzyknięto "najlepszym" i po przypięciu narodowej etykietki wystawiono do gonitwy o Oscary.



Jak to zwykle bywa, kluczem jest opowiedzenie względnie zwykłej historii w niezwykły sposób. Grupa Żydów z lwowskiego getta wykopuje tunel, którym łączy się z miejskimi kanałami. W obliczu nadciągającej pacyfikacji pod ziemię ucieka nieokreślony tłum Żydów. Jednak sam fakt ucieczki nie daje wolności, ani poczucia bezpieczeństwa. Wielu zostanie rozstrzelanych lub się utopi. Do przeżycia potrzebny jest przewodnik zza drugiej strony muru, którym okazuje się kanalarz Leopold Socha. Krętacz, cwaniak, złodziejaszek, który zna kanały "lepiej niż własną kobietę" pomoże przetrwać nielicznym szczęśliwcom.

Motywem przewodnim filmu jest walka jasności z ciemnością. Konfrontacja ta przede wszystkim odnosi się do złożoności charakterów. Trzeba przyznać, że różnorodność i zmienność zachowań jest zdumiewająca. W obliczu śmierci, kiedy trzeba wybierać między jednym życiem a drugim, dochodzi do wstrząsających decyzji. Najbardziej pod tym względem poruszyła mnie postać Janka (Bosak). Podejmuje podaj najbardziej dramatyczne decyzje podczas trwania filmu. Porzuca żonę z dziećmi, kochankę, Boga. Nie znane są jego motywacje, choć bystry widz dostrzeże zarówno biologizm jak i zwykły strach. Jego kolejne ucieczki i walka z samym sobą podparte niezłym aktorstwem najbardziej utkwiły mi w pamięci.

Dlaczego piszę o postaci drugoplanowej, zamiast o głównych bohaterach? Pytanie należałoby postawić inaczej: czemu o Żydach a nie o całej reszcie? Role uciekinierów są o wiele ciekawiej rozpisane, w przeciwieństwie do ról polskich, które charakteryzują się schematycznością znaną z wielu dzieł na temat wojny. Dotyczy to oczywiście i Żydów, ale empatia w obliczu ich zagrożenia jest niewspółmiernie większa. Do czego jednak zmierzam. Pewna scenariuszowa ograniczoność postaci może przyczyniać się do rozczarowania. Nie mogę natomiast stwierdzić, żeby któryś z głównych odtwórców zagrał źle, bo tak zwyczajnie nie było. W gruncie rzeczy nie ma co się doszukiwać niespójności w aktorskim warsztacie. Z drugiej strony, kwestia schematyczności też nie jest taka oczywista. Scenariusz oparto o relacje ludzi, którzy przeżyli piekło lwowskich tuneli. Jeśli punktem wyjścia ma być ich autentyczna historia, to zarzucanie jej schematyczności jest zwyczajnie nie na miejscu. Jednak, jak mówiła sama Holland, poczyniono pewne fabularne zabiegi w obrębie chociażby bohaterów, aby przystosować historię do filmu. Wydaje mi się, że nie są to zabiegi równomierne. W efekcie emocjonalne rozdarcie Żydów jest o wiele bardziej ekspansywne, niż Polaków, których wcale przecież nie było mniejsze. Może należałoby poszukać nowych rozwiązań przy ukazywaniu zmęczonego tematu. Tylko jak - to historie oparte na faktach. A jednak część faktów w tym filmie przekonuje bardziej.

Wróćmy na koniec do ciemności. Uciekinierzy spędzili 14 miesięcy w kanałach, co miało decydujący wpływ na strukturę filmu. Większość scen rozgrywa się pod ziemią, gdzie światło musi walczyć o prawa bytu na równi z ludźmi. Kontrast między światłem a mrokiem, jest jak między życiem a śmiercią. Tę dramaturgię budują przygaszone ujęcia po części oświetlone w naturalny sposób. Nie uraczy nas popularna kontra, która sprawia, że wszystkie postacie znajdujące się w ciemności są oświetlone. Niesie to ze sobą oczywiście powstanie sporego ziarna, szczególnie odczuwalnego przy ekstremalnie ciemnych scenach. Cyfrowy szum zwyczajnie się nie kadruje i rzadko daję się przekonać do słuszność jego użycia. Tu się nie dałem. Choć w gruncie rzeczy operatorka Jolanta Dylewska (min. Tulpan) spisała się naprawdę dobrze, co jest niewątpliwym atutem filmu.

