BAD HORROR CLUB The Happening

Data:
Ocena recenzenta: 1/10
Artykuł zawiera spoilery!

Dla tego filmu, nazwa Bad Horror Club powinna zostać zmieniona na Ridiculous Horror Club. Nie tylko bowiem jest to film źle zrobiony i źle zagrany, ale przede wszystkim jest totalnym fabularnym majakiem. Ostatnio czułam się tak chyba tylko na “Z Archiwum X 2”, kiedy to Ruscy bratali się z kosmitami czy już sama nie wiem właściwie, co się działo. Oczywiście narzekałam na absurdalność fabuły (ekhem) Skyline, ale nawet Skyline nie prowokuje tylu pytań, co The Happening. O ile w Skyline aktorstwo jest słabe, to tutaj Mark Wahlberg przewodzi jakiejś nowej, jeszcze nierozwiniętej szkole. Bohaterowie są conajmniej...dziwni?, naszym filmowym “potworem” jest...eeee...wiatr?, a scenariuszowi zdaje się zwiastować jedno wielkie What The Fuck. Jedno jest pewne. M.Night Shyamalan nie jest człowiekiem.


M.Night Shyamalan jest ciekawym reżyserem ( z jakiegoś powodu pisząc tą recenzję chce mi się ciągle prychać i ekhemać). Po sukcesie Szóstego Zmysłu i po pięćdziesiąciu tysiącach złych filmów, które nakręcił nadal wierzymy, że Shyamalan nas kiedyś zaskoczy. Szczególnie, że nie da się ukryć, ale każdy z jego filmów ma jakiś potencjał. Problem polega jednak na tym, że potencjał drastycznie znika po pierwszych dwudziestu minutach filmu.

The Happening jest inne. Potencjał nigdy się nie narodził. Powiem tyle, zanim obejrzałam ten film, widziałam jedną scenę.

Tak, z tym komentarzem.

Nie wiedziałam jednak, o czym dokładnie jest film. Kolega wspomniał coś o pyłkach, które sprawiają, że ludzie popełniają samobójstwa, ale pomysł wydawał się zbyt absurdalny, nawet jak na Shyamalana.

Mark Wahlberg gra...Marka Wahlberga. W pierwszej scenie, w której go widzimy próbuje prowadzić lekcję biologii. Opowiada uczniom o pszczołach, które zaczęły dosłownie znikać, nie pozostawiając po sobie martwego ciała. Prosząc uczniów o teorie (globalne ocieplenie, choroby, itd.), owszem pochwala za entuzjazm, jednak dopiero kiedy jeden z tumańsko wyglądających chłopców stwierdza, że ‘są siły w przyrodzie, które pozostaną niezbadane’, Mark marszczy czoło w zachwycie. Tak, moi drodzy, oto nasz nauczyciel biologii. Człowiek, który odrzuca teorie naukowe na rzecz wiary w siły natury, które nigdy nie zostaną odgadnione. -_-’


Wysoce edukacyjna lekcja zostaje jednak przerwana. W Nowym Jorku bowiem dochodzi do czegoś, co Amerykanom najbardziej przypomina atak terrorystyczny. Zdezorientowani ludzie zaczynają popełniać samobójstwa. Mimo, iż Mark jest w Filadelfii, szybko dochodzi do wniosku, że trzeba spieprzac jak najdalej z miasta. Do tego samego wniosku dochodzą też wszyscy. Niczym ten zabójczy wiatr, Mark pędzi do domu po swoją żonę, której wiecznie otwarte oczy i nieco opętana twarz interesująco kontrastują z wiecznie skupioną, zmarszczoną twarzą Marka.

Naprawdę nie wiem, o co chodzi. Żona Marka zachowuje się dziwnie, coś na krawędzi załamania nerwowego a demonicznego opętania. Domyślam się, że w świecie Nighta Shyamalana takie zachowanie wyraźnie wskazuje na poczucie winy.

(wyżej: twarz kobiety, która czuje się winna zjedzenia tiramisu z kolegą)

W świecie Nighta Shyamalana dziwna gra aktorska Marka Wahlberga wydaje się zupełnie właściwa. W zestawieniu z innymi aktorami, możnaby nawet rzec, że prezentuje się całkiem normalnie. Weźmy pod uwagę, że sytuacja rozwija się następująco.

Chcąc uciec z miasta, nasi bohaterowie wsiadają do pociągu, który szlag trafia zaraz potem jak dojeżdżają do pierwszej lepszej małej wioski. Okazuje się, że wioska, mimo iż mniejsza niż miasto nie daje schronienia. Plaga samobójstw zbliża się nieuchronnie, także Mark i reszta chwytają za samochody i jadą gdzie pieprzy rośnie. Jednak zanim wszyscy wyruszą w dal, pora na typową dla złych filmów głupią decyzję.

Oprócz Marka i jego nawiedzonej dziewczyny jest jeszcze najlepszy przyjaciel Marka i jego córka. Żona przyjaciela wsiadła do innego pociągu i z tego, co wiemy wylądowała w Princeton. Wiemy również, że kontakt z nią został urwany, a plaga samobójstw do Princeton dotarła już dawno. Co więc robi przyjaciel Marka? To samo, co zrobiłby każdy kochający ojciec. Jedzie do Princeton w poszukiwaniu żony zostawiając córkę z Markiem i Almą.

O ile nam sytuacja wydaje się dosyć absurdalna (a przynajmniej mi, chociaż rodzicem nie jestem, więc może porzucanie własnych dzieci podczsd plagi aż taką zbrodnią nie jest -_-), to na szczęście nikt w świecie Shyamalana nie podważa moralności decyzji przyjaciela. Nawet jego córka, Jess. Kiedy niedlugo potem naszych bohaterów dochodzą wieści, że Princeton szlag trafił, na osierocenie Jess reaguje conajmniej socjopatycznie. Urania parę łez widząc grę aktorską Wahlberga, ale na tym się kończy. Także, wniosek moi drodzy jest taki- rodzice czy bez- jeden pies.

Mark, Alma i Jess spotykają na swojej drodze innych znudzonych życiem bohaterów. Poznajemy więc dwójkę sztarszych plantofilii, z którymi Mark i reszta odbywają najciekawszą dyskusję w filmie zatytułowaną “czy wziąć hot dogi na podróż?”. Trwa ona niepokojąco długo i mam nadzieję, że Shyamalan w końcu dostał swoje hot dogi, skoro myśl o nich przysłoniła rozwój jakiekogolwiek innego wątku w filmie.

W tle błąkają się inne niecharakterystyczne postacie i w decydującym momencie filmu około dwadzieścia osób staje w czołowym zetknięciu z naszym potworem. Klip, który pokazałam na samym początku jest właśnie tym czołowym zetknięciem.

Mark jest naukowcem i drogą upośledzonej dedukcji dochodzi do wniosku, że to roślinne pyłki pchane przez złowieszcze szumienie reżysera są przyczyną samobójstw. Jednak to nie wszystko. Szlag trafia tylko grupy ludzi większe niż sześć osób (w sumie dokładnie nie jest powiedziane ile). Dlaczego? Chyba dlatego, że nawet statyści nie chcieli pracować na planie tego filmu, więc Shyamalan musiał się ograniczyć do stałej ekipy. Tak więc grupa dwudziestu osób dzieli się na mniejsze i oczom nie wierzę, uszom nie słyszę, zaczynają uciekać przed wiatrem.

Tak. Uciekają przed wiatrem.

Może powiem to wyraźniej.

ŚCIGAJĄ SIĘ Z POWIETRZEM.

To chyba podsumowuje wszystko i nawet nie ma sensu dalej analizować The Happening. Jest wiele złych filmów, jest wiele absurdalnych scenariuszy, ale kiedy bohaterowie horroru uciekają przed wiatrem i udaje im się....-_- po prostu brakuje mi słów. Chciałabym zobaczyć minę producentów, kiedy Shyamalan przedstawił im swoją wizję. Jednocześnie taki rozwój fabuły tłumaczy całkowicie dziwną grę aktorską i wiecznie skonfundowaną minę Marka Wahlberga. Powiem jedno. Chciałam dobrze. Nie chciałam zakańczać recenzji w tak brutalny sposób, ale sami widzicie, że sytuacja jest conajmniej skomplikowana.

Obejrzałam The Happening do końca, jednak uważam, że jeżeli ktoś chce się tego filmu dotknąć, to na własną odpowiedzialność. Nie chcę nikogo zachęcać mówiąc, że po wyścigu z wiatrem (o mój boże), Mark Wahlberg przeprowadza poważną dyskusję z sztucznym drzewkiem prosząc je o przebaczenie, na chwilę pojawia się czarny bohater dosłownie tylko po to, żeby został zabity, czy też że padają te słowa:

Słowa, które zmieniły dosłownie wszystko, w co wierzyłam myśląc o aktorstwie. Słowa, które zostały wypowiedziane tak nieprzekonująco, że nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe. Słowa, które na zawsze pozostaną legendą i za każdym razem, kiedy ktoś mnie o coś oskarży, będą dźwięczeć w moich uszach.

Jedno jest pewne.

Za prześcignięcie powietrza, Mark Wahlberg zasłużył na samego Johna Voighta.

Jon, get naked.

Zwiastun:

Prawie ze wszystkim w Twojej recenzji się zgadzam. To kiepski film. Ale sam pomysł zabójczych pyłków i sceny popełniania samobójstw (nie wszystkie, bo niektóre były groteskowe) zrobiły na mnie wrażenie - w sensie: przeraziły mnie. Ale: film ma kiepską fabułę, jest źle zagrany i kończy się zupełnie bez sensu (oczekiwałam jakiejś apokalipsy). To ściganie się z wiatrem też nie musiało być takie głupie - mogło być przerażające. Wg mnie ten temat miał potencjał na miarę Ptaków.

Abstrahując od pyłków, to w wielu miejscach na świecie uważa się, że gdy wiatr wieje z jakiegoś specyficznego kierunku niektórzy ludzie dziwnie sie zachowują, jest więcej wypadków, kłótni itp. U nas to jest halny, w Afryce harmattan itd. więc sam pomysł z wiatrem mógłby być bardzo fajny ^_^

Nieco mistyczny. :-) A tu w zamierzeniu niby horrorowaty.

Ten wątek z wiatrem, który zmienia ludzi, gdzieś się po filmach przewija. Choć nie umiałabym w tej chwili wskazać żadnego filmu, w którym występuje.

No, dobra. Jeden, który niedawno widziałam - "The Holiday".

Może i był fajny, jednak film kończy się tragiczno-idiotycznie. W jaki niby sposób te straszne pyłki wiedziały, że SPOILER dotarły do granicy stanu i przestały zabijać? END_SPOILER ;)
Toż to był najgłupszy pomysł Szlajamana, jaki chyba kiedykolwiek wymyślił... choć w sumie to widziałem już UFO, które biega po polu, a boi się wody... której wokół pełno, ale szklanka wody jest o wiele bardziej przerażająca...
Brakuje mi jeszcze tylko nędznej parodii w postaci Scary Movie tego tworu, i całokształt zostanie dokonany. Skoro już 6th Sense czy właśnie (jaki to był tytuł?) Dziwne_Znaki_Na_Polu_Robione_Przez_Kosmitów_Bojących_Się_Wody doczekały się swoich trzech minut w tej parodii, to czemu nie owo zdarzenie-wydarzenie?

Tak, dokładnie.

A nie dało się po prostu ustawić wiatrochronu? Takiego jak nad Bałtykiem. To chyba rozwiązałoby problem?

zgadzam się z recenzją - dzięki za ostatni klip, sama wyszłam z kina zanim padły te słowa, a szkoda, było poczekać i ujrzeć to na własne oczy...

A ja przypadkiem natknęłam się na kolejny horror ekologiczny, tym razem polski. Na filmasterze bez ocen.

http://filmaster.pl/film/drzewa/

Dodaj komentarz