Królowa pozorów

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Kiedy cały świat domaga się zmniejszenia płciowych dysproporcji na rynku filmowym w Danii powstaje Królowa kier - produkcja, w której główną aktorską rolę, stanowiska reżysera i scenarzystów objęły kobiety. Dodając do tego temat romansu z dużą różnicą wieku można by się spodziewać dzieła o rewolucyjnym potencjale. Szkoda, że May el-Toukhy strzela z ibsenowskiej strzelby, a nie z dział krążownika Aurora.

Anne ma wszystko, czego mogłaby zapragnąć. Kochającego męża, dwie córki, piękny dom i satysfakcjonującą pozycję zawodową. Praca prawniczki zajmującej się sprawami nieletnich jest dla niej tak angażująca, że można zastanawiać się czy to rodzinne życie naprawdę jej wystarcza. Pęknięcia na fasadzie domowego szczęścia stają się coraz wyraźniejsze, gdy do ich mieszkania sprowadza się nastoletni syn jej męża. Chłopak ma problemy z prawem, a jego matka chciała wysłać go do szkoły z internatem. Anne początkowo traktuje go jak intruza, jednak powoli zaczyna się nim interesować i to w sposób przekraczający obowiązki macochy. Romans między dojrzałą kobietą i nastolatkiem musi skończyć się źle, więc widzowie przez większą część filmu czekają na to kiedy w końcu ta strzelba wypali i w kogo zostanie wymierzona.

Królową kier można oglądać w kontekście dyskusji wywołanej me too. Przemoc seksualna po raz pierwszy została przez środowisko filmowe rozpoznana jako coś charakterystycznego dla tej branży. Reżyserka May el-Toukhy odwraca nieco sytuację pokazując kobietę jako seksualnego napastnika. Film podkreśla, że nadużycie pozycji wynika właśnie z niej, a nie tylko i wyłącznie z płci. Anne kiedy czuje się zagrożona nie waha się przed użyciem wszystkich swoich zasobów, bez względu na to czy pochodzą z kapitału materialnego czy też społecznego. Uklasowienie dyskusji o przemocy seksualnej dobrze by jej zrobiło, więc cieszy nagroda w Sundance i światowy obieg, w jakim znalazła się ta produkcja.

Jeżeli można mieć jakieś zastrzeżenia do Królowej kier to dotyczą one dość zachowawczej formy. May el-Toukhy wybrała konwencję mieszczańskiego dramatu ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Brakuje trochę intelektualnego rozmachu, to film psychologiczny i dopiero na poziomie interpretacji odsyłający do rzeczywistości pozaekranowej, ale też radzący sobie i bez niej. Z drugiej strony zamknięcie się na ponad dwie godziny tak naprawdę z dwójką aktorów pozwala na wyżyłowanie ról do granic możliwości. Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że Trine Dyrholm zagrała znakomicie. Nie jest to jej najlepsza rola w karierze, ale nie zawsze można być Nico (kto nie widział Nico, 1988 Susanny Nicchiarelli niech żałuje). Aktorka po raz kolejny potwierdza swój status europejskiej gwiazdy tworząc nieoczywistą, wielowymiarową kreację. Dyrholm znalazła też odpowiedniego partnera. Gustav Lindh mimo młodego wieku ma już całkiem rozbudowane CV (zarówno te filmowe jak i serialowe) i to doświadczenie widać na ekranie. Bez problemu dotrzymuje kroku swojej koleżance, co bynajmniej nie jest łatwe.

Królowa kier to w swojej klasie film bardzo udany. Jest obrazem wiarygodnym psychologicznie i bardzo dobrze zagranym. Wszystkie elementy tej produkcji są aż do przesady eleganckie. Od rozwiązań scenariuszowych, po scenografię wszystko tu świadczy o dobrym smaku. Do tego stopnia, że estetyzacja staje się koturnem. Sterylna czystość bywa niekiedy szkodliwa, a film May el-Toukhy aż prosi się o odrobinę brudu za paznokciami.

Zwiastun:

Szkoda tylko, że nie ma takich filmów o przemocy seksualnej, które pokazują ją w takiej formie, w jakiej najczęściej występuje - w każdym razie nic mi nie przychodzi do głowy ze znanych i nagradzanych filmów (może coś przegapiłam). "Polowanie", "Zaginiona dziewczyna", etc., a chyba i ten, przedstawiają typowe ofiary jako sprawców :/

Dodaj komentarz