Pomiędzy snem a snem

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Samochód. Wypadek. Człowiek, leży na chodniku. Ucieczka. Strach. Łóżko.

Łóżko?

Tak, to tylko sen, na szczęście tylko sen.

Ale to nie tylko sen.

Nowy film Kim Ki-duka zaczyna się równie tajemniczo jak ta notka. Ale już kilka chwil pózniej misterium zostaje wyjaśnione. Sprawa jest prosta - on śni jej życie. W sensie on śni, a ona działa, robiąc to co on wyśni. Również śpiąc. A konkretnie lunatykując. Ale te działania są jak najbardziej realne.

Ten dość abstrakcyjny pomysł pomógł koreańskiemu reżyserowi sportretować dwa przerwane związki. On cierpi, bo opuściła go ukochana kobieta. Ona cierpi, bo porzuciła swojego mężczyznę. I mimo że oba związki są definitywnie zakończone, nie dają im zapomnieć i dalej żyć.

Ran (Na-yeong Lee) i Jina (Jô Odagiri) toczą dwa życia. Pomiędzy snem a snem mieszkają razem. Próbują zrozumieć. Boją się zasnąć (dlatego nigdy nie śpią razem), bo śniąc spełniają swoje ukryte fantazje, robią to czego być może pragną, ale nie chcą się do tego przyznać.

Ki-duk mówi językiem filmowym, jego dzieła nie miałyby mocy gdyby zostały spisane na papier. Obraz który przychodzi na myśl oglądając "Sen" to 2046 Wong Kar-Wai'a, z tym że "Sen" jest w swojej mglistości mniej senny(!), a bardziej konkretny. To rodzaj kina, które lubię najbardziej: fabuła jest szczątkowa, to co się liczy to wspomnienia, uczucia i pragnienia, w tym te najbardziej ukryte, ujawniające się dopiero w podświadomości, podczas snu.

"Sen" pojawi się w kinach w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Katowicach podczas rozpoczynającego się już we wtorek festiwalu flimowego Kino w Pięciu Smakach, którego patronem medialnym jest Filmaster.

Zwiastun: