Niewinność

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

W zasadzie notka powstaje głównie z powodu braku oficjalnego opisu, a moim zdaniem film jest wart chociażby odrobiny informacji.

Krótko o fabule:
Tym którzy nie widzieli pierwszej części w zasadzie powinno się dać do ręki płytę i zamknąć w jednym pomieszczeniu z tv. Raz, że "Ghost in the shell" jest filmem do którego aż nadto pasuje określenie "kultowy", a dwa, że określony tak został nie bez przyczyny. Tak więc siadać i oglądać Panie i Panowie.

(uwaga, trochę spoilerów)

Jak wiadomo, w pierwszej części "Major" Motoko Kusanagi udało się zintegrować jaźń z siecią. "Innocence" nie kontynuuje tego wątku ściśle, natomiast ociera się o ten sam problem, tzn. definicji tożsamości i duszy w wysoce zinformatyzowanym społeczeństwie.

W dalszym ciągu opowieść widzimy prowadzeni przez Sekcję 9 Bezpieczeństwa Publicznego - Batou, Togusa, Ishikawa, czy wreszcie przewodzącego Sekcji szefa Daisuke Aramaki. Tym razem problemem są awarie gynoidów (żeńskich androidów) kończące się zabójstwami ich właścicieli. Sekcja 9 prowadząc śledztwo dokopuje się z trudem do zaskakującej i okrutnej prawdy...

I na koniec mały subiektywny komentarz.
Film ma u mnie dość wysoką ocenę, głównie za zdjęcia (czy też raczej - renderingi), klimat, niebywały kunszt wykonania i dopracowania całości. Jeżeli chodzi o jego warstwę merytoryczną to przyznam, że momentami miałem problem z własnym nastawieniem do pokazanych problemów.

Tak jak w pierwszej części zagadnienie "skoro dusza jest w założeniu tylko ogromną ilością informacji to czy po przeniesieniu jej do komputera dalej pozostanie duszą" było w miarę uniwersalne (bo cóż to innego jak nie najzwyklejsze zastanawianie się kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i inne podstawowe filozoficzne tematy do dyskusji), tak z kolei w "Innocence" moim zdaniem temat pociągnięty został nieco poza granicę strawności dla przeciętnego odbiorcy.
Momentami bez zewnętrznej pomocy czyli w miarę dokładnego opisu źródeł padających w filmie cytatów i pojawiających się nawiązań, nie da rady nadążyć za fabułą.
Z jednej strony jest to minus, z drugiej plus, bo jest na tyle ciekawie, że chce się tych źródeł szukać, więc niby problem znika, ale jednak potrafi to czasami drażnić.

Sam, po zgłębieniu tematu na tyle, że mniej więcej wszystko stało się jasne, uważam, że jest to mądry, pouczający film, skłaniający do refleksji, a jednocześnie przepięknie zrobiony (sekwencja lotu nad miastem renegatów i festiwalu w nim się odbywającego jest po prostu majstersztykiem animacji).

Nie można mu natomiast - niestety - odmówić momentami zwykłego przegadania niektórych dialogów, z powodu którego czasem odnosi się wrażenie kompletnego bełkotu ;)

Polecam zatem najpierw o filmie poczytać, a potem siadać do oglądania. Warto.