THE ROOM

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

ROCKY HORROR PICTURE SHOW TAKE 2
Czy widzieliście kiedykolwiek film, który byłby tak zły, że aż dobry? Do głowy od razu przychodzi legendarny już Rocky Horror Picture Show, jednak sam Rocky był robiony z przymrużeniem oka. Patrząc na film jesteśmy świadomi, że nikt z twórców nie wierzył w jego straszność- miała być to raczej czarna komedia z udanymi piosenkami. Komedia jest czarna, a piosenki udane. Tego samego nie można jednak powiedzieć o współczesnym odpowiedniku Rocky’ego. Muszę zaznaczyć, że używając określenia “odpowiednik”, mam na myśli sukces produkcji; film Tommy’ego Wiseau powstał z zupełnie innego powodu…

The Room jest filmem nieznośnie tendencyjnym. Jest to historia Johnny’ego (Wiseau, małe zaskoczenie), którego partnerka Lisa zdradza go z najlepszym przyjacielem Markiem. Johhny dowiaduje się od zdradzie Lisy, co kończy się tragicznie dla wszystkich. W tle przewijają się różne wątki; poruszany jest problem narkotyków, aborcji, nielegalnych biznesów, adopcji, raka samobójstwa. Ogólnie rzecz mówiąc, jest to film o życiu. Tak, The Room to historia bardzo życiowa. Brzmi tendencyjnie? Jest tendencyjne.

Najciekawsze jest to, że mimo ujęcia tylu ważnych problemów w jednym filmie, Wiseau nie ma problemów z ich rozegraniem. Rak, samobójstwo, narkotyki- WHO CARES? Albo raczej cytując Johnny’ego “ Whatever”. Czar filmu jednak głównie nie opiera się na samej fabule, a raczej na jej przedstawieniu. Aktorstwo w The Room jest delikatnie powiedziawszy wstrząsające.

Zacznijmy może od akcentu Wiseau. Przy nim Arnold brzmi jak native speaker. Do tego dochodzi zaskakująca gestykulacja (niekontrolowane ruchy rąk) i kamienna mimika. Samemu odegraniu roli nie pomagają drętwe teksty i timing, który w tym filmie jest dość specyficzny.

Lisa (Juliette Danielle) oczywiście wypada lepiej (uwierzcie mi, każdy wypada lepiej), jednak można o niej powiedziecieć prawie wszystko z wyjątkiem tego, że jest piękna. Jednak przed większość filmu poszczególni bohaterowie próbują uparcie wpoić nam jak piękną kobietą jest Lisa. Ciało Afrodyty, o czym niestety przekonujemy się zbyt często. Sceny seksu w filmie w wersji soft porn są tak częste jak prywatne monologi na dachu na tle nachalnie wklejonego zdjęcia San Francisco.

Jest jeszcze Denny i Mark, których nie wyróżnia nic oprócz tego, że Mark (Sestero) jest chyba spełnieniem marzeń redaktorów gejowskich pism erotycznych. Postać nastoletniego Denny’ego ( Haldiman) jest nieco disturbing, a jego kwestie nieraz zawstydzająco dwuznaczne.

Jak już wspomniałam wcześniej, Wiseau jest człowiekiem niezwykle utalentowanym. Nie tylko odegrał główną rolę w filmie, ale też wyreżyserował go, wyprodukował I napisał scenariusz. Co ciekawsze, scenariusz powstał z zamiarem wystawienia produkcji na deskach jednego z nowojorskich teatrów, ale z jakiegoś powodu nikt nie był zainteresowany.

W tym roku miałam okazję zobaczyć The Room dwa razy. Wyświetlanie filmu odbywa się w wyjątkowej atmosferze. W stronę ekrane rzucane są plastikowe łyżki za każdym razem kiedy łyżka pojawia się w filmie (łyżki są podejrzanie często przedstawione jako obiekt sztuki), a także fani wykrzykują określone kwestie adekwatne do sceny (‘Who the fuck are you?’, kiedy w apartamencie Lisy i Johnny’ego zaczynają uprawiać seks nie przedstawieni nam wcześniej ludzie; ‘Sestosteron’ za każdym razem, kiedy na ekran wkracza Mark (Sestostero), ‘focus!’ kiedy obraz staje się dziwnie rozmazany, itd.). Bilety na The Room sprzedawane są w zastraszającym tempie, więc jeżeli chcecie obejrzeć film, a moim zdaniem, The Room trzeba zobaczyć koniecznie, to należy wypatrzeć je odpowiednio wcześniej. Film odniósł więc zasłużony sukces i śmiechem żartem, Wiseau przygotowuje się do nakręcenia kolejnego.
http://www.youtube.com/watch?v=ISXiFJS9D5A

Zwiastun:

"You're tearing me apart, Lisa!!"

-- nie ma co owijać w bawełnę, to jeden z filmów, w których objawia się geniusz kina. Uwe Boll współczesnym Edem Woodem?! Ależ skąd! Jest nim Tommy Wiseau!

Dodaj komentarz