Piekło kobiet

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Pierwsza godzina Niewidocznego życia sióstr Gusmao nie tłumaczy dlaczego ten film spotkał się z tak pozytywnymi reakcjami krytyki i, co ważniejsze, główną nagrodą w canneńskim konkursie Un Certain Regard. To klasyczny melodramat i to taki, w którym sztampa goni sztampę. Jednak jakimś cudem Karimowi Ainouz udaje się zmienić tombak w złoto i uczynić ze swojego najnowszego obrazu przejmujący film o siostrzeństwie, kobiecej sile i wierności ideałom.

Punktem wyjścia jest romans młodej i naiwnej Guidy z greckim marynarzem. Zakochana dziewczyna namawia swoją siostrę Euridice, aby ta kryła jej miłosną schadzkę. I to jak się okazuje ostatnią, bo zakończoną ucieczką nie tylko z domu rodzinnego, ale i Brazylii. Po tym wydarzeniu Euridice, która jest obiecującą pianistką, zawiesza na chwilę swoje marzenia o stypendium w Wiedniu i wychodzi za mąż za syna partnera biznesowego jej ojca. Guida powraca jednak do Rio de Janeiro, ale rodzice odtrącają ją. Znajduje się w zaawansowanej ciąży, a jej ojciec nie chce mieć w domu bękarta. Rodzina ukrywa przed Guidą, że siostra wróciła do ojczyzny i tak rozpoczyna się ich życie blisko siebie, ale bez siebie. Przemierzają te same ulice, mieszkają w sąsiednich dzielnicach, ale o tym nie wiedzą. Nie mogą się spotkać również dlatego, że odrzucenie przez rodzinę wiąże się z utratą statusu społecznego. Upadek nie następuje ze zbyt dużej wysokości – córki piekarza to żadna elita, ale mimo to bariera jest nie do pokonania. Kobieta żyjąca jako żona przy mężu nie ma gdzie spotkać robotnicy ze stoczni.

Wątek klasowy, mimo że wyraźnie zarysowany, musi ustąpić jednak feministycznemu. W tym patriarchalnym świecie, a nie mówimy o jakiś zamierzchłych czasach, a o Brazylii lat pięćdziesiątych, relacja między siostrami jest jedyną bezinteresowną, szczerą i żywą więzią, jaka może zostać zadzierzgnięta przez kobietę. To jedyny obszar nieskażony przemocą, gdzie gwałt, zarówno ten symboliczny jak i najbardziej realny, po prostu nie istnieje. Ainouz pokazuje przerażające piekło kobiet, w którym nie mają żadnej sprawczości. Nie mogą o niczym decydować, a już na pewno nie o własnym ciele. Są traktowane jak maszyny do rodzenia dzieci i sprawiania, bardzo różnych od kulinarnych po seksualne, przyjemności mężczyznom. Niewidoczne życie… nie jest pod tym względem ostentacyjne, reżyser stosuje opis, a nie poetykę manifestu. I właśnie dlatego film jest tak przerażająco smutny. Pokazuje zło tych sprawiedliwych i dobrych, którzy nie wiedzą, że krzywdzą. Odkrywa też to, iż doskonale można wypierać fakt bycia niszczonym dzień w dzień, godzina po godzinie, przynajmniej przez jakiś czas. Brzmi to patetycznie ale twórcy Madame Saty udało się doskonale sportretować patriarchalny system społeczny. Wybór melodramatycznej konwencji jest strzałem w dziesiątkę, ponieważ wykorzystuje gatunek będący strażnikiem patriarchatu. Taki, który sprzedaje marzenie o wielkiej miłości, prawie zawsze niespełnione.

Niewidoczne życie… nie miałoby ułamka swojej siły gdyby nie aktorstwo Fernandy Montenegro i Carol Duarte. Ich duet, mimo że na planie zbyt często się nie spotykały, niesie ten film. Na szczególną uwagę zasługuje ta druga w roli Euridice. Przypadła jej trudniejsza rola, w tej postaci rywalizuje w sobie chęć normalnego życia i artystyczna pasja. Duarte, mimo że nie jest pianistką, siadają do instrumentu potrafiła całkowicie się przemienić i to właśnie sceny gry są jednymi z najlepszych w filmie. Warto podkreślić, że to adaptacja powieści autorki, Marthy Bathali, a za zdjęcia odpowiadała operatorka Hélène Louvart. Mamy więc do czynienia z filmem o kobietach w dużym stopniu zrobionym przez kobiety, aż chciałoby się na stołku reżysera też zobaczyć kogoś innego. Nie oznacza to, że Ainouz nie poradził sobie z zadaniem. Bardzo możliwe, że bez jego zawodowej pozycji taki obraz w Brazylii by w ogóle nie powstał.

Realizacyjnie Niewidocznemu życiu… trochę brakuje do ideału. Kilka scen aż prosi się o dynamiczniejszy montaż. Momentami całość przypomina zaginiony melodramat z połowy zeszłego stulecia. Staroświeckość zazwyczaj działa na korzyść tego filmu, ale niektóre sekwencje ocierają się wręcz o stetryczałość. Jedno jest pewne Ainouz świetnie zarządza czasem. Ten solidny niemal dwu i pół godzinny format jest po prostu potrzebny. Lokomotywa narracyjna rusza powoli, ale kiedy nabierze rozpędu nic nie może jej zatrzymać. Widzowie zostają w końcu z niej dość brutalnie wyrzuceni i pozostawieni z koniecznością zestawienia filmowego piekła kobiet z rzeczywistością. Tę konfrontację warto przeprowadzić samodzielnie, jednak trzeba powiedzieć jedno – Niewidzialne życie sióstr Gusmao godne jest każdego matronatu.

Zwiastun: