Polska oczyma taliba

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Po skrajnych opiniach na temat "Essential Killing" byłem bardzo ciekaw, co zobaczę na ekranie. Rzeczywiście - prawda w tym wypadku leży po środku. Z jednej strony ilość nieprawdopodobieństw zgromadzona w filmie jest naprawdę imponująca. Biorąc pod uwagę surową estetykę zawartą w pięknych ujęciach kamery, którą przyjął Skolimowski, zdumiewać mogą sceny tak daleko odbiegające od życiowego prawdopodobieństwa. Ktoś tu wspomniał o problemach ze stopą głównego bohatera (świetny Vincent Gallo) po wpadnięciu w potrzask, a ja zastanawiałem się, jak on ją w ogóle stamtąd wyciągnął i pobiegł dalej w kierunku Grajewa, i tak sobie biegł dobre kilka dni. W istocie bohater ma dużego pecha - jak w całym lesie ścinają jedno drzewo, to spada ono właśnie na niego. Ale ma też sporo szczęścia, gdy udaje mu się uciec z konwoju albo jak spada z wysokości, obijając się o skalne występy i potem bezpiecznie ląduje. Takie sceny można by mnożyć. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Skolimowskiemu nie chodziło o żadne życiowe prawdopodobieństwo, które mogłaby sugerować forma filmu.

"Essential Killing" to oniryczna przypowieść o bezsensie wszelkich konfliktów. Jest to koszmarny sen Mohamada, gdzie wszystko ulega surrealistycznemu przerysowaniu, a zarazem wizja owa jest bardzo realna. Właśnie to pomieszanie stanowi o wyjątkowości filmu Skolimowskiego i widz musi tę sytuację zaakceptować, by seans nie zmienił się w tropienie absurdów. Na poziomie jednostki okazuje się, że człowiek walczący o przetrwanie pozostaje poza kryteriami oceny moralnej. Zarówno agresor jak ofiara funkcjonują w zawieszeniu tychże norm. Mohamad, osaczony przez zgraję ścigających go bezimiennych, jednakowych żołnierzy bez twarzy, staje się tylko walczącym o przetrwanie psem ( "psia" symbolika jest tu bardzo wyrazista). Nie jest to bohater ani pozytywny, ani negatywny, jednak naturalnym odruchem widza będzie współczucie dla ofiary. Skolimowski w swoim filmie przypomina nam ważną prawdę - ideologiczne czy patriotyczne frazesy na poziomie konkretnego człowieka nie mają sensu. Mohamed w swoich snach powraca do rodzinnego domu - w ten sposób przecież reaguje każdy, bez względu na światopogląd czy kolor skóry. Otóż wszyscy jesteśmy poddawani brutalnym mechanizmom społecznym, które czynią nas kimś obcym nam samym. "Essential Killing" to w dużej mierze film o alienacji, alienacji, której na co dzień sobie nie uświadamiamy. Jednak jest w tym filmie także odrobina nadziei, bo nawet wróg doświadcza dobra, które uosabia przypadkowa kobieta, udzielająca mu pomocy (Emanuelle Seigner).

Uwaga - bedzie spoiler!

Na koniec, żeby nie było tak seriozno, kilka słów na temat "Mohamad a sprawa polska". Jaką Polskę możemy zobaczyć oczyma bohatera? To taka Polska "B", popegerowska ściana wschodnia, taka trochę z filmu "Arizona", gdzie w środku zimy, w środku lasu pijaczek budzi się z puszką "Harnasia" w dłoni (picia piwa z puszki na mrozie nie polecam, bo można się nie odkleić). To Polska, po której jak cienie snują się pijane, wulgarne męskie osobniki, na których tle zabójca-talib to szczyt wrażliwości. Polska Skolimowskiego to groteskowa pani w moherowej czapeczce, jadąca przez las na ruskiej damce, dźwigająca za pazuchą niemowlę, które karmi przy pomocy okazałych gruczołów mlecznych, siedząc na śniegu. Polska w "Essential Killing" to polski, bezdomny Burek, pozostawiony na łaskę losu; to libacja podczas wigilii, gdzie ryczy się zapijaczonym głosem kolędy, gdzie jedyną jasną postacią jest głucho-niema kobieta ukazana w opozycji do męskiego, prostackiego świata. A że jest to jednak film o Polsce, najdobitniej świadczy ostatnia, symboliczna scena. Oto Mohamad na białym koniu (sic!) wymiotuje obficie krwią. Jaki robi się koń? Biało-czerwony.

