Pierwsza miłość kurtyzany

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Nawet kurtyzany się starzeją. Jeśli jednak okażą się obrotne, potrafią stworzyć sobie wygodne życie na emeryturze. Lea jeszcze się na nią nie wybiera, lecz coraz mocniej uświadamia sobie upływ lat. Jakby na przekór temu nawiązuje romans z synem koleżanki po fachu, zaledwie dziewiętnastoletnim Fredem, którego pieszczotliwie nazywa Chéri.

Młodzieniec jest dzieckiem dekadenckiej atmosfery Paryża końca XIX wieku. Wydelikacony, niemal kobiecy, spędza czas na przesiadywaniu w restauracjach, paleniu opium i jednonocnych przygodach z jedną lub wieloma partnerkami. Wszystko go nudzi. Jego matka ochoczo więc podsuwa chłopaka Lei z nadzieją, że pod skrzydłami wciąż pięknej i doświadczonej koleżanki ten
odżyje.

Film, na podstawie dwóch powieści Colette, ukazuje kilka lat relacji Lei i Chéri. Mimo różnicy wieku rodzi się miłość, co dla starzejącej się kurtyzany stanowi spore zaskoczenie. Taki związek musi się jednak skończyć. Nie wynika to z konwenansów, w końcu ta para niespecjalnie się nimi przejmuje, lecz ze zdrowego rozsądku. Lea i Chéri wydają się w pełni świadomi, że nie mogą być razem, choć bardzo nie chcą rozstania.

Te miłosne rozterki zostały podane w lekkim, komediowym tonie. Momenty dramatyczne oczywiście też się pojawiają, ale zostają przytłumione przez zgrabne bon moty, szyk i blichtr dawnych czasów oraz żwawą, niemal pospieszną narrację. Stephen Frears zrealizował film bardzo rzeczowy, zaskakująco krótki, mający równe, acz szybkie tempo.

Również aktorzy poddają się komediowemu tonowi. Grają farsowo, trochę teatralnie, szarżują. Zamiast rozmawiać, zdają się recytować. Zwłaszcza Michelle Pfeiffer wciela się w rolę Lei z raczej niefilmowym afektowaniem. Szczególnie na początku może to przeszkadzać. Czyni bowiem bohaterów trochę drażniącymi, irytująco sztucznymi.

Sztuczność jest przy tym wpisana w filmowy świat „Chéri”. Sztuka uwodzenia, a następnie miłość stanowi rodzaj gry. Frears wyraźnie odwołuje się do swojego najsłynniejszego filmu, „Niebezpiecznych związków”. Ponownie bazuje na scenariuszu Christophera Hamptona, ponownie angażuje Michelle Pfeiffer, choć do zupełnie innej roli. Tutaj także przygląda się prawdziwym i fałszywym uczuciom. Każe stawać bohaterom naprzeciw ograniczeniom, nie tylko kultury, ale wytworzonym przez nich samych, przez wybrany styl życia. Lea sama narzuciła sobie rolę chłodnej, uprzejmej damy. Chéri zaś jest zbyt labilny, pozbawiony charakteru, by coś zdziałać

Na drodze zakochanym przede wszystkim stoi jednak czas. Piękna Lea obraca się wśród zwiędłych, nieładnych i niegustownie ubranych koleżanek. Razi ją wulgarność. Boi się stać taka jak one. Tylko czy uganianie się za młodszymi kochankami do tego właśnie nie prowadzi? Czyni ją śmieszną. Lea łączy w sobie dojrzałą samoświadomość z tylko pozorowaną akceptacją dla swojego wieku.

Wszystkie te kwestie wybrzmiewają zgrabnie, acz dość powierzchownie. Decydując się na komediową konwencję i żwawe tempo, Frears uniemożliwił filmowi nabranie właściwej wagi i głębi. „Chéri” sprawia przy oglądaniu sporo przyjemności, jednak trudno traktować go inaczej, jak błyskotkę, niegłupią, ale też niewymagającą. Miłośnicy filmów kostiumowych nie powinni być rozczarowani, choć pewnie także wśród nich wielu zbędzie „Chéri” wzruszeniem ramion.

Zwiastun:

super film

Dodaj komentarz