Z empatią o obsesji

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

"10 do 11" to przyjemny, powolny film o staruszku-kolekcjonerze, który poświęcił życie zbieraniu i dokumentowaniu wszystkiego z czym się zetknął.

10 do 11
Shot z filmu "10 do 11"

Mithat Bey ma około osiemdziesięciu lat. Rezyduje samotnie w starym, rozwalającym się mieszkaniu. Niezbyt lubiany przez niego sąsiad planuje rozbiórkę bloku i postawienie w tym samym miejscu wygodniejszego i nowoczesnego apartamentowca. Bey nie uważa jednak, żeby rozbiórka była konieczna. Ba, ma nawet na to kwity, które załatwił "u inżyniera". I nic nie jest w stanie przekonać go do tego pomysłu, bo oznaczałoby to konieczność przeniesienia jego kolekcji w inne miejsce. A kolekcja jest tak wielka jak długie było jego życie.

Upór i dążenie do własnych celów, nie zważając specjalnie na opinie innych, to cecha dominująca naszego bohatera. Sprawy, które go interesują wnikliwie analizuje, aby być przygotowanym na wszelkie ewentualności. Robi to zadziwiająco skutecznie. Te cechy są jednak również jego przekleństwem. Przez upór właśnie stracił żonę, opuszczając Mithata dała mu wybór: kolekcja albo ona. Wybrał kolekcję.

Co ciekawe, Mithat nie kolekcjonuje konkretnych typów rzeczy. W jego zbiorach są zarówno sterty starych gazet (nie można przeoczyć żadnego numeru!), serie książek, sprzęt codziennego użytku, listy, jak i kopie zapasowe wielu wysłanych przez niego dokumentów, a nawet prezentów jakie wręczał bliskim, czy nagrania rozmów jakie prowadził. To co tworzy on więc tak mozolnie przez całe swoje życie nie jest właściwie kolekcją w tradycyjnym znaczeniu, a szczegółową rejestracją życia, prowadzoną niezmienne od ponad pół wieku.

"Za dziesięć jedenasta", przy okazji, niejako mimochodem, jest portretem Stambułu jakiego nie znacie. Największe miasto Europy w filmie Pelin Esmer wygląda niezwykle lokalnie, niczym niewielka wioska w której wszyscy się znają. Wydaje się, że ten bezpieczny, lokalny klimat wytwarza sama postać Mithata, który swoją obecnością wnosi jakiś nieokreślony, ale odczuwalny spokój, komfort. Jakby mówił "wszystko będzie dobrze, to tylko życie".

Film Esmer nie każdemu się spodoba. Niewiele się tu dzieje i brak jest tradycyjnie zarysowanej fabuły. Niektórym może wydać się również zbyt długi (trwa prawie dwie godziny) i mało widowiskowy. Mnie jednak poruszył, szczególnie że postać Mithata to prawie lustrzane odbicie mojego własnego dziadka, który wprawdzie na innym polu, ale podobnie skrupulatnie realizuje swoje, niezrozumiałe przez osobę postronną, cele życiowe, nie znosząc przy tym cienia krytyki. Być może czuję wręcz pewne powinowactwo z tą postacią, ponieważ część cech dziadka (a co za tym idzie, Mithata) niewątpiwie dostałem od niego w spadku.

Film "10 do 11" wygrał w konkursie ON AIR 8. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego TOFIFEST, który odbył się w czerwcu 2010 roku w Toruniu. Zdobył tez takie wyróżnienia jak: Nagroda Specjalna Jury na MFF w Stambule 2009, Najlepszy Film i Najlepszy Scenariusz na Adana Golden Boll Film Festival 2009, FIPRESCI Award (2009); Najlepszy Film na Rotterdam Film Festival
10 do 11 - plakat
Plakat do filmu "10 do 11"

Mówisz, że główny bohater kolekcjonuje "wszystko z czym się zetknął". To brzmi bardzo intrygująco, ale ta jego kolekcja musiała się na pewno ograniczyć do jakiejś wybranej kategorii przedmiotów.
A może ta mozolna praca Mithata ma być metarforą życia, polegającego na wyszukiwaniu i zbieraniu mnóstwa przedmiotów?

Trudno właśnie określić co tak naprawdę jest przedmiotem jego kolekcji. Dużo jest w niej gazet (całe roczniki, bez pominięcia choćby numeru), książek (ale tylko serie), ale pojawiają się też butelki wódki (jedną z nich nieopatrznie otwiera dozorca Ali, niszcząc część kolekcji, w trakcie jak Mithat schodził własnie po jej kopię, którą zamierzał otworzyć), taśmy z zarejestrowanym głosem, faktury, rachunki, a nawet zabawki, wszystko opatrzone datą i którkim opisem.

Nie wydaje mi się, żeby praca Mithata miała głębszy sens (a co właściwie ma większy sens, swoją drogą?) - jego kolekcja to sposób na życie. Niektórzy przemierzają morza i oceany, inni dożywają 70-tki za biurkiem w korporacji, on postanowił udokumentować swoje życie, w ten sposób pozostając nieśmiertelny.

Nie sądzę też, że to metafora czegokolwiek. W filmie pojawiają się co prawda jasne sygnały, że chodzić może o przemijanie (cały czas tykają gdzieś zegary, bezlitośnie odmierzając upływający czas), ale brak jest jakichkolwiek wyraźnych sygnałów co w związku z tym.

Po sposobie w jaki ten film został zrobiony wnioskuję, że to swoisty hołd złożony wujkowi, który był inspiracją reżyserki do nakręcenia tej fabuły.

Dodaj komentarz