O pojedynku Pielgrzyma ze światem

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Za siedmioma górami, za siedmioma morzami, w dalekim mieście o egzotycznej nazwie Toronto żył sobie chłopak – Scott Pilgrim. Całkiem przeciętny 22-latek, mieszkający kątem u swojego kumpla, grający w zespole czekającym na to, aż wypatrzy go ktoś ważny, zachwyci się, i zaoferuje kontrakt płytowy. Scott prowadził całkiem spokojne życie, a jego jedynym problemem było ciągłe komplikowanie sobie życia uczuciowego. Aż tu pewnego dnia przyśniła mu się dziewczyna. Miała rolki i amarantowe włosy, więc Pilgrim musiał się w niej zakochać. I tu zaczyna się robić dziwnie. Gdy Scott poznaje Ramonę w prawdziwym życiu, okazuje się, że aby ją zdobyć, musi pokonać członków Ligi Złych Byłych jego ukochanej – a słowo „pokonać” nie jest tu żadnego rodzaju eufemizmem!

Film jest dziwną mieszanką emofilmów (śnieg, dziwne dialogi, Kanada i Michael Cera robią swoje) oraz japońskich mang i gier komputerowych (film widziałam przedwczoraj. Ciągle nie przeszła mi ochota, żeby zagrać w Tekkena), które w pokręcony sposób pasują do siebie.

Nie ma co tu opowiadać - klimat całkiem dobrze oddaje ta scena walki, którą warto oglądać od 1.45.

http://www.youtube.com/watch?v=mtcjfB2Hzhw

Do ciekawej mieszanki konwencji dochodzi interesująca obsada. Przede wszystkim jest Michael Cera, który gra główną rolę (tak, wiem, można to traktować jako plus, i jako minus). Cera wygląda dokładnie jak zwykle i gra jak zwykle, ale pasuje to do filmu, więc nie ma się go o co czepiać. Oprócz niego pojawiają się niemal sami nieopatrzeni aktorzy, co jest pozytywem i współgra z opowiedzianą historią. Z bardziej znanych aktorów rólkę w filmie zagrała Anna Kendrick (ta-laska-z-”W-chmurach”) oraz Jason Schwartzman, któremu chyba w końcu (na szczęście!) znudziło się grać intelektualistów z problemami.

Jednak (oczywiście!) ten film ma też parę wad. Po pierwsze, jest to emofilm. Jeśli „Nick i Norah”, „Juno” czy”Dziewczyna z marzeniami” nie spodobały Ci się, to nawet nie odpalaj „Pielgrzyma”. Podobnie jest, jeśli nie trawisz stylistyki mangi (dzielenie ekranu czy napisy z onomatopejami) albo przerysowanych, komiksowych scen walki. Po drugie: scenarzyści i reżyser skoncentrowali się na misji Scotta, przez co ucierpiała warstwa emocjonalna filmu. W zasadzie to nie do końca wiadomo, co tak naprawdę Scott widzi w Ramonie. O samej Ramonie też niewiele da się powiedzieć, i przez ¾ filmu miałam wrażenie, że tak naprawdę to w normalnych okolicznościach między nią a Scottem nic by się nie wydarzyło. Wiele może tłumaczyć fakt, że film powstał na podstawie cyklu powieści graficznych. Może to dlatego w „Pielgrzymie” pojawia się tylu interesujących, drugoplanowych bohaterów, choć ich potencjał nie zostaje wykorzystany w pełni (no, może oprócz Wallace'a, współlokatora-geja)?

W zasadzie to im więcej myślę o „Scott Polgrim kontra świat”, tym mniej jestem pewna, czy ten film jest obiektywnie dobry. Niewątpliwie jego wartość rośnie wraz z ilością godzin spędzonych w salonach gier czy na oglądaniu „Generała Daimosa” czy "Czarodziejki z Księżyca".

Ja wiem jedno: po cykl książek niewątpliwie sięgnę.

[wystawiona ocena jest całkowicie subiektywna i w żadnym stopniu nie należy się nią kierować przy planowaniu wieczoru]

Zwiastun:

Daimos właśnie awansował, dzięki za uwagę:)

i cieszę się, że z ostatnim fragmentem nie mam racji w stu procentach (czego jesteś przykładem:), bo jeśli film trafia tylko do ograniczonej grupy odbiorców, to chyba to nie za dobrze świadczy o jego twórcach, prawda?

Ja też nie grywam w gry, nie oglądam seriali, które wymieniliście i nie czytuję komiksów (z wyjątkiem Wilq), a uważam Scotta Pilrgima za kawał dobrego i oryginalnego kina rozrywkowego.

[quote]Jednak (oczywiście!) ten film ma też parę wad. Po pierwsze, jest to emofilm. Jeśli „Nick i Norah”, „Juno” czy”Dziewczyna z marzeniami” nie spodobały Ci się, to nawet nie odpalaj „Pielgrzyma”.[/quote]
Kompletnie nie zgodzę się z tym stwierdzeniem, gdyż te filmy nijak maja się do siebie. Wymienione przez ciebie tytuły od początku do końca trzymają się jednej konwencji, młodzieżowej komedii romantycznej. Natomiast Pilgrim żongluje konwencjami jaka mu się podoba, miesza komiks, gry wideo i w końcu komedię romantyczną. Przez co sam w sobie jest dość oryginalny, a przy tym wyróżnia się na tle pozostały produkcji z Cerą w roli głównej.

A odnośnie samego filmu, to całkiem dobrze się go ogląda, jest niewątpliwie ciekawy i pomysłowy. Chociaż osobiście o wiele bardziej widział bym go jako serial, gdzie wszystkim wątkom i bohaterom mogła by być poświęcona odpowiednia ilość czasu.

@ ubiquit: no nie wiem, jak wyrzucisz z Pilgrima komiksową konwencję, zostanie głównie młodzieżowa komedia romantyczna:) stąd moje stwierdzenie w recenzji.

co do tego, że z filmu należałoby raczej zrobić serial, zgadzam się na 100%.

Ja tego w ogóle nie odebrałem jako komedii romantycznej a szczerze nienawidzę tego gatunku. Wątek miłosny był po prostu zbyt komiksowy, żeby traktować go poważnie. I całe szczęście! :)

Dodaj komentarz