Turysta

Data:

Tomas i Ebba jadą na narty. Pogoda dopisuje. Mieszkają w pięknym hotelu. Dwójka dzieci dokazuje i marudzi, ale bez przesady. Ot, zdaje się, że nic nie zakłóci spokojnego urlopu małżeństwa z pewnym stażem. Drugiego dnia dochodzi jednak do dramatycznego wydarzenia. W restaurację, gdzie akurat jedzą obiad, omal nie trafia lawina. Ostatecznie nikomu nic się nie dzieje, ale w tej niebezpiecznej chwili ona zostaje z dziećmi, a on ucieka.

To jedno zdarzenie, które mogłoby pozostać interesującą anegdotą z podróży, staje się momentem przełomowym dla całego związku. Ebba całkowicie traci zaufanie do męża. W końcu ratował wyłącznie siebie. Sama zaś odkrywa, iż poza rodziną nie ma żadnego życia. Tylko w mężu, a przede wszystkim dzieciach, tkwi sens, oni też stanowią szczyt jej pragnień i aspiracji.

 ForceMajeureFeatured

Tomas natomiast próbuje sprawę zbagatelizować. Nie docenia jednak, jak głęboką zadrę lawina zostawiła w sercu jego żony. Wie, co zrobił, ale za wszelką cenę ratuje męską dumę. Pojawiają się więc nieporozumienia, kłótnie i dyskusje. Bohaterowie próbują być rozsądni, lecz cierpią na chroniczną nieumiejętność porozumienia. Jak sami mówią, nie poznają siebie nawzajem. Co gorsze – nie poznają też samych siebie. Powrót do normalności wydaje się niemożliwy.

Dla tej gorzkiej psychodramy reżyser, Ruben Östlund, wybiera statyczną, uporządkowaną formę. Akcję dzieli na pięć dni urlopu. Każdy anonsuje plansza z tytułem. Powtarza się motyw pokazywanego w rytm fragmentu „Lata” Antonia Vivaldiego oprzyrządowania narciarskiego kurortu. Ten refren wyznacza rytm i klimat obrazu, łącząc dramatyczną muzykę z powszedniością. Takie też jest życie bohaterów, niby spokojne, normalne, może żmudne, ale wewnątrz targane emocjami.

Niewiele jednak z tych emocji udziela się widowni. Statyczna formuła chłodzi film, narzuca mu surowy, metodyczny charakter, przypominający lekko ironiczną analizę społecznych zachowań jakiegoś obcego gatunku. Również z tego względu trudno dbać o bohaterów. Są w gruncie rzeczy egotyczni, rozedrgani, pozbawieni odrobiny empatii, która pozwala na choćby próby zrozumienia drugiego człowieka. Ebbie trudno przychodzi wybaczanie, Tomasowi trudno przychodzi przyznawanie się do winy. Zachowują się jak dzieci, co uzmysławia kluczowa, groteskowa scena załamania Tomasa. Jeżeli kiedyś się kochali, musiało to już dawno minąć. Aż dziw, że wciąż są razem.

 forcemajeure

Ich bardziej irytujące niż intrygujące utarczki reżyser wpisuje w dość ciekawą, uniwersalną refleksję dotyczącą najgłębszych zwierzęcych instynktów, tego, jak bardzo mocno siedzą nawet we współczesnym człowieku, który nigdy nie może być pewien, jak zareaguje w chwili próby. Östlunda interesuje też przypadek, jedno zdarzenie mogące odmienić wszystko. Oryginalny tytuł filmu, „Siła wyższa”, dobrze uzmysławia podstawowe problemy w nim zawarte. Udane, intelektualnie bogate, ale nie przyciężkie dialogi rozprawiają się z kolejnymi problemami w sposób żywy i dający do myślenia.

Cała historia, choć osadzona w ciekawym punkcie wyjścia, wydaje się jednak nieco zbyt arbitralna, sucha i psychologicznie fałszywa. Porusza ciekawe kwestie, lecz pozostawia obojętnym. Sarkastyczny humor nie pomaga w zbliżeniu się do bohaterów. Być może faktycznie są na świecie takie nieco infantylne, niepotrafiące się porozumieć pary, ale nie wiem, czy warto poświęcać czas na oglądanie ich emocjonalnego inwalidztwa.

.youtube_sc iframe.yp{display:none;}The Adobe Flash Player is required for video playback.
Get the latest Flash Player or Watch this video on YouTube.

Zwiastun: