Wszystkie fazy księżyca

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Najlepszą recenzją Climaxu, jaką znajdziecie gdziekolwiek, jest ta, którą Gaspar sam umieścił w filmie. Na samym początku mamy nagrania całej naszej ekipy w formie wywiadu, gdzie opowiadają o tańcu i innych różnościach. Scenę widzimy w TV, który literalnie tam jest, obok niego po lewej na półce mamy literaturę, a po prawej stos filmów. I jeśli miałbym rozłożyć Climax na czynniki składowe, to wszelkie inspiracje są właśnie na tej półce. Gaspar lubi je inkorporować do swoich filmów (podobnie jak swoje filmy) i różnie mu to wychodzi. Chyba nigdy tego jednak nie zrobił w tak oczywisty i bezpośredni sposób. "Tak, brałem z tych filmów, macie je tu wszystkie i se skumajcie, bo są dobre".

Nie znalazłem nigdzie zdjęcia wszystkich tych filmów, ale żeby podać ze dwa przykłady, to weźmy np. Opętanie Żuławskiego. Jeśli widzę na ekranie szaleństwo w postaci tanecznego obijania się o ściany bohaterki, oczywiste jest, że skojarzę to z jednym z najlepszych kobiecych odpałów w historii kina, czyli Isabelle Adjani (zwłaszcza scena w metrze). Kolejnym przykładem będzie Suspiria Dario Argento, aczkolwiek nawiązania są tak oczywiste, jeśli chodzi o budowanie klimatu i operowanie czerwienią, że wierzę, że nie trzeba tego tłumaczyć.

Mimo tych wszystkich inspiracji, nawiązań i kinofilskich fetyszy, czuć jednak, że to stary dobry Gaspar. Noe, na jakiego czekaliśmy. Motywy przewodnie? Seks i LSD, tak jak chcieliście. Oraz "bóg" z jakiegoś powodu, ale o tym później. Tak więc wszystko, co fanboje Argentyńskiego świra chcieli dostać. I nawet nie tylko, Climax bardzo się spodobał mojej mamie, co biorąc pod uwagę jak kontrowersyjnym i specyficznym jest twórcą, wydaje mi się być spoko argumentem. Jedyne pytanie, jakie sobie zadaję, to czy Gaspar tak naprawdę w tym filmie czymś zaskoczył?

Szanuję ogólnie w opór jakąkolwiek próbę budowania tych postaci za pośrednictwem tańca. Bohaterów jest jednak sporo i nie ma szans, żeby każdy dostał tyle dialogów, żeby ich zbudować. W jakiś sposób jednak jestem w stanie wykreować z pamięci większość z tych parunastu bohaterów, więc jeśli nie dialogi, to coś musiało działać. I działa to głównie tak, że prawie każdy z nich wygląda absurdalnie inaczej i kiedy mamy te dwie długaśne sceny tańca, też w pewien sposób te postacie próbują się za jego pośrednictwem wyrazić. Nawet kiedy szajba powoli zaczyna się rozkręcać, to wtedy ten taniec zaczyna już wyrażać sexy stuff, ponieważ Gaspar. Wręcz do samego końca, gdzie już halucynacje sięgają zenitu, niektórzy członkowie ekipy gdzieś tam dalej sobie tańczą zawieszeni, gdzie inni odwalają Żuławskiego w duchu motywu wyrażania siebie (a co za tym idzie tego, co się ze mną dzieje) za pomocą tańca. Z ciekawostek dodam, że tylko pierwsza sekwencja taneczna była choreografią, reszta to już twórczy freestyle.

Od jakiegoś czasu coraz więcej osób porównuje twórczość Noe do Refna. Robią te filmy oczywiście nieco inaczej, ale z jakiegoś estetycznego i trippy powodu łatwo ich wsadzić do jednego wora. Choć Gaspara uwielbiam, odrobinę jednak chyba wolę Refna, gdzie uważam, że Gaspar jedną rzecz robi być może nieco lepiej. Refn jest niewolnikiem swojej estetyki i te jego filmy koniecznie muszą wyglądać tak, a nie inaczej. Autentycznie widzę tę jego surową spinę, żeby wszystkie te zdjęcia w Neon Demon, czy operowanie kadrem w Drive, wyglądały tak dobrze. Gaspar po prostu robi filmy bardzo intuicyjnie, z taką wręcz lekkością, co było chyba najbardziej widoczne w Climax, gdzie scenariusz miał pięć stron i zdjęcia trwały 15 dni. Cały film powstał zaledwie w 4 miesiące, żeby zdążyć z nim przed Cannes.

Jest w tym filmie również motyw z "bogiem", ale jest on na tyle fajny do skumania po czasie, że nie chciałbym go analizować. Mogę Wam dać jedynie wskazówkę - wyobraźcie sobie, że Darren Aronofsky wysyła Gasparowi kopię filmu mother! z dopiskiem "wiem co zrobiłeś w swoim filmie".

Zwiastun: