Geneza Planety Małp

Data:

Pewnie nie napiszę niczego nowego, jeśli powiem, że Geneza Planety Małp mi się nie podobała. Długo czekałem z seansem z powodów prywatnych, ale może dzięki temu zdąrzyłem sobie zbudować jakiś subiektywny wizerunek filmu przez pryzmat recenzji krytyków i opinii widzów. Spodziewałem się filmu innego, niż pokazany był w pierwszych dwóch zwiastunach, bo bardziej stonowanego i przyglądającego się bliżej psychice rozwijającego się umysłu młodego Cezara, który jest niejako głównym bohaterem filmu. Zacznę może jednak od początku.

Bohater, który omyłkowo jest nam przedstawiony na początku filmu, jako główny, jest naukowcem w jednym z prywatnych instytutów badawczych. Jego praca polega na odnalezieniu leku na Alzheimera. Eksperymentuje na małpach. W wyniku pomyłki zostaje zabity główny obiekt jego badań, szympansica imieniem Jasnooka. Okazuje się, że jej agresywne zachowanie było spowodowane troską o nowo narodzonego synka - Cezara. Nie chcę się za mocno zagłębiać w fabułę, jako że nie chcę również za bardzo spoilerować. Całość sprowadza się do tego, że superinteligentna małpa ma wzruszać, straszyć oraz pokazywać nam ludziom, jacy jesteśmy brutalni, małostkowi, słabi i niesprawiedliwi zarówno wobec siebie, jak i najbliższych nam zwierząt.

Jak to się udaje? Otóż z filmowego punktu widzenia nijak. Otóż pierwszy plan leży i jest nie do końca doprecyzowany. Najlepszym aktorem z całego filmu okazuje się John Lithgow z drugiego planu, który swojego kunsztu nie musi już udowadniać, a pomimo tego, robi to. Mamy z kolei naukowca, który jest nudny i nieprawdziwy do granic wytrzymałości. Mamy jego szefa i dziewczynę oraz przenierealny upływ czasu. W filmie mija 5 lat, a bohaterowie praktycznie w ogóle się nie zmieniają. Dla przykładu dziewczyna naukowca wygląda sobie jakoś, za chwilę narrator oznajmia, że minęły 2 czy 3 lata i widzimy panią doktor, która w ogóle się nie zmieniła. Mógłbym przysiąc, że ubrana jest nawet tak samo. No ale dojdźmy w końcu do sedna, czyli jak sprawdził się kolejny komputerowy bohater - tym razem w postaci cudownie dopieszczonej małpy - Cezar.

Na początku filmu to wszystko jakoś ze sobą gra. Jest mały Cezar, który się bardzo szybko uczy, mijają lata. Wierzymy jako widzowie, że ten malec dokona rzeczy nieprawdopodobnych. Wierzymy, że przyjdzie nam zobaczyć konfrontację pomiędzy nim, a naukowcem, który stanowi archetyp ojca. Wierzymy, że Cezar wywoła w nas potwornie pozytywne emocje tylko po to, żeby na samym końcu wzbudzić w nas wewnętrzny strach. Czy tak się dzieje? W zasadzie tak. Tylko wszystko to jakieś t akie nijakie i rozlazłe. Za dużo tych małp, za dużo w tym bajki, za dużo w tym umowności. Efekty komputerowe biją po oczach. Już czasem wolę wrócić do starych dobrych efektów animatronicznych, niż oglądać przepięknie plastikowe postaci skaczące po drzewach przy wtórze fantastycznych ujęć, z których żadne nie powstało przy użyciu tradycyjnych metod.

Nie twierdzę, że film ten nie ma pozytywnych cech. Do takich na pewno należy zaliczyć mrugnięcia okiem do miłośników oryginalnej wersji z Charltonem Hestonem. Z pewnością na początku filmu każdy z bohaterów (i komputerowy i prawdziwy) zaciekawiają. Potem jednak to wszystko się rozłazi. Fajne jest również to, że konfrontacja ludzi ze zwierzętami jest podana na swój sposób realistycznie. Oznacza to, że tylko niewielki oddział policji walczy z hordami człekokształtnych. Gdyby wojsko miało się rozprawić z armią Cezara, walka potrwałaby kilka minut. Do plusów można też z pewnością zaliczyć dobre chęci twórców, którzy nie chcieli tworzyć kolejnej papki dla popcornożerców i dzięki temu przez lwią część filmu mamy do czynienia z czystej krwi dramatem. Chętnie obejrzę drugą część nowej sagi, ale chętniej obejrzałbym znowu wersję oryginalną.

Wypada jeszcze wspomnieć o pierwowzorze buntu rozpoczętego przez Cezara w filmie Podbój Planety Małp z 1972 roku. Jest to tak jakby czwarta część oryginalnej sagi, w której akcja dzieje się w przyszłości, a Cezar jest jedyną mądrą, a w dodatku całkiem gadatliwą małpą, uwięzioną w świecie, w którym jej pobratymcy są tresowani, jak niewolnicy. To jest głównym powodem buntu i wzbudzenia rewolty. Porównywanie tego filmu z Genezą byłoby zupełnie nietrafione, chciałbym jednak wspomnieć, że film warto obejrzeć, aby lepiej zrozumieć mrugnięcia okiem w nowym filmie.

Ocena, ocena, ocena! Bo chcę wiedziec czy rację miałem :)

4?

Hehehe, no wiem, ze juz chcesz ocene zobaczyc, ale zobaczysz dopiero jak obejrze Smurfy :) Jak zakład to zakład.

PS. Założyłem się z Nevandą, że nowa Planeta Małp jest lepsza niż Smurfy :) On twierdzi, że ona filmy są tak samo słabe

Co do efektów specjalnym to kompletnie się nie zgadzam, bo były fenomenalne. Nie wiem o jaką sztuczność chodzi, bo CGI było chyba lepsze niż w Avatarze.

Takie goryle chce:

http://www.videodetective.com/movies/trailers/gorillas-in-the-mist-trailer/968

Wybacz Umbrin, ale ja sie wychowywałem na predatorze, muppet show i Gremlinach. Do mnie 100x bardziej przemawia "sztuczna" animatronika niż hiperrealistyczne efekty komputerowe.

Dodaj komentarz