Fargo

Data:

Jeżeli za parę lat będziecie poszukiwać winnego faktu, iż ramówkę telewizyjną zapychają serialowe przeróbki klasycznych filmów, zacznijcie od „Fargo”. Co prawda niedawno pojawił się też między innymi remake „Dziecka Rosemary”, ale pozostałe tego typu produkcje nie odniosły porównywalnego sukcesu. Tylko, czy nowe „Fargo” jest faktycznie tak dobre, by uruchomić lawinę?

Z pewnością opiera się na bardzo dobrym pomyśle. Twórca i scenarzysta serialu, Noah Hawley, nie adaptuje doskonałego filmu braci Coen, ale traktuje go jak półkę z pomysłami. Tworzy zatem zupełnie nową historię, lecz obficie wykorzystuje charakterystyczną dla tamtego obrazu atmosferę, odwołuje się do poszczególnych scen, tworzy łudząco podobnych bohaterów.

Niektóre rozwiązania są bardzo błyskotliwe. W oryginalnym „Fargo” pojawia się chociażby dwójka kryminalistów, z których jeden jest bardzo małomówny. Hawley tworzy więc duet zabójców, jednego z nich czyniąc niemową. Świetną zabawą jest wyłuskiwanie takich drobiazgów. Natomiast istotny wątek walizki pełnej pieniędzy czyni serial niejako kontynuacją filmu.

 FARGO - Pictured: Billy Bob Thornton as Lorne Malvo. CR: Chris Large/FX

Najważniejszy jednak pozostaje niezwykły klimat opowieści. Bracia Coen wykorzystali przepiękne, zimowe widoki, by nadać swojemu filmowi nieco szczególnej poetyckości, a także rozmachu przypowieści. Efekt spotęgował doskonały, przejmujący temat muzyczny Cartera Burwella. Hawley z równą lubością prezentuje śnieżne pejzaże okraszone niemal identycznie skonstruowanym motywem.

Różnice pojawiają się w fabule. Tym razem sprzedawca-nieudacznik zabija żonę, lecz to dopiero początek kłopotów i zagadek. Sprawę próbuje rozwikłać bystra policjantka. Na pierwszy plan wysuwa się jednak niejaki Lorne Malvo – płatny zabójca. To on wprowadza zło i zamieszanie. Stanowi intrygujące połączenie morderczo konsekwentnego Chigurha z „To nie jest kraj dla starych ludzi” z batmanowskim Jokerem. Uwielbia wystawiać ludzi na próbę, sprawdzać, co zrobią w ekstremalnych sytuacjach.

Postać Malva przesuwa akcenty całej historii. Bracia Coen stworzyli film o chciwym człowieczku, który głupim przestępstwem uruchamia lawinę przemocy. U Hawleya zło zyskuje wcielenie. Objawia się jako zewnętrzna siła, która spycha w ramiona przemocy, a więc jako taka jest pozbawiona sumienia, obca, nieludzka.

Hawley nie jest szczególnie sprytnym scenarzystą. Z początku udaje mu się całkiem nieźle posplatać wątki, ale w pewnym momencie znajduje się w ślepej uliczce i musi się ratować przeniesieniem akcji o rok naprzód. Wydaje się, że jest to pójście na łatwiznę. Udaje mu się napisać kilka zgrabnych dialogów, ale często tonie też w bezsensownym ględzeniu. W ten sposób nawiązuje oczywiście do kultowych „rozmów o niczym”, które charakteryzują Coenów i Quentina Tarantino. Nie każdy jednak potrafi je napisać.

Być może największą porażkę ponosi jednak w warstwie intelektualnej. Coenom za cały morał wystarczyły wypowiedziane pod koniec filmu słowa: „Po prostu tego nie rozumiem”. Hawley chwyta się biblijnych odniesień i natrętnej symboliki. Zamiast jednak uzyskać głębię, sprawia wrażenie, jakby cierpiał na przerost ambicji. Wszelka symbolika powinna wypływać wprost z historii. Arbitralne jej dodawanie czyni całość przyciężką i momentami nadętą.

 Fargo2

Dwie rzeczy udały się jednak bez pudła. Pierwszą są fantastyczne kreacje aktorskie. Szczególnie trójka najważniejszych aktorów zagrała po mistrzowsku. Billy Bob Thorton wraca z filmowego niebytu jako Malvo. Nie jest po prostu przerażający, raczej budzi niedobre wrażenie, że wydarzy się coś złego. Martin Freeman bezbłędnie i z ponurą wiarygodnością kreuje portret przeciętniaka, który nagle okazuje się zdolny do najgorszych czynów. Wreszcie nieznana do tej pory Allison Tolman okazuje się niezrównana jako dobrotliwa, ale pragnąca dobrnąć do prawdy policjantka, otoczona przez kolegów-idiotów.

Drugą zdecydowaną zaletą jest reżyseria. Szczególne wrażenie robią odcinki pierwszy i szósty. Początek ma wyśmienitą ekspozycję postaci, dobre tempo i napięcie wywołane świadomością, że wszystko zmierza do nieszczęścia. Odcinek szósty zaś powinien chyba być finałem serialu. Scena strzelaniny w zamieci śnieżnej stanowi realizacyjny majstersztyk. Jest to zresztą moment, gdy grzęznąca powoli produkcja zyskuje dodatkowy impet.

Trudno więc jednoznacznie wystawić „Fargo” cenzurkę, zwłaszcza że sam sobie narzuca zabójcze porównanie z filmowym pierwowzorem. Swoje najlepsze elementy – styl, atmosferę, humor – czerpie zresztą bezpośrednio z niego. Okazuje się niewątpliwym tryumfem aktorskim, ale pod względem scenariusza pozostawia spory niedosyt i gdyby nie sprawna reżyseria, cała konstrukcja mogłaby się łatwo rozlecieć. Tym niemniej sam pomysł wydaje się trafiony, zaś gratkę stanowi masa filmofilskich nawiązań. Rewelacji nie ma, ale „Fargo” niewątpliwie jest jednym z ciekawszych telewizyjnych projektów.

.youtube_sc iframe.yp{display:none;}The Adobe Flash Player is required for video playback.
Get the latest Flash Player or Watch this video on YouTube.