Wyrachowany Kopciuszek

Data:
Ocena recenzenta: 5/10
Artykuł zawiera spoilery!

Bajkę o Kopciuszku zna chyba każdy. Współczujemy biednej ślicznej dziewczynie, która po śmierci matki, a potem ojca mieszka z wredną macochą i jej dwiema brzydkimi i złymi córkami. Wszystkie trzy gnębią Kopciuszka, obciążają bezustanną, a często niepotrzebną pracą. Nadchodzi jednak przełom, Kopciuszek, z pomocą wróżki i sprzyjających jej zwierzaków, trafia na bal na zamku (o czym marzyła całe życie) mimo utrudnień ze strony macochy i jej córek, i w efekcie zostaje żoną księcia.
I tak, od pokoleń, dzieci słuchają tej opowieści, i świadomie lub podświadomie (w większości) wyciągają z tego jedyny słuszny wniosek – liczy się bogactwo i high life.
Dlaczego biedna piękna i dobra dziewczyna nie marzy po prostu o kimś równie dobrym oraz o spokojnym życiu w zgodzie z naturą? Dlaczego od razu chce być bogata? Dlaczego kibicujemy jej i cieszy nas porażka macochy i jej przyrodnich sióstr, które dążą do tego samego? Czy to, do czego Kopciuszek dąży na pewno jest dla niej dobre? Niby prawda, że bardziej jest sprawiedliwie, jeśli dobrzy są górą i mają wszystko, a nie źli. Tylko czemu bogactwo materialne ma być nagrodą? Motyw ten, nagroda materialna itp. dla pozytywnych bohaterów, jest zresztą bardzo częsty w książkach i filmach; jak gdyby to było najważniejsze.
Kopciuszek, po wżenieniu się w książęcą rodzinę wcale nie musi być szczęśliwy, a nawet nie powinien, bo w prawdziwym życiu zwykle takie Kopciuszki wpadają w kolejne problemy. Bo w tym momencie zaczyna się kolejny rozdział w jej życiu. Czy na pewno wszyscy z jej nowej rodziny zaakceptują biedną sierotkę? Czy nie będą jej dokuczać z powodu jej pochodzenia? Czy będzie się umiała odnaleźć w świecie, którego dotąd w ogóle nie znała, gdzie musi uczyć się innego zachowania, manier etc.? Czy wreszcie sam jej małżonek, książę, nie znudzi się nią po jakimś czasie? Czy nie wybrał jej tylko ze względu na urodę (to przecież zadecydowało) tylko w celu zaspokojenia chuci? Czy, tak w ogóle, jest on wartościowym, odpowiednim dla niej człowiekiem? Przecież jej zależało tylko na tym, by zostać żoną księcia, mieć bogactwa. Wszystko rozstrzygnęło się w ciągu jednego balu! Czy to gwarantuje szczęście w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu?
Jeśli rozumieć, że ten high life symbolizuje znacznie wartościowszą nagrodę niż dobra materialne, to okay, ale czy to autor (i kolejni autorzy kolejnych wersji Kopciuszka) miał na myśli i czy tak to się przedstawia w odbiorze?
W tej wersji filmowej, jest dodatkowo niepotrzebnie rozbudowany wątek walk kota o diabolicznym imieniu „Niosącego światło” z myszami. Jak we wszystkich disneyowskich historiach, w których rywalizują te dwa gatunki, myszy są górą, a biedny kot, święte zwierzę w Starożytnym Egipcie czczone właśnie z tego powodu, że likwiduje gryzonie będące szkodnikami, zbiera baty, a wszyscy się cieszą, bo kot jest zły! Szkoła amerykańska, w której stawia się świat na głowie.
Dlatego ta bajka mnie nie przekonuje. A szczególnie w tym wydaniu.

Zwiastun:

Taka analiza baśni mija się z jej funkcją. Tu nie chodzi o cieniowanie, przedstawienie racji, rozwiązania mają być radykalne. No i najważniejsze, tematem nie są pieniądze, tylko walka o pozycję w rodzinie.

Bruno Bettelheim w ogóle by się nie zgodził z takim odczytaniem "Kopciuszka". Oddam mu głos "Żadna inna baśń nie ukazuje z taką wyrazistością męczarni małego dziecka wywoływanych przez rywalizację między rodzeństwem, jak Kopciuszek. (...) Dziewczynkę zmusza się do wykonywania najniższych posług i mimo że w pełni wywiązuje się ona z tych zadań, nie spotyka się z żadnym uznaniem - przeciwnie, wymagania są coraz większe. Tak właśnie czuje się dziecko wówczas, gdy przeżywa niedole związane z rywalizacją między rodzeństwem. (...) Kiedy dziecko odkrywa w danej historii coś, co ma związek z jego najgłębszymi uczuciami (a nie nastąpi to nigdy w przypadku opowieści realistycznej), historia owa zyskuje dla niego emocjonalną wartość "prawdy". (...) w oczach dzieci dziewczynka warta jest też końcowego wyniesienia, którego w równej mierze pragną w przyszłości dla siebie."
I tak dalej, w "Cudownych i pożytecznych" analiza tej baśni jest bardzo obszerna. BTW to bardzo ciekawa książka ;)

