Krawiecka precyzja

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Paul Thomas Anderson nigdy nie nakręcił dwóch tych samych filmów. Każde jego dzieło różni się znacząco tematyką i tonem. Nić Widmo co prawda do pewnego stopnia może przypominać Mistrza, ponieważ oba te filmy opierają się na studium postaci, a właściwie relacji między nimi, mimo wszystko jest to dzieło kompletnie inne. I momentami jest tak dobrze zrealizowane, że autentycznie jestem zazdrosny o to, że istnieje sobie taki gość jak PTA i kręci te filmy tak dobrze. Niektóre sceny w Nici są tak wyraziste, że opowiadają historię samym kadrem i kompozycją.

Przykładowo - Alma (Vicky Krieps) wyruszyła samotnie na sylwestrową imprezę, zostawiając Woodcocka (Daniel Day-Lewis) w domowej pustce. Oczywiście następuje dylemat i mamy Day-Lewisa przechadzającego się po pustym mieszkaniu. I to było trochę dłuższe ujęcie, więc mogłem się rozejrzeć po kadrze i właściwie każdy element wzmacniał tę pustkę. Mamy dwa kieliszki wina, mamy telefon wiszący na ścianie po prawej stronie, mamy ten smutny niebieski nad drzwiami, mamy sporą przestrzeń uchwyconą między stolikiem a wyjściem. Nawet jeśli nie zwraca się na to wszystko uwagi, to czuć to podświadomie.

Zastanawiam się, czy te wszystkie osoby, które pisały, że ten film jest nudny, oglądały jakąś inną jego wersję bez Daniela Day-Lewisa. Aktor na ekranie jest tak niesamowicie intrygujący, w dodatku sportretował jeszcze postać niezwykle interesującą. Spora część filmu jest robiona "pod niego", pomijając takie oczywistości jak narracja, czy jego kadrowanie, czasami PTA operuje subiektywnie dźwiękami. Reynolds Woodcock jest osobą, której wewnętrzną harmonię jest w stanie zepsuć herbata podana o niewłaściwej porze. Jest to człowiek niezwykle wymagający, do którego trzeba podchodzić z ostrożnością. Najbardziej widać to podczas śniadań, gdzie musi panować absolutna cisza, ponieważ jak to tłumaczyła jego siostra - "czasami nie potrafi dojść do siebie przez resztę dnia po nieudanym śniadaniu". W czasie pierwszej wspólnej śniadaniowej sceny Alma oczywiście atakuje Day-Lewisa kakofonią dźwięków, rozpraszając go, jak tylko się da. Widz też to słyszy, ponieważ dźwięki w tej pierwszej scenie są hiperbolizowane w opór. Później PTA już nie idzie w przesadę, aczkolwiek gdzieś tam akcentuje subtelnie te pomniejsze śniadaniowe dźwięki. I w tym momencie oglądając przez pryzmat tej pierwszej sceny, tak jakby dalej czujemy, że to wisi w powietrzu. Słyszymy te dźwięki i w pewien sposób synchronizujemy się z Day-Lewisem i liczymy na spokój.

Uwielbiam też manierę tego filmu i ten wszech ogólny dostojny ton. Wszystkie te sceny szycia w pewien sposób są intrygujące, ponieważ sama obecność Reynoldsa emanuje profesjonalizmem i mamy wrażenie, że obcujemy z czymś prestiżowym. Krawieckie rzemiosło momentami uwydatnia pewną intymność, która wisi sobie subtelnie w powietrzu. Kupujemy cały ten proces i to, jak te kobiety czują się wyjątkowe w sukniach Woodcocka.

Najlepszą sceną w filmie jest zdecydowanie sekwencja przymiarki Almy. Jest w niej absolutnie wszystko, cały ten film, cała jego maniera, wizualnie przedstawione relacje - wszystko. Sposób, w jaki Woodcock obchodzi się z Almą, jak sprawdza wymiary i porównuje materiały, wyraża właściwie wszystko. I analogicznie mamy Almę, która nie do końca czuje się w tym wszystkim komfortowo, aczkolwiek ciekawość i chęć bycia adorowaną przez Woodcocka sprawia, że brnie w to dalej. I jeszcze mamy siostrę Woodcocka, która bez słowa symbolicznie pojawiła się w pomieszczeniu, dając nam do zrozumienia, że jest nieodłącznym elementem Reynoldsa.

Nić Widmo to rewelacyjnie zagrane, przemyślane i lubujące się w detalach kino. Większa część historii opowiedziana jest bez słów, więc jeśli uważnie zwracamy uwagę na szczegóły, elementy scenografii, kolorystykę ubiorów, czy ułożenie postaci w kadrze - nie ma mowy o nudzeniu się. Jaram się jak ropa w "There will be blood"

Seans obejrzałem dzięki życzliwości Katowickiego kina Kosmos, prowadzonego przez Instytucję Filmową SILESIA FILM.

Zwiastun: