Kalabria

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Kalabria. Wysoko w górach położona wioska. Kamienne domy, drewniane ogrodzenia. Zagrody dla kóz. I prawie żadnych ludzi, przynajmniej na pierwszy rzut oka. W pierwszej scenie widzimy starego pasterza wypasającego kozy. Pokasłuje. Zaraz potem, w kolejnej scenie, pasterz zanosi mleko gosposi księdza, a odbiera od niej kurz z posadzki kościelnej zsypany starannie na kawałek gazety. Miesza go potem z wodą i wypija. Możemy się domyślać, że widzi w nim lekarstwo. Ale ono nie pomaga, pasterz umiera.

To kilkanaście pierwszych minut filmu i cała fabuła. Później gwiazdą filmu stają się zdjęcia Andrei Locatellego, sam film zaś przeradza się w etnograficzny dokument. W dodatku dokument specyficzny - pozbawiony zupełnie dialogów i muzyki. Jedyne dźwięki w tym filmie to odgłosy przyrody.

Po pasterzu pozostaje pies pasterski, wyglądający jak trochę bardziej kudłaty border, oraz stado kóz. To na nich skupia się teraz oko kamery. Praktycznie nie widać już żadnych ludzi. Pies dogląda i pilnuje kóz. A kozy są wyjątkowo wdzięczne, zwłaszcza te najmłodsze, niedawno urodzone. One są absolutnie urzekające, widz może się naprawdę zdziwić, jak różne mogą mieć kozy osobowości, jak różnie reagują na te same bodźce. W tych momentach opowieść o naturze i jej związkach z człowiekiem staje się filmem przyrodniczym.

Zresztą o czym tu pisać? Skoro nie ma w filmie ani fabuły, ani muzyki, to żadne słowa nie oddadzą urody zdjęć. Trzeba popatrzeć!







Jeśli lubicie filmy wizualnie piękne, surowe, pozbawione efektów specjalnych, snujące się powoli - to jest film dla Was. W kinach od 18 lutego 2011.

Zwiastun:

A mi się to od razu skojarzyło z polskim filmem "Na północ od Kalabrii" :)

Nie widziałam, do nadrobienia. :-)
A w filmasterze chyba go nie ma?

Dodaj komentarz