Oscar. Kolejne słowo, które w naszej kulturze brzmi jak mistyczny symbol. PISF jednogłośnie przyznał "W ciemności" prawo startu w, być może, najtrudniejszej kategorii świata: Oscar za film nieanglojęzyczny. W Stanach za dystrybucję wzięło się Sony Pictures Classics (min. Amator, Przyczajony tygrys ukryty smok, Persepolis, Walc z Baszirem, a także Rzeź). Film pokazywany był w Toronto i Los Angeles. Za oceanem mówi się o nim w superlatywach. Tymczasem zdania Polaków są podzielone. Niektóre sięgają nawet nieuzasadnionego oburzenia. Nieuzasadnionego, bo film jest naprawdę dobry. Nie powalający, ale trafny i z empatią opisuje uniwersalną tragedię niewielu na tle milionów. Nie rozwalił mi tej części głowy, która mi jeszcze pozostała po obejrzeniu chociażby Róży (swoją drogą świetnego filmu, ale o zbyt polskiej tematyce, żeby móc się przebić), gdyż prezentuje bardziej przystępną wersję historii. Scenariusz jest trochę za łatwy w tym całym dramatyzmie ale, bądź co bądź stworzył niezły film, który ma tą specyficzną cechę, że pomimo wojny pokazuje stosunkowo niewiele drastycznych scen.
Czegoś mi jednak brakuje. Wydawało mi się, że założeniem było pokazanie tragicznej historii Sochy (dopowiedzianej w post scriptum), a tym czasem łatwiej zasymilować się z żydowskimi uciekinierami. Okrojone naziemne życie Sochy to zbyt mało, a relacje między Polską a Izraelem od czasów wojny są kiepskie, co może kłócić się w odbiorze zwłaszcza w obliczu przewagi tych drugich. Jednak duża część świata, zwłaszcza w USA, takich oporów nie ma. Nawet więcej, to tylko upowszechnia film.

Nominacja niepewnie ale wisi w powietrzu. Jeśli okaże się faktem pozostaje nam się cieszyć. Choć dla mojego dziadka będzie to kolejnym dowodem na to, jaki wpływ na społeczeństwo wywierają Żydzi.

Zwiastun:

Coś mi się wydaje, że nominacja będzie skoro Katyń dostał. Osobiście dałem się porwać w czasie do Lwowa mrocznych lat 40. Jest też w tym filmie pokłon dla Wajdy i jednej z jego najsłynniejszych scen.

A to prawda. Poza tym Amerykanie lubią wojenne klimaty a Katyń w porównaniu z tym filmem wypada słabiej. Pamiętajmy tylko, że Sony Pictures na pierwszy ogień stawia inny film, któremu patronuje - Rozstanie.

Rozstanie to chyba murowany zwycięzca.

"chyba murowany", dobrze powiedziane ;)

Chyba, bo nie widziałem,a wszędzie zachwalają.

Amelia też kiedyś była murowanym faworytem, a przegrała z Ziemią niczyją.

Dlatego niech wygra czarny koń, czyli "W ciemności".

Raczej ciemny koń :P zobaczymy, zobaczymy. Poczekajmy do nominacji.

W tym roku w ogóle polskie kino zapowiada się wojennie. Bo jest i "Róża" Smarzowskiego i "Pokłosie" Pasikowskiego.

W dodatku trzymają niezły poziom. Przynajmniej 2, bo o Pokłosie chyba jeszcze niewiele wiadomo.

Dodaj komentarz