Obraz samotności

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Dystansujemy się od innych. Oddalamy się od tych, którzy wcale naszymi wrogami nie są. Pogrążamy się w swej samotności. Robimy wszystko, by tylko zniechęcić innych do naszej osoby. Działamy na przekór innym. Za wszelką cenę nie pozwalamy zbliżyć się do nas samych. Tacy jesteśmy, a może na takich się kreujemy. Bo w gruncie rzeczy, każdy potrzebuje bliskości. W każdym z nas, gdzieś w głębi, tkwi dusza towarzystwa. Czasem wystarczy się przełamać, czasem wystarczy dać komuś szansę. Wystarczy dać się oswoić.

Raquel to służąca rodziny Valdesów. Dwudziestokilkuletnia służba sprawia, że czuje się jak członek rodziny. I chociaż zapał do pracy pozostał, siły już nie te same. Stąd też pani domu postanawia zatrudnić kogoś do pomocy. I pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że Raquel nie chce, by ktoś ją zastąpił.

Kobieta wcale nie wzbudza naszej sympatii. Traktujemy ją z dystansem. Nawet nie próbujemy się do niej zbliżyć, tak właściwie to ona sama nie daje nam powodu, dla którego mielibyśmy ją polubić. Maska goryla, tudzież innego tego rodzaju stworzenia, którą zakłada na głowę w jednej ze scen to tak jakby jej wewnętrzny upiór, którym straszy innych. Być może ona tego nie dostrzega, ale takim zachowaniem nie wzbudza u innych sympatii. Ale to nie jest jej prawdziwe oblicze. Nie można tego tłumaczyć tym, że taka po prostu jest. To nie jest żadne usprawiedliwienie. Tym bardziej, że w końcu dostrzegamy zmianę. Wystarczyło tylko podejść do niej nieco bliżej, okazać trochę zrozumienia, podzielić się miłością, a chłodność relacji odchodzi na dalszy plan. W końcu zrzuca swą maskę, odsłania prawdziwe oblicze. Oblicze, z którym zdecydowanie bardziej jej do twarzy.

Sama postać służącej może i nie była by tak intrygująca, gdyby nie fenomenalna kreacja Cataliny Saavedry. Naprawdę jest przekonująca. Jej chłodne spojrzenie, wyraz twarzy przepełniony złością tylko potęgują wrogie nastawienie. Kobieta odpycha nas także swym zachowaniem. Bo jak tu wytłumaczyć przekorne działanie Raquel? Za wszelką cenę pragnie pozbyć się nowych służących. Zamyka przed nimi drzwi, czy też wyrzuca przez ogrodzenie kota, by wina spadła na jej współtowarzyszkę. I chociaż sceny te wyglądają nieco komediowo to raczej mamy do czynienia z tragizmem sytuacji, a raczej tragizmem postaci. Moment, w którym na jej twarzy gości uśmiech sprawia, że nie możemy uwierzyć w tak diametralną zmianę. I chociaż początkowo nie wzbudza naszej sympatii, niewykluczone, że w końcu i nasze nastawienie ulegnie zmianie.

Inspiracją do nakręcenia „Służącej” była relacja reżysera filmu z wychowującą go w dzieciństwie pokojówką. Kobieta z jednej strony była częścią rodziny, z drugiej zaś tylko służącą. I jak zdradził Sebastian Silva, ta ambiwalencja nie dawała mu spokoju. Mnie samego zaskoczyło brak dystansu pomiędzy domownikami, a służącą. To nie jest ten rodzaj relacji, do jakiego przyzwyczaiły nas amerykańskie produkcje. Nie ma podziału na górę i dół. Brak jest linii oddzielającej tych, którzy przynajmniej z założenia stoją wyżej, od tych, którzy w owej hierarchii zajmują nieco inną pozycję. Urządzanie przez domowników urodzin służącej to jednak niecodzienny widok. I właśnie ta bliskość wzbudziła moją sympatię.

„Służąca” to obraz samotności, izolacji, a z drugiej strony powiew nadziei na zmianę. To film o ludzkich problemach, o niechęci zbliżenia się do drugiego człowieka, ale to także dzieło o ludziach, którzy gotowi są wyciągnąć rękę zrozumienia. To dowód na to, że zawsze można zacząć od nowa, a niewygodną maskę zrzucić w każdej chwili. To przekonujący portret głównej postaci, która zmienia się tak, jak zmienia się nasze nastawienie do niej samej. A ta zmiana jest jak najbardziej prawdziwa, nie ma miejsca nawet na odrobinę kłamstwa, czy fałszu.

Obraz Sebastiana Silvy zdecydowanie lepiej został przyjęty przez publiczność niż krytykę. A morał z tego taki, że nie nadaję się na krytyka.

Wcześniej opublikowano na: www.kinomaniaki.com

Zwiastun: