Fiolka, gardło, nóż

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Czego można spodziewać się po współczesnym amerykańskim filmie kryminalnym? Można śmiało zaryzykować tezę, że niczego dobrego. Przemysłowa produkcja wygładzająca scenariusze nie służy temu gatunkowi. Tym większym zaskoczeniem jest Na noże Riana Johnsona. To film, którego największą zaletą jest narracyjna mięsistość i operowanie dawno niewidzianymi w produkcjach zza oceanu zwrotami akcji.

Reżyser Loopera sięga po klasyczny schemat narracyjny znany z powieści Agathy Christie – zagadki zamkniętego pokoju, jednak wzbogaca ją postmodernistyczną siecią odniesień. Już sama postać ofiary to poziom meta. Policja wraz z prywatnym detektywem bada sprawę samobójstwa znanego autora kryminałów Harlana Thrombreya. Mężczyzna podciął sobie gardło, co samo w sobie wzbudza podejrzenia, taka teatralna forma odebrania sobie życia jest ekstrawagancka nawet jak na kogoś kto z pisania o śmierci uczynił sposób na zarobek. Co więcej tego wieczora w posiadłości ze względu na urodziny denata była cała rodzina. Kolejni jej członkowie sadzani są na otoczonym przez noże, a więc trochę przypominający żelazny tron z sagi Martina, krześle i wypytywani o szczegóły nieszczęsnego wieczora. Kolejne relacje z dnia wątpliwego samobójstwa różnią się od siebie. Każdy z opowiadających ma coś do ukrycia, a pozornie szczęśliwa rodzina okazuje się gniazdem żmij. Przewodniczką po tym świecie dla detektywów i widzów staje się Marta – pielęgniarka, córka emigrantów z Ameryki Łacińskiej. Jej zadaniem była opieka nad Harlanem i jako jedyna nie ma interesu w śmierci seniora rodu.

Tak jak kryminały Agathy Christie przedstawiały w wyidealizowany sposób kastowe dziewiętnastowieczne angielskie społeczeństwo, tak Johnson obija pluszem współczesną rozwarstwioną Amerykę. Jądrem tej narracji jest poważny konflikt klasowy, jednak w ramach filmu jest on neutralizowany. Nigdy nie pozwala mu się nabrać rewolucyjnego znaczenia. Jest to zrozumiałe, w końcu Na noże to przede wszystkim rozrywka i to raczej dla tej bogatszej części społeczeństwa. W końcu to ona chodzi do kina. Mimo wszystko trzeba pochwalić reżysera i scenarzystę w tej samej osobie, że uważa swoich widzów za osoby umiejące dodawać dwa do dwóch. Warto przypomnieć, że poprzedni film wyreżyserowany przez Johnsona to Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi był szeroko krytykowany za zwrot akcji (niżej podpisany odniósł wrażenie, że raczej za to, że w ogóle był, a nie jaki był). Tutaj sprawa staje się bardziej zagmatwana i miejsca na fabularne przewrotki znalazło się więcej. Intryga jest stosunkowo prosta, ale sposób jej podania jest efektowny i scenariuszowo i formalnie.

Filmowi na pewno pomaga też dość niecodzienna obsada. Znalazły się w niej i gwiazdy dużego formatu takie jak wyjątkowo mizerny aktorsko Chris Evans i solidny, acz niezachwycający, Daniel Craig. Do tego trzeba dodać główną rolę młodej i szukającej swojego miejsca w Hollywood Any de Armas, tu jej filmografia właściwie pasuje do klasowego statusu. No i są jeszcze ciekawi aktorzy niezależni jak znana z Hereditary Toni Collette. Ta niecodzienna grupa złożyła się na całkiem przyzwoity zespół. Odnosi się wrażenie, że to przede wszystkim drużyna. Liczy się ogólny efekt, mniej nominacje do złotych statuetek, które można zdobyć oddzielnie.

Na noże to film inteligentnie opowiedziany, unowocześniający kryminalną konwencję i bawiący się popkulturowymi nawiązaniami. Johnson potrafił udobruchać sobie hollywoodzkich bogów i wybłagać jak największą kontrolę nad reżyserowanym obrazem. Efekt, oczywiście biorąc pod uwagę, że to wciąż kino rozrywkowe jest porażający. W Stanach Zjednoczonych wciąż poza głębokim offem można nakręcić niegłupi film. Pytanie tylko po wcześniej co przeczołgiwać obiecujących reżyserów przez produkcje bez urody i mózgów?

Zwiastun: