Tańcząc w ciemnościach

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Zmiana pokoleniowa w kinie gruzińskim niespodziewanie wysuwa na pierwszy plan osoby nieheteronormatywne. Dla starszego pokolenia filmowców takich jak Zaza Urushadze czy Dito Tsintsadze, którego Shindisi mogliśmy oglądać w tym roku, najważniejsza jest tradycja i ojczyzna. Młodsza generacja dorzuca do tego jeszcze seksualność, niekoniecznie heterycką. W tym roku w Gruzji pojawiły się dwa takie filmy, opowiadające o spotkaniu po latach dwóch kobiet, które darzyły się wielką miłością, Comets Tamar Shavgulidze oraz And Then We Danced Levana Akina traktujący o rodzącym się uczuciu między dwoma tancerzami. Drugi z tych filmów postawił na narracyjną lekkość i młodzieńczą energię, co zdecydowanie się opłaciło – został już sprzedany do 30 krajów.

Główny bohater And Then We Danced jest tancerzem Gruzińskiego Baletu Narodowego. Tańczy od kiedy nauczył się chodzić, w jego rodzinie to zawód, który przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jego rodzice i dziadkowie występowali na najważniejszych scenach świata. Chłopak chciałby osiągnąć to samo i kiedy pojawia się szansa wejścia do głównego składu ma zamiar pokazać na co go stać. Nieoczekiwanie pojawia się jednak poważny przeciwnik. Z Batumi do Tbilisi przyjeżdża Irakli – tancerz nie tylko utalentowany, ale też bardzo męski. Jest przeciwieństwem Meraba, który nie do końca realizuje wyśrubowany gruziński wzorzec męskości. Początkowa wrogość między chłopakami przeradza się w erotyczną fascynację. Trudną do zaakceptowania w społeczeństwie szalenie wręcz tradycjonalistycznym, w którym homoseksualizm, nawet w artystycznym środowisku, jest nawet nie tematem tabu a czynnikiem łamiącym kariery i życia.

Levan Akin opowiada o byciu innym w społeczeństwie, które wysoko ceni wspólnotę. A ta oparta jest na twardych religijnych zasadach. Negocjowanie nowych nie ma większego sensu, skoro wykute zostały w kamieniu Pisma. Jedyne co pozostaje wszystkim odmieńcom to życie w tajemnicy. Ten cień okazuje się wyjątkowo barwny. Akin nie ogranicza się wyłącznie do kameralnego dramatu, ale poszerza go o niezbyt pogłębiony, ale obecny, portret miejscowego środowiska LGBT. Wrota do tego świata otwiera Merabowi wcale nie jego miłość Irakli, a poznany w autobusie chłopak. I to właśnie postać tego przegiętego geja, ekstrawagancko ubranego, przesadnego w gestach i słowach, okazuje się zadziwiająco odświeżająca. Lekko queeruje And Then We Danced, przesuwając film z pozycji konwencjonalnego homonormatywnego melodramatu, w którym bohaterowie pod niemal każdym względem wpisują się we wzorce męskości, w stronę szerszej reprezentacji osób nieheteronormatywnych. Nie byłoby może to tak istotne, gdyby nie społeczny kontekst. Widzialność jest tu kluczowa, skoro nawet w kosmopolitycznym Tbilisi wciąż niemożliwa jest organizacja marszu równości.  Można zarzucić reżyserowi, że mieszkając na co dzień w Szwecji łatwo jest sięgnąć po taki temat. To oczywiście prawda, ale film został zrealizowany po gruzińsku, z miejscowymi aktorami i podnosi ważny lokalnie temat. Akin jest świadomy możliwości zarzutu ideologicznego desantu i zręcznie z niego kpi wprowadzając do ścieżki dźwiękowej utwory Abby i Robyn. Zgniła Europa Zachodnia, a zwłaszcza Szwecja, jest tu obecna w postaci popu i taki właśnie jest And Then We Danced – popowy, jadowicie łatwo przyswajalny, prosty, ale jednocześnie nie prostacki.

Akin nie udaje, że ma w kwestii języka filmowego cokolwiek nowatorskiego do zaproponowania. To dobrze zrealizowane kino środka,  z lekkim dolanowskim posmakiem. Skupienie na aktorach i sposób ich prowadzenia, oraz eklektyczne wykorzystanie muzyki przywodzi na myśl kino twórcy Wyśnionych miłości. Sytuacja dramatyczna nieco przypomina tę znaną z Whiplash, jednak brak tu sportowego obsesyjnego bezsensu. W scenariuszu króluje prostota, jednak każde udziwnienie tej opowieści prowadziłoby do Płynących wieżowców i to bynajmniej nie jest komplement. Sporo dobrego można na pewno powiedzieć o aktorach. Zarówno Levan Gelbakhiani grający Meraba jak i wcielający się w Irakliego Bachi Valishvili to debiutanci. Chemia między nimi pozwala uwierzyć w tę historię. Duet wcale nie należał do najłatwiejszych. Poza zagraniem trzeba go było jeszcze wytańczyć. Kamera często tnie ciała członków obsady, co pozwala sądzić, że przynajmniej częściowo korzystano z pomocy dublerów, jednak nie zawsze i trudno ukryć podziw przed fizycznym aspektem pracy aktorów. Najlepiej to widać w finale, który jest zatańczony wyłącznie przez Gelbakhianiego, to profesjonalny tancerz i zostawienie go sam na sam z kamerą dało wciskający w fotel efekt. Młodzieńcza energia to nie tylko domena pary głównych aktorów, cała ekipa nie ma się czego wstydzić. Młody zespół gra na najwyższych obrotach sprawiając, że ten nieskomplikowany, romantyczny film nabiera rumieńców.

And Then We Danced mimo anglojęzycznego tytułu wydaje się bardzo gruzińskie. Muzyka, miłość, taniec – to wartości cenione przez tę kulturę. Akin pokazuje, że powinny być osiągalne dla każdego, bez względu na orientację seksualną. W jednym z wywiadów reżyser powiedział, że jego kraj jest podzielony kulturowo. Starsze, poradzieckie pokolenia pod względem obyczajowym zatrzymały się w latach 50. Młodsze, wychowane przez internet i Netflixa, niczym się nie różnią od tych żyjących w Europie. Dobrze to już widać w gruzińskim kinie, które otworzyło się na nowe głosy. Teraz czas na życie, może tym razem zacznie imitować sztukę.

Zwiastun: