W tonie klasycznej, francuskiej, popowej piosenki

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Francuzi od lat udowadniają, że nadal mają głowy pełne pomysłów na lekkie, urocze komedie, które pod licznymi gagami skrywają głębsze refleksje oraz potężniejsze emocje. Sukces „Nietykalnych” był tego najlepszym przykładem, a „Rozumiemy się bez słów” to jeden z najoryginalniejszych koncepcji fabularnych w swoim gatunku w ostatnim czasie. Bo jak opowiedzieć o rodzinie, której ¾ członków jest głuchoniema? Uderzyć w poważny, cierpki, gorzki ton ukazując ich trudy dnia codziennego? A może lepiej sportretować familię, w której dominuje serdeczność, a niepełnosprawność nie jest w niej żadnym problemem?

Bélierowie to rodzina niemalże idealna – dobrzy, uczynni ludzie, dość otwarci obyczajowo, którzy hołdują wzajemnej współpracy i zrozumieniu. Jednak tylko jedna osoba w niej umie słyszeć – Paula (Louane Emera), nastolatka, która żyje z głuchoniemymi rodzicami oraz głuchoniemym bratem. W tej rodzinie porozumiewają się bez słów, lecz w kontaktach ze światem zewnętrznym córka Gigi (Karin Viard) i Rodolphe’a (François Damiens) musi być dla swoich rodziców tłumaczem. Jednak Paula jest już w tym wieku, że zaczyna poszukiwać swojej własnej drogi. Zapisuje się do szkolnego chóru tylko dlatego, że śpiewa w nim chłopak, w którym się zadurzyła. Niespodziewanie nauczyciel muzyki odkrywa w dziewczynie wielki talent i proponuje jej, że będzie ją przygotowywał do przesłuchania do szkoły muzycznej w Paryżu. Paula się zgadza, lecz nie potrafi powiedzieć o tym rodzicom. Jak wyjaśnić im, czym jest dla niej muzyka? Czy może zostawić ich samych na farmie i wyprowadzić się do wielkiego miasta?

„Rozumiemy się bez słów” to przede wszystkim historia o spełnianiu marzeń i poszukiwaniu siebie. Nastoletnia Paula zaczyna dojrzewać (zarówno fizycznie, jak i psychicznie) przez co stawia pod znakiem zapytania swoją dalszą przyszłość. Nie wie, czy chce wieść życie wesołego, acz zapracowanego rolnika, jakimi są wszyscy członkowie jej rodziny. Jako jedyna słysząca musi sprostać obowiązkom, które normalnie należałyby do jej rodziców – kontakty z kontrahentami, z gminą, z klientami na targu, odbieranie telefonów od dostawców. Przy tym musi uczestniczyć także jako tłumacz w sytuacjach, o których istnieniu w ogóle nie powinna wiedzieć – czyli na przykład podczas wizyt u ginekologa. Paula przeżywa także swoją pierwszą miłość oraz okrutne szkolne plotki. Z jednej strony dziewczyna musi prowadzić więc życie typowej nastolatki, z pracami domowymi i dramatami miłosnymi, a z drugiej dorosłej osoby, która musi wykonywać część obowiązków rodziców. Gdy odnajduje swoją drogę nie wie, czy jej rodzice ją zaakceptują, nie wie, czy jest w stanie „odlecieć” (jak w piosence, którą śpiewa) i zostawić ich samych.

Paula to także bohaterka, której nie da się nie lubić. Odważna, dzielna, zdystansowana (do czasu), rozsądna, uczynna i przepiękna jest niemalże ideałem córki oraz dorastającej dziewczyny. Wszystkie popełniane przez nią błędy z łatwością można zrzucić na karb jej dezorientacji, poszukiwania własnej życiowej drogi, co wcale nie ujmuje jej dobroci oraz roztropności. Inna sprawa ma się z rodzicami dziewczyny – szczególnie scena, w której pijana matka wykrzykuje, że „nienawidzi tych, którzy słyszą” powoduje, że zaczynamy żywić do nich mieszane uczucia. Choć na koniec nasze emocje z pewnością się ustabilizują, ciężko jest zaakceptować ich brak zrozumienia dla marzeń córki.

Gigi i Rodolphe to za to typowi rodzice przechodzący dramat wyfruwającego z gniazda dziecka. Uzmysłowienie sobie, że ich malutka córeczka dorasta oraz pogodzenie się z tym wywołuje w nich ogromną panikę. Samo ukazanie relacji wewnątrzrodzinnych, rozwiązywanie konfliktów i tytułowe porozumiewanie się bez słów udało się twórcom wzorowo.

Okalająca film warstwa muzyczna jest bezbłędna w każdym calu. Klasyczne piosenki francuskie Michela Sardou są takie, jak cały obraz Erica Lartigau – niby banalne, niby jedynie urocze, lecz skrywające w sobie ogromne emocje oraz słodko-gorzkie komentarze odnośnie życiowych wyborów czy kolejnych etapów życia. Nie dość zaznaczyć, że Louane Emera podbiła francuską edycję programu „The Voice”. Wszystkie sceny, w których śpiewa swoim głębokim, przepięknym głosem chwytają za serce i wywołują łzy wzruszenia. To właśnie kapitalne brzmienie młodej aktorki jest jednym z najlepszych elementów filmu.

Aktorsko jest tak samo dobrze, jak muzycznie. Karin Viard i François Damiens spisują się bezbłędnie w roli zagubionych, skonfundowanych rodziców, podobnie jak Eric Elmosnino w roli niespełnionego muzyka przelewającego swoje marzenia na młodą podopieczną. Jednak każdą scenę skrada Emera, która zresztą zasłużenie otrzymała za tą rolę Cesara. Jej głos, pewna świeżość, której jest uosobieniem, a także aktorski talent mogą jej zapewnić w przyszłości karierę nie tylko na francuskim podwórku.

Jako komedia „Rozumiemy się bez słów” nie wypada najlepiej. Pojawiające się żarty dotyczą przede wszystkim życia w sypialni, migowych wyzwisk czy niepoprawnego tłumaczenia języka głuchoniemych. Choć pozostawią one z pewnością niejeden uśmiech na naszej twarzy, to trudno oczekiwać głośnych salw śmiechu (mimo, że mnie dwie sceny rozbawiły do łez).

Francuska komedia obyczajowa to opowieść o ludzkich dramatach, o dojrzewaniu, o godzeniu się z nieuniknionymi życiowymi zmianami, o wychowywaniu i rodzicielskiej panice. Nie popełniono tutaj żadnych kardynalnych błędów – zarówno oryginalny pomysł oraz jego wykonanie sprawiły, że większość widzów wyjdzie z seansu z uśmiechem na twarzy oraz zeszklonymi ze wzruszenia oczami. „Rozumiemy się bez słów” to kolejny przykład na to, że komercyjne francuskie kino stoi na bardzo wysokim poziomie i nadal ma wiele do zaoferowania.

Zwiastun:

A które sceny cię tak rozbawiły? Moim zdaniem wszystkie żarty są w porządku, ale ja mam szeroki wachlarz (od poetyckich aluzji do totalnej bezczelności).

Dodaj komentarz