Degeneracja

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

"Resident Evil: Afterlife" to taki trochę Włóczykij na kwasie. Wędruje w jakieś dziwne rejony, zmieniając klimat co kwadrans i tasując ponurymi widokówkami z lokacjami. Trochę strzałem w stopę było pójście twórców w stronę "Mad Maxa" przy okazji trzeciej części. Bo jak wrócić teraz do esencji tematu, gdy na dobrą sprawę zdemolowaniem całej planety spaliło się za sobą most?

Czwórka dosyć bezczelnie nagina logikę i momentami miota się w konwulsjach, desperacko próbując powrócić na ścieżkę, po której spacer od wielu lat przyciąga do tematu „Resident Evil” miliony fanów. Jak bardzo bym jednak na tego Włóczykija nie narzekał, to przyznać muszę, że plecak zaopatrzony ma profesjonalnie w bagaż nerdgazmicznych motywów, a ich pokaźna ilość rekompensuje ich nieco nieporadne używanie… Film w każdym razie swoją rolę spełnia. Po seansie wróciłem do domu i odpaliłem zakurzoną płytę z grą "Resident Evil 4", stopniowo cofając się przez "Code: Veronica", aż do poszczególnych części klasycznej trylogii osadzonej w Raccoon City, które wiele lat temu przechodziliśmy ze znajomym raz dziennie.

Kończąc drugą część gry, machając na pożegnanie uciekającym z Raccoon City bohaterom, przypomniałem sobie o czymś. Leon Kennedy i Claire Redfield spotkali się przecież później jeszcze raz, przy okazji oficjalnie osadzonej w kanonie pełnometrażowej animacji "Resident Evil: Degeneration". Film ma już dwa latka i ukazał się na DVD nawet w Polsce. Nie wiem, jak mogłem o nim zapomnieć.

Degeneracja kontynuuje wątki z "Resident Evil 2" (G-virus) na identycznej zasadzie, jak "Advent Children" robił to z "Final Fantasy 7". Akcja filmu osadzona jest między czwartą a piątą częścią gry, siedem lat po zniszczeniu miasta Raccoon. Bohaterowie zmienili się przez ten czas wyraźnie. Zwłaszcza Leon, którego obserwowaliśmy w dwójce jako zdezorientowanego żółtodzioba, a który w czwartej części jest już specjalnym agentem rządowym. "Degeneration" kontynuuje proces powiększania Leonowi cojones. Momentami wręcz aż do przesady. Chłopak ma odpowiedź na każde pytanie, z największej opresji wychodzi obronną ręką i jeszcze robi to tak efektownie, że można ocipieć z wrażenia. Nie wiem czy to dobrze – chyba powodem, dla którego postać młodego Kennedy’ego odniosła taki sukces wśród graczy, była jego świeżość w sytuacji zagrożenia. Leon był przeciwieństwem twardego i męskiego Chrisa z pierwszej części gry. W "Degeneracji" to jednak już on jest szefem wszystkich szefów. Jest nieludzko sprawny fizycznie, jest mistrzowskim strategiem, jest dzielny, odważny, ma nienaganną fryzurę, która nigdy się nie psuje…

I od czasu "Resident Evil 4" zajebiście się ubiera.

Claire z kolei jest teraz członkinią TerraSave, naiwnie idealistycznej organizacji ekologicznej, organizującej protesty i pomagającej ludziom poszkodowanym w zamachach terrorystycznych, gdzie w ruch poszła broń biologiczna lub chemiczna. Dziewczyna robi co w jej mocy, aby nie dopuścić do sytuacji, jaka miała miejsce w Raccoon City. W przeciwieństwie jednak do swojego brata czy Leona, nie obrała drogi wojownika, a ratownika (sparafrazowałem tu słowa Kennedy’ego – ja nie mówię w ten sposób). Bawi mnie upór, z jakim scenarzyści skupiają się na instynkcie macierzyńskim Claire. W "Resident Evil 2" miała ona na głowie małą Sherry, tutaj z kolei musi niańczyć Rani, która na oko oceniając, jest mniej więcej w tym samym wieku (6-10 lat). Można to oczywiście interpretować jako nawiązanie.

Opieka nad dziewczynką niejako wyłącza Redfield z walki i odnoszę wrażenie, że jest to celowy zabieg, aby pozostawić więcej ekranowego czasu zajebistości Leona. Nawet podczas finałowej walki, rola Claire zostaje w trywialny sposob zmarginalizowana, podczas gdy Kennedy wyczynia cuda, jakich świat nie widział.

Dostrzegam tu systematycznie postępujące kreowanie Leona na ikonę serii. Z występu na występ, chłopak robi się coraz większym wymiataczem. Wystąpi w zapowiedzianej już na 2012 rok kontynuacji filmu, zatytułowanej "Resident Evil: Damnation". Również Paul W.S. Anderson powiedział, że chciałby zobaczyć Kennedy’ego w piątej części swojej serii. Zdecydowanie Leon ma potencjał, by taką rozpoznawalną maskotką zostać. Jak tylko Mila Jovovich zrezygnuje z odgrywania Alice Prospero raz na dwa lata.

Teraz ważne – ten film jest skierowany tylko i wyłącznie do fanów serii. Z czystym sumieniem nie polecę go nikomu innemu. Skrypt sam w sobie przypomina grę komputerową z zagadkami, patrzeniem na mapę, przełączaniem dźwigni, eksploracją terenu i mnóstwem walki z zombie. Twórcy skupili się na tym, aby pokazać graczom sceny, jakich ci oczekiwali – głównie mówię tu o ponownej interakcji między Leonem i Claire oraz o powrocie klasycznych zombiakow, ktorych zabrakło w dwóch ostatnich częściach gry. Główna intryga nie jest najwyższych lotów i wszystko sprowadza się do brnięcia przez hordy żywych trupów i rozwalenia ogromnego bossa na końcu. Element świeżości miała chyba wprowadzić postać agentki Angeli, ale kobieta jest najnormalniej w świecie nieciekawa i mętna chemia pomiędzy nią, a zachowującym się jak Batman Leonem, śmieszy.

Porównanie do "Advent Children" ciśnie mi się na klawiaturę ponownie przy próbie opisania strony wizualnej. Jest to dokładnie ten sam poziom animacji, choć efekt jest nieco słabszy, bo twórcy podzielili twarze występujących w Degeneracji postaci na realistyczne (Claire, Leon, Angela) i sztuczne. Senator Davis wypada wręcz groteskowo i przy każdym jego pojawieniu się na ekranie zajmuje widzowi kilka sekund przyzwyczajenie się do jego bulwiastej głowy. Identycznie jak za czasów starego "Final Fantasy: The Spirit Within", twarze wyglądają idealnie, dopóki nikt nie musi poruszać ustami. Zdarzają się wtedy sporadyczne zgrzyty. Tak samo również jak w "Advent Children" (który według mnie ma najlepsze walki w dziejach kina), sceny akcji wypadają fenomenalnie. Niesamowicie płynne ruchy bohaterów w połączeniu z szalejącą kamerą pozwalają widzowi zapomnieć o wygodnym oparciu fotela, przyciągając bliżej ekranu, często również zmuszając do cofnięcia sceny, w celu ponownego obejrzenia jakiejś efektownej akcji.

Tylko czemu wszystkie kobiety w tym filmie mają usta Hunter Tylo?

tekst ukazał się na stronie www.kaseta.org

Zwiastun: