20 lat polskiego kina - subiektywny przegląd

Data:

Nawiązując do notki 20 lat polskiego kina po przełomie (1990-2009) postanowiłem zrobić własny przegląd tego okresu. Ale że pamięć ludzka jest ułomna, a polska kinematografia dorobiła się już własnej bazy internetowej, to postanowiłem pojechać metodycznie po latach i wyłowić co moim zdaniem ważnego lub tylko ciekawego się wydarzyło na dużym ekranie (do czego zachęcam też każdego Filmastera z osobna):

1990:

"Korczak" Wajdy - świetna rola Pszoniaka (a w drugim planie też interesująco), ciekawa stylizacja czarno-biała, w sumie film, który wciąga i łamie stereotyp

"Mleczna droga" Kondratiuka (premiera 1991) - Trudno powiedzieć czy ładny i czy ważny, ale za to bardzo oryginalny film o ucieczce od śmierci w młodość i o mądrości, którą prezentuje wiedźma Cembrzyńskiej - wspaniała postać, kolorowa, pełnokrwista, ale i rozumiejąca te najważniejsze sprawy.

"Ucieczka z kina Wolność" Marczewskiego - to fenomenalny film, perełka, która oczywiście nawiązuje do "Purpurowej róży z Kairu", ale jest samoistnym cudem z własnym przekazem i interesującą grą wyobraźni, nie mówiąc o wybitnej roli Gajosa

1991:

"Kroll" Pasikowskiego - żadne wybitne osiągnięcie, ale interesujące kino dziejące się w mało filmowym środowisku, czyli w wojsku

"Podwójne życie Weroniki" Kieślowskiego - obejrzałem go z poślizgiem, ale potem doceniłem, to naprawdę piękna historia, o metafizyce można mówić poetycko i oryginalnie, w dodatku trzeba pamiętać o wspaniałej muzyce; kino warte zapamiętania nie tylko z tego roku, ale z całej dekady

1992:

"Białe małżeństwo" Łazarkiewicz (choć premiera w 1993) - ironia, perwersja, odwaga, a wszystko to w bardzo teatralnej formie i ze świetną Fraszyńską na pierwszym planie, tyle pamiętam i chętnie bym sobie przypomniał któregoś dnia

"Psy" Pasikowskiego - gdy wszedł na ekrany, nie bardzo mnie interesował, w efekcie po raz pierwszy obejrzałem go w ostatnich latach i zaskoczył mnie, że jak na film okrzyknięty brutalnym, wulgarnym i obrazoburczym, tak bardzo przypominał kino moralnego niepokoju i został zagrany tak spokojnie...

1993:

"Gorący czwartek" Rosy (premiera: dopiero 1996!) - obejrzałem z powodu muzyki i ona tam jest fajna, nie pozwala filmowi popaść w schemat kina o biedzie, w sumie całkiem udany film

"Jańcio Wodnik" Kolskiego (premiera: 1994) - fantastyczna przypowieść o losie, o próbie przeskoczenia go, najlepszy "wiejski" film tego reżysera, ale z taką dozą umowności i niezwykłych bohaterów, że nie da się go uznać za osadzony w kulturze wiejskiej, to rzecz uniwersalna, mająca tylko konkretne korzenie; Pieczka w pełnym blasku

"Pora na czarownice" Łazarkiewicza (premiera też 1994) - jako kino takie sobie, ale ważne jako dokument czasu i pokazanie ludzi w trudnej sytuacji, aktorzy mieli w czym się wykazać

1994:

"Faustyna" Łukaszewicza (premiera 1995) - całkiem ładny obraz, w którym cudowną rolę zagrała Segda (a w tle - Celińska), wyjątkowo w tym spisie film pogodny, ciepły i skromny

"Śmierć jak kromka chleba" Kutza - pamiętam zbiórkę na ten film jak na pomnik i to nie wróżyło nic dobrego - będzie kolejny gniot historyczny jak się patrzy! Ale nieee, ale nieeeee... Powstał napięty dramat z mocno zaciśniętymi ustami, ekspresja silna ale ukryta, jak w cool jazzie, fenomenalnie podkreślona muzyką, mnóstwo magnetyzujących ról, jazda kamery wzdłuż przesuwającej się linii "frontu"... Przejmujące dzieło złożone z niby zupełnie zwykłych kawałków - tak jak widzieli to bohaterowie filmu.

