Recenzja. Hollywood w tropikach

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Pewien reżyser tworzy film wojenny. Niestety, sławy, które zaprosił do niego – m.in. Tugg Speedman (Ben Stiller), Jeff Portnoy (Jack Black), Kirk Lazarus (Robert Downey Jr.) i Alpa Chino (Brandon T. Jackson) – nie do końca potrafią wczuć się w warunki panujące na wojnie. Wpada na podły pomysł, aby zabrać obsadę w dzikie tereny południowo-wschodniej Azji. Zabiera im telefony komórkowe, daje mapę i każe dostać się do wyznaczonego miejsca, gdzie znajduje się helikopter. Wszystko to zostaje nagrywane w celu następnego zmontowania w film. Panowie początkowo sądzą, że to plan zdjęciowy, jednak Kirk Lazarus od początku wie, że ich życiu zagraża niebezpieczeństwo.

Ben Stiller jeszcze należy do grona komików amerykańskich, którzy nie zrobili z siebie kompletnych idiotów. Filmy, w których gra i które sam tworzy, choć może arcydziełami nie są, to ogląda się je dobrze. Podobnie jest jeszcze z Steve’m Carrelem i po części Jimem Carrey’em. Niestety, tego samego powiedzieć nie mogę już o Eddie’m Murphym (patrz: „Norbit”) i Adamie Sandlerze (patrz: „Nie zadzieraj z fryzjerem”).

Stiller napisał scenariusz do „Jaj w tropikach”, wyreżyserował je, a także zagrał w nich. Aktor wcześniej stworzył m.in. takie filmy jak „Zoolander” (głupi, ale da się oglądać) oraz „Telemaniak” (udany). Tym razem jest dobrze, a to głównie dzięki świetnej obsadzie oraz ciekawemu podejściu do tematu. Historia autentycznie wiele razy bawi i zapewnia udaną rozrywkę na około półtorej godziny.

Jednak obraz ten ma dwa, niepodważalne powody, dla których obejrzeć go trzeba. Pierwszy to Tom Cruise, który wcielił się w Lesa Grossmana, szefa telewizji. Cruise stworzył postać, która bawi za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Mimo wielu negatywnych opinii na temat aktora, to właśnie ta kreacja być może pomoże mu się wybić z dołka artystycznego – Tom inteligentnie parodiuje szefów wytwórni, a właściwie samego siebie. A już końcowa scena do perełka sama w sobie. Drugim powodem jest Robert Downey Jr.. Powracający do łask aktor już w „Iron Manie” pokazał, że nie jest byle, kim. Teraz po raz kolejny tworzy postać niesamowitą, nietuzinkową i po prostu świetną. Obaj panowie zostali nominowani do Złotego Globa, jednak więcej pochwał i dobrych słów – mimo wszystko – zbiera Cruise. Z drugiej strony Downey Jr. otrzymał nominację do Oscara!

„Jaja w tropikach” to dobra komedia i świetne kreacje aktorskie. Jeśli tylko macie ochotę na zabawę w tym stylu i tego typu, to powinniście być zadowoleni. Podchodziłem do tego bardzo sceptycznie, jednak miło mnie zaskoczono. Bałem się, że powstanie kolejny gniot pokroju „Nie zadzieraj z fryzjerem”, jednak jak wcześniej napisałem – Ben Stiller jeszcze się nie „popsuł”. Polecam.

unnami
http://filmlog.pl/2009/02/06/jaja-w-tropikach-2008/

Zwiastun:

Fanom Downeya Juniora oraz fanom rozrywki na nieco wyższym poziomie niż Jaja w tropikach polecam bardzo film Kiss Kiss Bang Bang: http://filmaster.pl/film/kiss-kiss-bang-bang/ -- genialna parodia hollywódzkich filmów akcji sama będąca niezłym hollywódzkim filmem akcji. Jeśli to was nie przekonuje to argumentem miażdżącym na obejrzenie tego filmu jest scena pocałunku Downeya z Johnem Travoltą, grającym gangstera-geja. Mistrzostwo :)

Właściwie tylko dzięki twojej recenzji zdecydowałem się obejrzeć ten film. Spodziewałem się kolejnej kretyńskiej parodii w stylu Zabójczej Broni i rozczarowałem się na plus. Parodia wprawdzie jest, ale za to z jakim rozmachem zrealizowana! Gagi są bardzo zróżnicowane, od całkiem kretyńskich do hmm... prawie że subtelnych :) Dodatkowy plusik dla filmu za dialog o upośledzonych postaciach i ich odtwórcach!

Jedyne co mnie zasmuciło w tym filmie, to niska forma Jay'a Baruchela. Pałam jakąś nieuzasadnioną sympatią do tego aktora, a to już drugi z kolei film, w którym nie do końca przypadł mi do gustu. Ale składam to na karb faktu, że miał słabą rolę do zagrania - tak na prawdę z piątki bohaterów tylko jego postać nie miała w sobie niczego charakterystycznego.

No i fajna ścieżka dźwiękowa, coś jak skrzyżowanie Helikoptera w Ogniu i Bad Boys.

Wybacz pytanie, ale Zabójcza broń, czy Naga broń? Bo Zabójcza broń parodią chyba nie jest, w każdym razie nie większą niż reszta filmów o gliniarzach (Starski i Hutch, Policjanci z Miami, że wymienię seriale, które akurat przychodzą mi do głowy).

Mój błąd.

Dodaj komentarz