No widzę, że zawiązujemy front. ;)

Na żaden front się nie piszę ;) Po prostu dawno tak pięknego wizualnie filmu nie widziałem, pod tym względem "Wielki mistrz" jest cudowny. Jakoś przełknąłem to, że zbyt wiele sensu w nim nie ma.

Oczywiście, że jest. ;) Po prostu nie każdy jest w stanie łyknąć filozofię sztuk walki. Dość specyficzna jest. I wzniosła.

Sądzę, że jednak chodzi o coś bardziej prozaicznego - fabuła jest raczej posiekana, widz nie angażuje się emocjonalnie i zachwycają tylko poszczególne sceny. Jak znam Inheracila, to jest on raczej otwartą osobą i łyknięcie filozofii to nie jest coś, co by mu sprawiło trudność.

Zrozumienie tej filozofii nie jest trudne (a gdyby było, to Krzysiek prędzej by to ogarnął niż ja). Po prostu nie każdy to lubi. Jeśli chodzi o fabułę, to ciachnięcie final cutu (edit.: a nawet original cutu;)) o połowę zawsze daje taki efekt. Szczęśliwie nie przeszkodziło mi to w zaangażowaniu się w ten film, ale mogę zrozumieć, że innym to posiekanie przeszkadzało.

Stawiałbym na to, że za jakiś czasu pojawi się wersja "Redux", która będzie bardziej spójna. Kar Wai Wong chyba lubi pokazywać swoje superprodukcje dwa razy ;)

@nevamarja wersja, którą widziałam w Berlinie podobno była tylko o 7 minut krótsza od 130-minutowej wersji na rynek chiński a i tak nie miała za bardzo sensu. Nie wiem, co takiego mogło być w tych paru minutach, co by uczyniło ten film rewelacyjnym i koherentnym. Może pierwotna, ponoć aż 4-godzinna postać "Wielkiego mistrza" była tą doskonałą.
Poza tym c'mon, wszystkie zmiany wprowadzano w porozumieniu z Wongiem i nie ma co zdejmować z niego odpowiedzialności za to, jak wygląda ostateczny kształt filmu.

@Esme Z tego, co słyszałam, wersja reżyserska trwa ze 4 godziny. 2 obcięto. Machnęłam się, pisząc. Chodziło mi o original cut.

Problem w tym, że to sam reżyser obcinał, a nie jakiś wynajęty kiler z brzytwą. I zepsuł to. Można sobie przypuszczać, że 4-godzinna wersja, którą widział chyba tylko Wong, bo nie ma jej na rynku, jest super. Ale póki nie znajdzie się ktoś gotowy wydać "The Grandmaster Uncut", uważam, że wszyscy, którzy sobie na tym filmie używają, mają rację.

Ale wiemy, czemu obcinał? W sensie, czy chciał, czy też musiał? Trudno mi usprawiedliwiać Wonga, bo mnie się ten film podoba. Przydałoby się więcej Razora, zresztą nie tylko jego, a najchętniej obejrzałabym właśnie ten Uncut, ale nie mam zbyt wielu zarzutów odnośnie tego, co obejrzałam. Ci, którzy jadą po tym filmie, mają oczywiście rację. Taką samą, jak Ci, co go bronią. ;)

Wszystko wskazuje na to, że raczej musiał. Jak się od początku planuje wersję kinową i rozszerzoną, jak w przypadku "Władcy pierścieni", ma się dużo większy komfort pracy, bo można wszystko spokojnie zaplanować, i rezultat też jest potem dużo lepszy. Myślę, że Razor najbardziej na tym ucierpiał, bo jego backstory jest całkowicie szczątkowa.

Żeby było śmieszniej, ja należę raczej do fanboyów i chciałabym wierzyć, że gdzieś tam istnieje jakaś idealna wersja, która oddaje sprawiedliwość wszystkim wątkom. Temat jest bardzo ciekawy, choreografia scen walki wspaniała, pojedyncze sceny to małe arcydziełka. Tylko że całe to rezanie zburzyło nie tylko logikę, ale też rytm i równowagę. A równowaga w sztukach walki to podobno ważna rzecz, więc wyważony z orbity film o mistrzach kung-fu to jakaś abominacja. ;)

Dodaj komentarz