Notka o Lektorze (aka The Reader)

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Na "Lektora" wybrałem się bez żadnych oczekiwań i bez podstawowej wiedzy na temat fabuły filmu. Oglądałem do tej pory tylko jeden film Daldrego, "Godziny" (http://filmaster.pl/film/the-hours/), który mnie znużył i nie zainteresował tematyką (choć poniekąd rozumiem, że innym mógł się podobać, bo obiektywnie nie miał wielu wad). Nie miałem więc specjalnych nadziei, że obejrzę dzieło które do mnie przemówi. I dobrze! Bo dzięki temu zostałem pozytywnie rozczarowany.

"Lektor" to film, który dotyka cholernie poważnego tematu -- osobistej odpowiedzialności za holocaust. Wiem, brzmi przerażająco spielbergowsko, ale na szczęście Daldry ani nie oskarża, ani nie wybiela przedstawianych bohaterów. Pokazuje ich wybory życiowe i to w jaki sposób zmagają się z przeszłością lub też w jaki sposób wymazują ją ze swojej pamięci, bez zbędnego komentarza. Bo nie można komentarzem nazwać płytkiej dyskusji ważącego słowa profesora z żądnym krwi studentem, oglądających wspólnie proces.

Holocaust to chyba jednak tylko pretekst, żeby zadać inne, ogólniejsze pytania. Czym jest zło? Czy ludzie są źli z natury, czy po prostu ich postępowanie wynika z okoliczności? A może z niczego nie wynika? Może po prostu najczęściej "tak wychodzi"? Może ludzie nie myślą, tylko działają według ustalonego planu i aktualnych reguł i właśnie to pozwala im przetrwać nawet w najbardziej bestialskim ustroju jakim była III Rzesza?

Nie są to może jakieś bardzo głębokie pytania. Nie ma też co spodziewać się po filmie odpowiedzi. Nie znajduje jej też na pewno główny bohater, uwikłany w związek uczuciowy z jedną z "katek".

Ten związek zresztą to równie ważna część filmu jak wątek odpowiedzialności i pokuty. A chyba nawet ważniejsza, bo w zdecydowanie bardziej zapada w pamięć. Po filmie mniej przejmowałem się -- bądź co bądź tragicznym -- losem Hanny, której postępowania nie mogłem mimo wszystko zrozumieć, a bardziej losem Michaela Berga, któremu Hanna "zawładnęła" nie tylko okresem nastoletnim, ale również praktycznie całym dorosłym życiem.

Nie chcę jednak zdradzać zbyt wiele, bo siłą tego filmu jest również udane połączenie dwóch głównych wątków -- romansowego i sądowego.

Na koniec tylko kilka uwag technicznych. Kate Winslet -- przekonująca. Ale do doskonałości droga daleka. David Kross jako młody Michael -- bardzo dobry, dużo lepszy od Ralpha Fiennesa, który zagrał starsze wcielenie głównego bohatera. Muzyka -- zbyt nachalna. Zauważałem ją w filmie a nie powinienem. No i język... przyznam że przyzwyczaiłem się po kilkunastu minutach, ale na początku nie mogłem znieść Niemców granych przez Amerykanów i mówiących po angielsku. To razi i nie pozwala do końca poczuć tej dziwnej historii, która miejscami zapierała dech, a miejscami niestety raziła tym samym czym raziły Godziny.

Mimo wszystko polecam. Obok filmu nie da się przejść obojętnie, trzeba go jakoś skomentować -- a o to chodzi w kinie. Jakbym miał przydzielać tegoroczne Oskary, mając do wyboru tylko te oficjalne (przerażająco nietrafione) nominacje, "Lektor" byłby murowanym zwycięzcą.

A dlaczemu ja widzę krzaczki? :(

Ja też widzę dziwne płotki i ułamki :P

Verdiana, bo o tej porze pewnie już źle widzimy :)

Dziewczyny, co wyście paliły wczoraj? Ja właśnie wstałem i widzę normalny prosty tekst :)

Teraz tak, ale jeszcze godzinę temu były robaczki. Czyżby: "gdy Michuk śpi, budzą się upiory"? :-)

A ja nie mam szlaczków, krzaczków, ułamków;-( Normalna recenzja, bardzo fajna, ale bez choćby jednego głupiego płotka. To ja sobie coś też zapalę.

Film muszę zobaczyć, bo "Godziny" to moja prywatna top 10. A książka Schlinka jest znakomita. Stawia trudne i ważne pytania, jednocześnie zatyka ci usta, kiedy chcesz coś odpowiedzieć.

Dodaj komentarz