Europejczyk w Afryce, Afryka w Europejczyku

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Tegoroczne lato w kinach studyjnych upływa pod znakiem Josepha Conrada. Nie tak dawno do naszych kin zawitało oscarowe "W lepszym świecie", którego część rozgrywała się na Czarnym Lądzie, już niedługo będzie miała miejsce premiera nagrodzonego Srebrnym Niedźwiedziem "Snu o Afryce". Kolejny europejski film, nawiedzający kontynent, który ciąży nad Europą jak miecz Damoklesa, natomiast nad samym dziełem lata i uroczo pohukuje duch Józefa Korzeniowskiego.

Dzika Afryka funkcjonuje jedynie w powieściach przygodowych (i to zwykle tych mających co najmniej pięćdziesiąt lat na karku) i dokumentach puszczanych przez telewizję publiczną w niedzielne popołudnia, dziś w zbiorowej świadomości kojarzy się z głodem, wojnami domowymi, biedą i chorobami. Wraz z pojawieniem się mas mediów zniknął romantyczny etos pustyni, dżungli i sawanny, pojawiła się straszna rzeczywistość slumsów i obozów dla uchodźców. Europa czuje się za to odpowiedzialna, nie bez przyczyny, w pewnym stopniu za wspomniane zjawiska odpowiada kolonializm. Stąd międzynarodowe akcje humanitarne sponsorowane przez agendy ONZ, chociażby przez WHO.

Ebbo Welten jest lekarzem zajmującym się leczeniem epidemii śpiączki afrykańskiej, epidemii, która nie istnieje. Jednak każdy wie co to za choroba i wydanie na walkę z nią jest dobrze postrzegane, wysyłając pieniądze i lekarzy Zachód czyści sobie sumienie. Po latach spędzonych w Kamerunie tak przyzwyczaja się do Afryki, że nie jest w stanie już jej opuścić. W penym momencie staje przed wyborem, albo rodzina, albo miejsce, które kocha. Wybiera to drugie. Kilka lat po tym wydarzeniu odwiedza go Alex, czarnoskóry obywatel Francji. Ma on przeprowadzić kontrolę projektu, którym kieruje Ebbo.

Skontrastowanych jest dwóch bohaterów Afrykańczyk urodzony i wychowany w Europie, przesiąknięty tą kulturą do cna; oraz Europejczyk z pochodzenia i ducha, który może i Afrykę kocha, ale jest to miłość do władzy i wpływów jakie ma w tym miejscu. Ebbo to współczesny Kurtz, przemieniony przez tę ziemię i nie potrafiący się bez niej obejść. Z kolei Alex, ten dzisiejszy Marlow, nie rozumie miejsca w którym się znalazł. Ten niemiecki film, mimo że drugą jego część można spokojnie uznać za uwspółcześnioną adaptację "Jądra ciemności" nie eksploruje filozoficznego aspektu tego dzieła. Nie wyrzucam tego, po prostu reżyser podszedł do tego dzieła od innej strony. Interesuje go człowiek z Europy, jego zachowania, jego istota, a nie tytułowa skaza, która znajduje się w każdym z nas (albo i nie, zależy od poglądów).

"Sen o Afryce" nie jest filmem dla każdego, powolne tempo i oszczędny montaż raczej nie są bardzo zachęcające. Ulrich Köhler to filmowy realista, dążący do jak największej "przezroczystości", chce pokazywać rzeczywistość w możliwie wierny sposób, stąd niechęć do bliskich planów. Obiektyw kamery zwykle znajduje się w sporej odległości od aktora utrudniając zawiązanie emocjonalnej więzi. Mamy wrażenie obserwowania rzeczywistości przez szybę, film wzbrania się przed wciągnięciem widza i narzuceniem mu jakiegoś zdania odnośnie omawianej problematyki. Z ekranu emanuje chłód, a dystans, rzeczowość i jak najmniejsza ilość emocji to cechy charakterystyczne tego dzieła.

Najnowsza propozycja AP Mañana to film ciekawy, chociaż nie w moim guście. Jednak myślę, że znajdą się osoby, którym spodoba się dużo bardziej. Jeżeli ktoś lubi kino zdystansowane, dążące do zobiektywizowania filmowej rzeczywistości, to mogę "Sen o Afryce" szczerze polecić.

Zwiastun: