Kopciuszek bierze sprawy w swoje ręce

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami... Albo może inaczej. Nie tak dawno temu, choć w ubiegłym stuleciu, gdy na świecie kręcono jeszcze wyłącznie czarno-białe filmy, a o Filmasterze nawet Ojcu Dyrektorowi się jeszcze nie śniło. Nie tak znów bardzo daleko, bo raptem za jednym z oceanów - żyła sobie pewna dziewczyna. Była młoda i śliczna, i miała twarz Audrey Hepburn. A na imię miała Sabrina.

Tak w skrócie można przedstawić główną bohaterkę filmu Billy'ego Wildera z 1954 roku. Tytułowa Sabrina jest córką szofera, mieszka kątem u obrzydliwie bogatych Larrabee'ch i podkochuje się w jednym z ich synów, Davidzie. Nietrudno się domyślić: co będzie dalej. Jak za magicznym dotknięciem różdżki - niezauważana przez obiekt swych westchnień dziewczyna, staje się celem jego adoracji.

Ale to współczesna opowieść. Kopciuszkowi nie potrzebna już wróżka, a... wyjazd do Paryża - światowej stolicy mody i dobrego stylu. Siedząc tam dwa lata po prostu nie sposób nie nabrać światowego sznytu - nawet jeśli pojechało się tam szkolić w przyprawianiu sosów i robieniu sufletów ;)
Książę (William Holden jako David) wprawdzie bogaty jest i może nawet przystojny (kwestia gustu), ale też nicpoń i kobieciarz, co skromnie wychowanej i niepoprawnej romantyczce Sabrinie dobrze nie wróży.
Na szczęście księciuniu ma jeszcze brata Linusa, a ten jest starym kawalerem (czyli żadnej konkurencji), pracoholikiem i mrukiem (nobody's perfect), i ma twarz Humphrey'a Bogarta.

I już wszystko jasne. Bo co tam, taki Holden - choćby nawet i księciem z bajki był, skoro jest Humprey Bogart ze swoim posępnym, przyciężkawym spojrzeniem i krzywym uśmiechem (będącym ponoć efektem zranienia pociskiem) - rodem z "Kasablanki"!

Innego wyjścia nie ma. Sabrina po prostu musi się odkochać w Davidzie i wybrać Linusa. A my uśmiechamy się pod nosem, oglądając nowszą wersję bajki o Kopciuszku. Bo chociaż historia opowiedziana jest w holiłódzkich scenografiach, z charakterystycznym zadęciem i nieco zbyt teatralna - w tym przypadku jakoś tak... nie przeszkadza.

Hm, strasznie lubię remake z Harrisonem Fordem (http://filmaster.pl/film/sabrina/), masz jakieś porównanie tych filmów? Bo nie wiem, czy powinienem obejrzeć oryginał, czy niekoniecznie.

Remake też jest niezły. Ale oryginał zawsze warto obejrzeć - choćby dla porównania ;)

Nie mam aż tyle motywacji, żeby oglądać tylko z ciekawości - więc jaki jest oryginał w porównaniu? Lepszy, gorszy, jakiś inny?

Pozwolę sobie powiedzieć, że oryginał jest 100 razy lepszy, bo choć Ford dobrym aktorem jest, to nikt nie rzuca takimi spojrzeniami, jak Bogart:)

Po dłuższym namyśle orzekam, że oryginał chyba jednak lepszy...

Dodaj komentarz