Na pewno jest w tym sporo racji. Ja też uważam, że tradycyjna interpretacja jest w porządku, niemniej jednak pozostanę przy swojej opinii, że to wyjątkowo kontrowersyjna bajka. Ze względu na rodzaj nagrody dla Kopciuszka – czyli bogactwo, high life. Ludzie mogą się z tym nie zgadzać, mogą upierać się przy, teoretycznie, jedynej prawidłowej wersji, że ta biedna dziewczynka otrzymuje nagrodę, na którą w pełni zasługuje, że nie chodzi tu o ziemskie bogactwo, tylko o alegorię raju; taka przypowieść podobna do biblijnej o pannach roztropnych i pannach nieroztropnych albo o sądzie ostatecznym. Na pewno tak. Ale jednak Kopciuszek zostaje żoną księcia, w każdym razie kogoś z górnej półki, a nie człowieka znacznie niższego stanu, choćby kupca czy myśliwego.
Tak poza tym, wiele bajek zawiera tak przedziwne, niejednoznaczne motywy, że można by długo dyskutować. W Smerfach jest jedna dziewczyna i cała wioska facetów, a potem zjawiają się małe smerfiki. Gumisie łykają magiczny płyn, który daje im niezwykłą moc, dzięki czemu każdego mogą pobić. Większość współczesnych filmowych bajek w ogóle osiąga szczyty głupoty (agresja, zawrotne tempo, mnóstwo podtekstów o wydźwięku erotycznym, chamskim, prostackim, cwaniackim) i lepiej, by dzieci trzymać od nich z dala.

Co do ostatniej kwestii umiarkowanie się zgadzam, chociaż właściwie nie mam żadnego prawa żeby mówić co dla dzieci dobre a co nie.
Bogactwo samo w sobie nie jest złe, tak samo jak bieda i w "Kopciuszku" konflikt nie przebiega na linii bogaty-biedny, a na froncie zły-dobry. Gdy utożsamiamy bogactwo ze złem to już jest naddatek, dość dobrze wpisujący się w tradycję biblijną i nawet na czasie, ale jednak rzecz nadobowiązkowa. Baśń operuje skrajnościami, tu nie można posługiwać się cieniowaniem. Disney spróbował tego w "Księżniczce i żabie" z marnym skutkiem.

Jak było mowa o Piśmie, widzę zupełnie inaczej kwestię Lucyfera i myszy. Jeżeli przyjmiemy tezę Nietzschego mówiącą, że chrześcijaństwo to dominacja słabych nad silnymi to ten filmowy "Kopciuszek" stanie się dogłębnie chrześcijański. "Postawienie świata na głowie", o którym piszesz nie jest cechą tego konkretnego filmu, ale całej kultury zachodniej.

Kwestia Smerfetki też daje się poddać interpretacji alla Bettelheim - każdy smerf reprezentuje sobą jakąś postawę i poza Papą Smerfem (figura ojca) mają cechy możliwe u każdej płci. Smerfetka dopełnia tego obrazu. Będąc kobietą sprawia, że obraz świata jest jako tako zamknięty, bez niej istniałby poważny brak.

Zaczynają pojawiać się dodatkowe tematy oraz absurdy.
Będę się jednak upierał, że „Kopciuszek” jest kontrowersyjny. Wydaje się wręcz stworzony dla Hollywood. Jak gdyby jego autor był jasnowidzem. Masz rację, że konflikt w bajce wynika z faworyzowania przez macochę sióstr Kopciuszka, w dodatku złych sióstr. I bardzo dobrze, że charaktery postaci są jasno określone. Pozostaje jednak kwestia nagrody dla uciemiężonego Kopciuszka; tu już jest ewidentnie linia biedny – bogaty i nikt pewnie nie wie w jakim stopniu oddziałuje to na psychikę dziecka; czy na pewno nie zakoduje im się w podświadomości, że celem życia jest dostatek etc.

Jeśli nie można w ten sposób podchodzić do Kopciuszka, to na pewno nie można chrześcijaństwa określać przez pryzmat teorii Nietzschego, bo to już jest ironią. Nie wiem, czy Nietzsche tak określił chrześcijaństwo, ale to w jego stylu. Poza tym, takie stwierdzenie, że to dominacja słabych nad silnymi, jest wyjątkowo niefortunne, dalekie od prawdy. I jeśli w tej konkretnej bajce, myszy (szkodniki) mają być chrześcijanami, to już w ogóle przegięcie, chociaż taki pogląd zaczyna być coraz bardziej popularny. A jeśli kot jest tu męczennikiem i symbolizuje chrześcijaństwo, wówczas to już jest zupełna parodia (przedstawić chrześcijan jako bestię na usługach zła i określić imieniem Lucyfera)!
Co do Smerfów – ujęte ładnie, ale to nie tłumaczy moich wątpliwości. Dlaczego jest tylko jedna samica a tylu samców? Gdyby chociaż było ich kilka. Ale ta sprawa jest tutaj zupełnie nieistotna.

Jeśli mogę się wtrącić: mają cechy możliwe u każdej płci, ale w Smerfach te cechy są tylko u jednej z nich, w tym problem. "Kobiecość" jest tam taką cechą charakteru, jakby definiowała kogoś wystarczająco (wszystkie kobiety są takie same), więc po co więcej niż jedna. ;) Kobieta to jakby podtyp mężczyzny (tzw.
The Smurfette Principle).

Offtop:
Mnie się dodatkowo bardzo nie podobało już w dzieciństwie, że Smerfetka pojawiła się jako "ta zła" - raczej brzydka brunetka. A jej przemianie w "dobrą" towarzyszyć musiała koniecznie przemiana w seks-bombę z blond-grzywą. Bo to nie wystarczy być "równą kolesiówą" - trzeba jeszcze być piękną. Blondynką.

Ano :D I "zrobił" ją Gargamel :D
A do Kopciuszka się to też stosuje:)

Dodaj komentarz