"Wrony" Kędzierzawskiej (premiera 1995) - warto zauważyć i wspomnieć, choć dla mnie ta historia jest zbyt zredukowana i przycięta do świata dzieci, żebym mógł ją naprawdę docenić, niemniej czuć oryginalny klimat tej produkcji

1995:

"Drzewa" Królikiewicza (premiera 1996) - dziś tylko bardzo mgliście sobie przypominam to dzieło, ale było niezwykle przesycone emocjami, podkreślonymi przez dziwny sposób filmowania, przypomina mi nieco klimat z filmów Szulkina

"Łagodna" Trelińskiego (premiera 1996) - wspaniała ekranizacja klasyki, wyciszony film o ludzkich uczuciach, które nawet w milczeniu potrafią być gwałtowne. Genialnie zagrane role dwojga głównych bohaterów świadczą o klasie Gajosa (no, ten już się dawno sprawdził) oraz Ostałowskiej (moje odkrycie). Kapanie wody, muchy, mrok i poczucie, że miało być inaczej...

"Młode wilki" Żamojdy (premiera 1996) - film tak słaby, że aż boli, ale ważny, bo faktycznie młodzi ludzie z tego okresu mieli rozkrok między tradycyjną szkołą a dzikim bajerem jeśli się wysili - przy czym często nielegalnie albo nie wiadomo czy legalnie. Tak czy owak zły nawet jak na film sensacyjny.

"Pestka" Jandy (premiera 1996) - piękny film o miłości, wybieraniu i wierze, zadziwiająco zagrała Janda (debiut reżyserski) i Olbrychski, bardzo delikatnie mimo że oboje są znani z silnych osobowości, ale też i Frycz, i Krukówna, i Dymna na drugim planie robili wszystko, żeby liczył się nie tylko główny nurt opowieści, w tle niesamowita muzyka Borkowskiego. Osobiście bardzo wysoko go cenię i nadal się ogląda z przejęciem.

"Pułkownik Kwiatkowski" Kutza (premiera 1996) - film nie tyle dobry i ważny, co interesujący, Kutz poszedł pod prąd stereotypom i zrobił komedię o czasach, w których nie było do śmiechu, w dodatku ponoć na wypadkach autentycznych

"Szabla od komendanta" Kolskiego (premiera 1996) - to dopiero niespodzianka! Chciałem obejrzeć sobie mdławą komedyjkę, tymczasem kwartet zażywnych tetryków plus para niezbornych młodych daje koncert dobrego śmiechu typu obyczajowego. Naprawdę udany film.

"Tato" Ślesickiego - mocno ubogi film, ale główny wątek jednak interesujący i społecznie istotny, nieźle pokazany przez wówczas już uznanego za naczelnego maczo III RP Lindę - choć w manierze zbyt realistycznej, ale to raczej wina reżysera, który dbał bardziej o publicystykę niż sztukę; na szczęście Segda się nie dała i zagrała wariatkę ponad poziom filmu.

"Wrzeciono czasu" Kondratiuka (premiera 1996) - znów kino obok głównego nurtu, nawet bardziej nietypowe i autorskie niż prace Kolskiego. Akcji nie pamiętam ani w ząb, a klimat - w 100%!

Ciekawy rok...

1996:

"Panna Nikt" Wajdy - sama powieść dziwna, a tym bardziej nie rozumiem, czemu akurat ją Wajda wziął na warsztat, ale wyszło moim zdaniem dobrze i ciekawie - nie tak mi się kojarzył, a tu jest i akcja, i treść, a zamiast mistrzowskiego kształtu - żywe zainteresowanie młodymi ludźmi.

"Złote runo" Kondratiuka (premiera dopiero 1998) - Kondratiuk zboczył z własnej, już i tak zboczonej ścieżki, więc zboczenie do kwadratu... Tym razem zamiast kontemplacji przeprowadził analizę współczesnego blichtru i spryciarstwa, choć zdecydowanie nawiązując do etatowej pary naszych ekranowych lumpów - Maklakiewicza i Himilsbacha. Dialogi zupełnie niesamowite, ten język i ta mentalność warte obejrzenia i posłuchania.

