Niespełnienie z Marilyn

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Kobieta-ikona, kobieta-bogini, najbardziej rozpoznawalna twarz popkultury, wciąż wszechobecna chociaż już minęło prawie 50 lat od jej śmierci na różnego rodzaju gadżetach: koszulkach, torebkach, kubkach, notesach, kalendarzach... A jednocześnie kobieta-tajemnica, aktorka grająca samą siebie, zatracająca granicę między sobą a swoją rolą. Nora Jeane zagrała rolę swojego życia jako Marilyn Monroe, kobietę-magnes, którą najlepiej opisują słowa Franza Kline'a: „Gdy człowiek na nią patrzył, to miał wrażenie, że gdyby ją ugryźć, to wypłynęłyby z niej mleko i miód.” Mało kto był odporny na jej urok, a już na pewno nie Colin Clark, autor książki-pamiętnika „Mój tydzień z Marilyn”, na podstawie której nakręcono film pod takim samym tytułem.

Michelle Williams stanęła przed nie lada zadaniem: zagrać aktorkę, która grała samą siebie. Oddać jej wypracowany czar, jej pełną sprzeczności osobowość, z jednej strony nieśmiałą i neurotyczną, z drugiej – ambitną i upartą. Rezultat jest bardzo dobry, doceniony Złotym Globem oraz nominacją do Oscara dla aktorki pierwszoplanowej. Jednak, mając w pamięci jak Marilyn Monroe grała Norma Jean, trudno się rolą Williams zachwycić. Należy ją jednak docenić, bo udało jej się uchwycić najważniejsze składowe magii Marilyn.

Wbrew pozorom to nie jest film o Marilyn. Jak już sugeruje tytuł, ale co przyćmiewa duch symbolu seksu i świetna rola Williams, to film o zachwycie tą zdumiewającą kobietą. Colin Clark (w tej roli Eddie Redmayne) jako trzeci asystent reżysera, czyli chłopiec przynieś-wynieś-pozamiataj, pracował przy „Księciu i aktoreczce”, filmie Laurence'a Oliviera, w którym Olivier grał razem z zaproszoną przez siebie Marilyn. Amerykańska humorzasta gwiazdeczka bez warsztatu aktorskiego wystąpiła obok tuza brytyjskiego teatru szekspirowskiego. Trudno o bardziej wybuchową mieszankę, co pokazuje w zabawny sposób Clark w swoich wspomnieniach z tego czasu. Autor książki, na podstawie której nakręcono ten film, rozkochanym wzrokiem wpatrujący się w amerykańską blond boginię, również wpada jej w oko i staje się jej powiernikiem, przyjacielem, a nawet kimś więcej... przez tydzień.

Historia opowiedziana w filmie nie jest specjalnie interesująca, ciekawsze są same postacie, wielkim plusem tego filmu jest również gra aktorska. Oprócz Williams zwraca uwagę świetna rola Kennetha Branagha jako Laurence'a Oliviera (jak najbardziej zasłużona nominacja do Złotego Globu i Oscara). Dzięki dynamicznemu montażowi i pięknym zdjęciom film ogląda się łatwo, lekko i przyjemnie. Dodatkowym smaczkiem są fragmenty „Księcia i aktoreczki” brawurowo zagrane przez Williams, Branagha i Dench. Fragmenty z tej burleski dodają elementu komizmu do filmu, ze względu na to, że włączane są bez żadnej zapowiedzi, nie różnią się wizualnie od innych scen i widz nie od razu orientuje się, że to film w filmie.

W „Moim tygodniu z Marilyn” przeplatają się wątki dramatyczne (sceny załamań nerwowych Marilyn), komiczne (na planie filmowym i w filmie-w-filmie) i romantyczne (romans Marilyn z Clarkiem). Sprawnie zrealizowany i wyśmienicie zagrany nie jest jednak niczym więcej ponad epizodem z życia... Colina Clarke'a. Zostawia więc po sobie uczucie niespełnienia, bo obiecywał widzom Marilyn, a ona jak zawsze wymknęła się ciekawskim spojrzeniom i nadal jest kobietą-tajemnicą.

Zwiastun: