La vie de jesus, zapowiedź geniuszu Dumonta

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Kilka dni temu Gutek ogłosił retrospektywa Bruno Dumonta na Era Nowe Horyzonty. Bardzo dobra informacja, przede wszystkim ze względu na obecność samego reżysera w trakcie festiwalu.
„La Vie de Jesus“, czyli pierwszy pełnometrażowy film ex-nauczyciela filozofii to dzieło zapowiadające późniejsze tematy Dumonta: bezsens, nuda, bezsilność, desperacja i inne.

Przede wszystkim rzuca się oczy „wyczucie krajobrazu“, co wynika najprawdopodobniej z lokalizacji zdjęć w dobrze znanych reżyserowi okolicach. Z precyzją malarza bawi się planami, wyczekuje, eksploruje przestrzeń w głąb. Miasteczko bohaterów to czerwono-ceglane kamienieczki rozciągające się wzdłuż klaustrofobicznej i nudnej ulicy, gdzie spotykają się bohaterowie i przesiadują mieszkańcy. Jest to portret nudnego miasta, jak nudne życie jest bohaterów.

Nuda Freddy’ego i jego ‚paczki‘ jest permanetna. Mają kilka dionizyjskich wydarzeń, specjalnych które i tak nie wyrywają ich z nudy. Cywilizacja dociera do nich drogą telewizyjną, wiadomością o zmarłym na AIDS znajomym. Jednak prawdziwym świętem i wyrwaniem się codzienności jest inność Araba, który pojawia się pewnego dnia z matką.

Dumont jest mistrzem portretu. Z precyzją psychologicznego rysopisu ukazuje bezsens i brak nadziei bohaterów. Nawet jeżeli zbliżają się do światełka, szybko tracą kontrolę nad „drogą“. Niewiele mają obszaru do eksplorowania. Zajmują się rytualną nudą.

Nie jest to typowe kino eskapistyczne ze smutną i przegraną młodzieżą z prowincji w tle. Długie zdjęcia z niewiele zmieniającym się pejzażem potęgują wszechobecną nudę świata Freddy’ego. Na uwage zasługuje przede wszystkim praca aktorów. Obserwując bohaterów i sposób ich prowadzenia przez Dumonta naprawdę trzeba sobie zadać pytanie o nową jakość autentyczności w kinie i co jest tą autentycznością. Co jest prawdziwe, bliskie i ‚realistyczne‘, a co dalekie, magiczne, wręcz mistyczne.



Notka powstała na próbę przygody z Filmasterem, a także w krótkim odcięciu od świątecznego chaosu.

Zwiastun:

A który film Dumonta jest naprawdę genialny, skoro ten jest "zapowiedzią geniuszu"? Widziałem tylko Hadewijch i chętnie nadrobię braki na przyszłorocznym ENH. Po Twojej ocenie "Spotkań w Palermo" widzę, że mamy całkiem podobny gust.

Jest zapowiedzią geniuszu ze względu na fakt, iż jest to debiut. Jest to początek najważniejszych problemów Dumonta. "La vie de jesus" zdecydowanie polecam, choć reżyser się gubi trochę w natłoku tematów, niepotrzebne wątki epilepsji, aids i wpuszczanie "chorób i plag cywilizacyjnych" w prownicjonalno-klaustrofobiczne historie genialnie zbudowanych bohaterów.

Najbardziej polecam wlasnie "La vie de jesus", zdecydowanie rekomenduje "L'humanite" czyli pierwsze dwa filmy, w których klarował się styl Francuza. "29 palm" jest nieco przesadzoną egzystencjonalną podróżą i trochę naiwnym, schematycznym i płytkim kinem drogi. Jest to jedyny film Dumonta, którego nie polecam, aczkolwiek wiele motywów jest godnych uwagi i przede wszystkim prowadzenie aktorów, co jest największą siłą jego filmów.

Co do "Spotkania w Palermo". Najpierw wyszedłem z kina po godzinie. Chciałem wyjśc już po 20stu minutach nie wierząc w fakt iż jestem na filmie Wendersa! Ale ostatnio dokończyłem to 'arcydzielo' i bardzo tego żaluję.

Dzięki. Oba tytuły Dumonta sobie zatem zapisuję i postaram się obejrzeć we Wrocławiu. Hadewijch co prawda nie było bezbłędne, ale na tyle ciekawe, że warto po filmy tego reżysera sięgać.

Ja po 20 min. "Spotkań..." też byłem w szoku, ale najbardziej zdumiewa w tym filmie to, że, choć wydaje się to niemożliwe, z każdą minutą jest coraz gorzej. Dobrze że Wenders nie dotarł wtedy do Wrocławia, bo spotkanie z widzami mogłoby się skończyć skandalem.

Choć są i tacy, co twierdzą, że to dobry film. W pewnym sensie im zazdroszczę ;)

Wenders ma zamiar pokazać w Berlinie swój nowy film taneczny w 3D ;) Co prawda rzecz ma dotyczyć tańca nowoczesnego i postaci Piny Bausch, ale jakoś nie mogę się przekonać, żeby myśleć o tym na poważnie.

Przepraszam za offtop...

Mam wiele braków w całej filmografii Wendersa i zrobiłem błąd, że sięgnąłem po "spotkanie w palermo", mam odruch odrazu na samo brzmienie tego naziwska.

Wenders + 3D brzmi jeszczer bardziej przerażająco.

Dodaj komentarz