Zwiastun:

Pojechałeś z tą biało-czerwoną symboliką :)

Nie jestem pewien czy te nawiązania były świadome. Talib jako nowy Anders? Albo głupie albo bez sensu.

Ale ja już nie chcę chyba wchodzić w dywagacje na temat zarówno symboliki jak i realizmu w Essential Killing. Dla mnie to po prostu piękny liryczny film, który przeżyłem bardzo fizycznie, a jednocześnie "odleciałem" na nim i dowolną krytykę zbyję starym programistycznym "u mnie działa".

No czasem se pojade, ale pisałem to trochę dla picu. Afgański Anders odwiedza krainę polskich Boratów;) Można się obrazić, ale nie ma po co. Dla mnie ten film jest pełny przegięć i sprzeczności, a mimo to pozostaje liryczny, tak jak napisałeś. Wydaje mi się, że dla wielu taka estetyka trudna jest do zaakceptowania, ale przez to film jest wyjątkowy. No i zdajmy sobie w końcu sprawę, że filmowa fikcja ma swoje prawa ,

Bardzo się cieszę, że Ci się ten film jednak spodobał, bo po miażdżącej opinii Bedrzicha byłam przekonana, że on się po prostu nie podoba.

Ta "polska B" bardzo się nie podobała mojemu niefilmasterowemu znajomemu - uważał, że zapijaczeni Polacy wprowadzają niepotrzebny element komiczny i psują cały film. Faktycznie publiczność na mojej projekcji też się śmiała.

Ale można to potraktować jako groteskowy element, tworzący magię tego filmu. Ja nie napisałbym o tym, gdybym nie zwrócił na te elementy uwagi. No właśnie - śmiałem się, ale specjalnie mi to nie przeszkodziło. Na pewno ten film nie powstał po to , by wkurzać polaczków. Powiem nawet, że to się całkiem nieźle wpisuje w specyficzną estetykę filmu, która nie musi się każdemu podobać, ale to mimo wszystko działa. Te klocki do siebie pasują.

Opinia Bedrzicha była miażdzącą w odniesieniu do licznych absurdów nagromadzonych w tym filmie. Ja ich nie przełknąłem, w związku nie mogło być mowy o trawieniu całości:)) Chciałem tylko przypomnieć, że chwaliłem zdjęcia, muzykę i grę niektórych aktorów. No i ostatecznie mamy grono osób, którym się ten film podobał (właśnie Wy) oraz tych których nie przekonał (ja, doktor, umbrin). Mało jest chyba natomiast osób obojętnych..

Mnie nie przekonał do końca, bo ma braki, które lapsus też punktuje. Dałem jednak ostatecznie 7 za "dobre chęci".

@Esme: ja jestem Twoim Filmasterowym znajomym, który ma identyczny zarzut - urozmaicanie filmu komediowymi elementami z zapitymi Polaczkami moim zdaniem nie służy budowaniu lirycznego klimatu. Dla mnie film bez tych elementów byłby lepszy.

Ale wciąż nie idealny. Mój główny zarzut to nawet nie tyle nieprawdopodobieństwo akcji, ale brak czegoś co by wywoływało emocje. Mnie po prostu, w przeciwieństwie do Was, los bohatera w ogóle nie przejął.

Dokładnie. Los bohatera był mi zupełnie obojętny i nie mogłem doczekać się końca tego krótkie przecież filmu. Film ma wielkie braki. Nie wspominaliście jeszcze o fatalnym polskim dubbingu. Polskie słowa są ledwo słyszalne i źle dopasowane do postaci. Dobre chęci to za mało, a poza tym każdy reżyser je ma, czy to Scorsese, czy Boll.

Dubbingu? Ktoś tam kogoś dubbingował?

Źle napisałem. Chodzi o postsynchrony. Angielski brzmiał ok, ale polski nie i nie jestem pewny czy to głosy tych osób widocznych na ekranie. Musiałem się wysilać aby coś usłyszeć, a i tak połowy nie zrozumiałem.

Ale zapomniałem o jednym wątku: talib kontra big cyc polskiej sexy mamy, czyli o przewadze polskiego mleka nad kozim afgańskim.

Pij mleko będziesz wielki.

Dobre bo polskie.

Metoda na głoda.

Drink me to the end of life.

Dodaj komentarz