Cyberpunk is not dead

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Wszelkie prognozy potwierdziły się i wyszło ostatecznie tak, jak każdy się spodziewał, że wyjdzie. Sam reżyser tuż po ogłoszeniu rozpoczęcia zdjęć w odpowiedzi na liczne, negatywne opinie fanów odnośnie obsadzenia Scarlett Johansson w głównej roli odpowiedział, że jest to wymóg, bez którego film najprawdopodobniej by nie powstał. Będąc świadom tego ciśnienia ze strony producenckich baronów w garniturach, większość pogodziła się z tym, że fabuła również ulegnie modyfikacjom i uproszczeniom. Po części akurat ten zabieg, jak i kilka innych można zaliczyć na plus, w końcu Ghost in the Shell to nie jest seria, którą ogląda się lekko przed snem czy do obiadu. Jako że kino w oczach producentów ma przede wszystkim stanowić rozrywkę, a nie podwalinę do filozoficznych dywagacji po seansie, przy tego rodzaju megaprodukcji, trzeba to było jakoś zręcznie pociąć. Prawie się udało.

Strukturalnie produkcja bazuje w większości na pierwszym filmie pełnometrażowym z 1995, przeplatając fabułą serialu i czerpiąc garściami z graficznie odrestaurowanej wersji 2.0 pierwszej części. I to właśnie oprawa wizualna jest tutaj najmocniejszym atutem. W odświeżonym wydaniu, sporo osób narzekało na komputerowe wstawki, które gryzą się z całą resztą. W aktorskiej wersji CGI wypada rewelacyjnie, zwłaszcza w scenografii uliczek i większych pomieszczeń. Trochę słabiej wypadają jedynie niektóre ujęcia panoramy miasta, które momentami mogą wybić z rytmu swoją stuprocentową komputerowością. Mimo wszystko pasują one do konwencji. Sporo scen jest żywcem wziętych z pierwowzoru, można więc śmiało stwierdzić, że pod względem oprawy, jest to wersja 3.0 oryginału.

Dbałość o detale i charakteryzacja sprawiają, że świat jest wiarygodny, niestety na tym powoli kończą się zalety. Jedna z pierwszych linijek dialogowych, która w oryginale tłumaczy dosłownie znaczenie tytułu stanowi idealną deklarację na to, że nie mamy co liczyć na głębię. Zwłaszcza, że wątek, który tutaj dominuje, czyli odkrywanie przeszłości przez protagonistkę jest już na dzień dzisiejszy mało odkrywczy. Nie mówiąc już o głównym antagoniście, który jest po prostu mało interesujący. Pod tym aspektem jest po prostu najbezpieczniej, jak się da. Zamiast zostawić odrobinę przestrzeni, aby widz mógł sam połączyć fakty, wszystko jest podane na tacy. To też przede wszystkim teatr jednej aktorki, ponieważ wszystko się tutaj kręci wokół naszej Scarlett. Całej reszty Sekcji 9 raczej nie dane nam będzie poznać zbyt dobrze, może jedynie oprócz Batou, który również jest trochę inaczej sportretowany względem oryginału. I akurat ta zmiana wyszła na dobre, ponieważ filmowy Batou jest bardziej ludzki i nie stroni od żartów. Przez to też bardziej wpasowuje się w konwencję i w pewnym stopniu tworzy kontrast do bohaterki Scarlett, budując jakąś dynamikę między nimi. Z drugiej strony wprowadzenie zbyt wielu postaci mogło być o wiele gorszym rozwiązaniem i skończyć trochę jak ekranizacja Warcrafta, gdzie osoby niezaznajomione z uniwersum zwyczajnie tych bohaterów nie kupują. Tak więc, pomimo że nie jestem osobiście zadowolony z tego rozwiązania, jest to kompromis, któremu nie mogę odmówić słuszności.

Nazwanie tej produkcji stylistyczną wydmuszką byłoby przesadą. Historia, niezależnie od moich subiektywnych odczuć, ma ręce i nogi, co kiedyś można było uznać za oczywisty standard, dzisiaj jednak należy o tym wspomnieć w kategorii zalet. Głębia materiału źródłowego jest raczej potraktowana po macoszemu, są jednak momenty, które oddają klimat serii. Prowadzenie śledztwa przez Major i Batou, scena w klubie czy przygotowania przed akcją i odprawy. Można powiedzieć, że gatunkowo film zatoczył pewne koło, w końcu pierwowzór stanowił inspirację wielu następców sci-fi. I teraz na dobrą sprawę wrócił do punktu wyjścia, nie wprowadzając nic nowego, momentami wręcz ocierając się o gatunkową sztampę. Wizualny splendor i jakby nie było, strukturalnie prawidłowo poprowadzona produkcja z pewnością trafi do wielu, zwłaszcza entuzjastom estetyki cyberpunk i sci-fi. Ironią jest jednak fakt, że wielogodzinne refleksje z materiału źródłowego na temat wyższości duszy nad "powłoką" przełożyły się na adaptację, w której panuje przerost formy nad treścią.

Zwiastun:

No właśnie ja nie oglądałem tego anime i nie mam się jak odnieść w kontekście co do całości serii ale jako fan sci-fi oceniam w miarę dobrze lubię tego typu klimaty.

Dodaj komentarz