"Szamanka" Żuławskiego - warto wspomnieć dla przypomnienia skandalu, jaki film wywołał, ale też i dlatego, że starał się wyznaczyć nowe standardy pretensjonalności, miałkości treściowej i słabości realizacyjnej; jak mu wyszło, to już każdy musi sam ocenić.

1997:

"Darmozjad polski" Wylężałka (premiera 1998) - jeden z filmów, które nie zwracają wielkiej uwagi, ale jego fragmentaryczność i niepozorność są zamierzone i dokładnie przemyślane. Kilka bardzo dobrych postaci i ról, wariacka atmosfera małego miasteczka i niezwykła plastyczność świadczą o tym, że film warto obejrzeć, a następnie przetrawić bardziej przez emocje niż przez rozum.

"Słoneczny zegar" Kondratiuka - znów nie wiem, czy na pewno oglądałem, ale co Kondratiuk, to Kondratiuk. Przynajmniej warto zaznaczyć, że cały czas mieliśmy taki nurt w kinie.

"Historie miłosne" Stuhra - no, nareszcie właściwy debiut reżyserski po nieudanym dla mnie "Spisie cudzołożnic"; refleksja nad moralnością dość analityczna (sprawdzamy różne wersje losów tego samego człowieka), ale jednak przystępnie zrealizowana, bez tego smętnego (pseudo)intelektualizmu. Dobry film po prostu i atrakcyjny, choć nie mieści się w kinie gatunków.

1998:

"U pana Boga za piecem" Bromskiego - nic wybitnego, ale udana komedia o polskiej prowincji.

"Złoto dezerterów" Majewskiego - uch... plejada najlepszych polskich aktorów, nawet w rolach przysłowiowych halabardników gwiazdy, ale wszystko tylko dla zgrywy, w kategorii najgorszego wykonania w stosunku do wykorzystanego materiału (ludzkiego) mistrzostwo świata!

1999:

"Dług" Krauzego - nie trzeba przedstawiać, dzieło wybitne i reżyser który potem podobno potwierdził swoją klasę (nie sprawdziłem). Niesamowicie drobiazgowo oddana rzeczywistość w detalach no i pokazanie tej złej twarzy marzenia o interesie życia, pokazanej wcześniej w "Młodych wilkach" czy "Złotym runie".

"Patrzę na ciebie Marysiu" Barczyka (premiera już w 2000) - nie znany szeroko, ale bardzo przekonujący film psychologiczny o kryzysie pary żyjącej życiem singli (czy raczej DINKS-ów), moim zdaniem wart zobaczenia jako przykład dobrego polskiego kina.

"Tydzień z życia mężczyzny" Stuhra - mniej dobry niż "Historie miłosne", ale tez ciekawa mutacja kina moralnego niepokoju, Stuhrowi udało się znaleźć równowagę między wprost moralnymi treściami, a historyjkami, które mają te rozterki ilustrować. Doceniam ten wkład.

"Kallaffiorr" Borcucha (premiera w 2000) - kino zdecydowanie offowe, któremu jednak autorzy nadali tyle urody, że nie straszy, a pociąga.

***

Skończę na razie w tym miejscu, bo już się ten spis zrobił duży, a to dopiero pierwsza dekada III RP!

Świetny i cenny przegląd. Mi się takiego po prostu nie chciało zrobić. Dzięki za przypomnienie o filmach Kondratiuka i o Kallaffirrze, o których jakoś zapomniałem.

Jak dla mnie największą wadą tego spisu jest brak "Wojaczka" (1999), czyli najlepszego polskiego filmu ostatniego 20-lecia.

A no i brakuje filmów dokumentalnych i animacji, ale rozumiem, że to świadomy wybór?

Opisywałem tylko te filmy, które oglądałem, nie roszczę więc sobie pretensji do kompletności, a "Wojaczka" po prostu nie widziałem i nie słyszałem, żeby był tak ważny albo dobry. Pominąłem też kilka innych, jeśli nie czułem, że zostawiły istotny ślad artystyczny albo w legendzie polskiego kina (np. "Farba" - jest OK, ale jako nadzieja, a teraz już jest post factum) lub że koniecznie warto o nich przypomnieć - oczywiście posiłkowałem się swoim gustem.

Jechałem tylko po szczycie listy, a baza FP jest ułożona tak, że najpierw jest sążnisty spis fabuł. Skądinąd widać jak przez pierwsze 2-3 lata prawie nic nie produkowano (krach systemu filmowego?), natomiast od pewnej chwili większość stanowią seriale (narodziny kina naprawdę komercyjnego).

Spokojnie, jeszcze do nich mam nadzieję dojechać, ale to była tylko spontaniczna reakcja na twoją listę, która wydała mi się krzycząco niesprawiedliwie za krótka, żeby coś mówić o tym, co najlepsze w polskim kinie tego okresu. Wkopałem się głębiej, niż sądziłem =}, ale postaram się dokończyć.

Moje lista nie była niesprawiedliwa, bo była z założenia ulubioną 10-tką (lekko oszukaną). To nie oznacza, że filmy których nie wymieniłem są złe... tylko po prostu nie zmieściły mi się w 10tce. Ja na przykład bardzo lubię "Moje miasto" - skromny mało znany polski film, ale mi się nie zmieścił. Zapewne głupotą z mojej strony było ograniczanie się do 10tki, ale uznałem, że jak zacznę wypisywać wszystkie filmy, które lubię, to czasu mi nie starczy i nigdy notki nie skończę. Mam już kilka takich zaczętych, bardziej ambitnych i tak sobie leżą i czekają na chwilę czasu...

Przypomniałeś mnie o dwóch świetnych filmach: Złote runo właśnie i Kallafiorr.

Pierwszy, który łatwo zakwalifikować jako mało wyrafinowaną komedię, po drugim obejrzeniu zupełnie powala świeżością i odwagą scenariusza, dialogów i przewrotnością wniosków. Warto, nie tylko żeby się pośmiać.

Drugi to zupełny absurdal, obejrzałem go w kinie Muranów z kuzynem i z kefirem i tak właśnie należy go oglądać. Kallafiorr.
Scena z Jezusem rządzi bardzo.

No i "Nic śmiesznego". To naprawdę kawał dobrego kina dramatycznego, a nie tylko i wyłącznie komedia z przekleństwami, jak uważają niektórzy znaFcy.

O tym filmie celowo nie przypomniałem, bo wydał mi się zadziwiająco dokładnie opisany tytułem - rozśmieszyła mnie tylko jedna scena (jak szukał pleneru i miał być "las" =} ). Mnie znudził. Skądinąd wiem, że Miauczyński to postać ważna dla polskiego kina i de facto autobiograficzna "seria" o polskim drobnym inteligencie, która kończy się mocnymi akcentami, i choćby z ich powodu warto wiedzieć, że wcześniejsze etapy do nich prowadzą, a nie są tylko komediami.

Ale to nieważne, na razie postaram się dokończyć przegląd, żeby dać szerszą perspektywę.

Co do Złotego runa, to scena z diamentami w pociągu przypomina mi "ukrywanie" monety w Rewersie ;)

Brak trylogii "Trzech kolorów" (1994) to chyba przeoczenie skoro jest też francusko-polska Weronika.

Fajnie, że wspomniałeś o udanych filmach Kutza: "Pułkownik Kwiatkowski" (1995) i "Śmierć jak kromka chleba" (1994). W tym samym czasie powstał też "Zawrócony" (1994), chyba najlepszy z tej trójki, z rolą Zbyszka Zamachowskiego na poziomie światowym.

Istotne polskie filmy z okresu 1990-1999 to też:

Europa, Europa (1990) , Agnieszka Holland
Rozmowy kontrolowane (1991) Sylwester Chęciński
Kolejność uczuć (1993) Radosław Piwowarski
Psy 2 (1994) Władysław Pasikowski
Cwał (1995) Krzysztof Zanussi
Nic śmiesznego (1995) Marek Koterski
Kiler (1997) Juliusz Machulski
Historia kina w Popielawach (1998) Jan Jakub Kolski

Fakt, jakoś istotne były, ale akurat żaden nie wydaje mi się bardzo dobry (poza Piwowarskim wszystkie widziałem).

Trzy kolory też mało mi się podobają i nie uważam, żeby były ważne jeśli się nie jest fanem Kieślowskiego (jak widać ja jestem tylko połowicznie =} ).

Dodaj komentarz