Kino u wód 2: Arabskie noce

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Miguel Gomes postanowił zostać Szeherezadą, jednak niekiedy można odnieść wrażenie, że wszystkich nocy z sułtanem by nie przetrwał. Arabian nights są filmem nierównym, ale o rzadko spotykanym rozmachu. Ten projekt skazany był na porażkę i reżyser sam się do tego przyznaje we wstępie. Założenie jest ambitne, kolejne historie mają odnosić się do prawdziwych wydarzeń jakie miały miejsce w ostatnich latach w Portugalii, będąc jednocześnie fikcją. Fantazja ma się spotkać z prawdą, realne z wyobrażonym, a polityka z legendą.

Część pierwsza jest intrygująca i chyba najbardziej zaangażowana. Początek odnosi się do bankructwa stoczni w Viana de Castelo. Naród żeglarzy zostaje pozbawiony możliwości budowy statków w imię oszczędności. Równolegle opowiadana jest historia tępiciela nowej odmiany szerszeni, które doprowadzają do zmniejszenia się populacji pszczół. Dodatkowo wplecione zostały jeszcze deklaracje programowe reżysera w postaci inscenizowanych scen z ekipą filmową. To wszystko zostało ze sobą dokładnie pomieszane, a rolę spoiwa odgrywa narracja z offu. Wstęp zapowiada, że Arabian nights będą filmem o społecznej niesprawiedliwości i próbach jej naprawienia.

I tak jest w istocie, po krótkim przerywniku w postaci kostiumowej wyspy dziewic następuje groteskowa historia spotkania polityków i bankierów. Przedstawiciele rządu i instytucji finansowych spotykają się, by zdecydować co zrobić w sprawie portugalskiego długu. Wydaje się, że negocjacje utknęły w martwym punkcie, jednak w trakcie przejażdżki spotykają czarnoskórego maga oferującego im magiczny lek na potencję. Kiedy władzy znów staje zmienia się jej stosunek do świata, jednak nie na długo. Lekarstwo okazuje się przekleństwem, erekcja nie znika, a ceną za odczarowanie jest suma, o jaką ma zmniejszyć się deficyt Portugalii. Rubaszny humor i absurd polityczny doskonale ze sobą współgrają i w pierwszej części nic nie jest w stanie przebić The Man With a Hard-on. Nawet sąd nad kogutem, piejącym zbyt głośno i w nieodpowiednich momentach.

Po ciekawej, acz nieco przyciężkiej opowieści o Simao, mordercy, ale też lokalnym bohaterze ze względu na udane wyprowadzanie w pole policji, ma miejsce największa atrakcja The Desolate One segment The Tears of the Judge, opowiadający o sędzi mającej poprowadzić sprawę dotyczącą sprzedaży cudzych mebli. Opowieść jest słodko surrealistyczna, ale pokazuje jak nakręca się spirala niesprawiedliwości. Kolejni zeznający są coraz dziwniejsi, na świadka powołany zostaje nawet duch krowy oraz dżin. Panem tego ducha jest bankier i jego życzeniem było zmuszanie pewnego człowieka do dzwonienia na numer alarmowy, by prywatna służba zdrowia miała się lepiej, a przyjaciele z branży farmaceutycznej zarabiali więcej. Galeria osobliwości się zapełnia i nie można się doczekać następnej postaci i historii. Wyciszenie przynosi trzecia część, opowiadająca o piesku Dixie i jego właścicielach.

Gdy wydaje się, że Miguel Gomes wyprztykał się z pomysłów i już niczym nie zaskoczy przychodzi The Enchanted One, w którym Szeherezada na chwilę staje się główną bohaterką i podróżuje po archipelagu Bagdadu. Po raz pierwszy pojawia się prawdziwa radość, w początkowym segmencie dużą rolę gra muzyka, towarzyszy żonie sułtana w jednodniowej wędrówce, podcyas której przypomina sobie o pięknie świata. Szczęśliwym można być tylko w legendzie, kiedy znów pojawia się nasiąknięta absurdem rzeczywistość pogodny nastrój znika. Opowieść o mężczyznach przygotowujących ptaki do konkursu śpiewaczego jest wyjątkowo długa i nudna, a stanowiąca przerywnik dla niej historia romansu Chinki z Portugalczykiem, świetna dzięki zdjęciom pokazującym protesty, nie ma szans się rozwinąć. Tym samym cały tryptyk pozbawiony został mocnego zakończenia, godnego najlepszych momentów Arabian Nights.

Film Miguela Gomesa to przede wszystkim pokaz tego, że jego filmowa skala głosu jest niemal nieograniczona. Każda historia ma własny styl wizualny, przez co obraz rozpięty zostal pomiędzy chropawym naturalizmem, a wyrafinowaną kreacją. Fantazja i realizm walczą ze sobą o dominację, a opowieści podszyto humorem i ironią. Niekiedy można się na tryptyku nudzić, ale niedocenianie go jest poważnym błędem.

Zwiastun: