Szaleństwo włóczęgi :)

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Seans rozpoczęty z 5-minutowym opóźnieniem. Obraz maleńki, zajmuje mniej więcej 1/3 ekranu kinowego, prawie kwadratowy, jak w starych telewizorach. Jakość taśmy pozostawia wiele do życzenia, udźwiękowienie fatalne! Techniczne niedostatki jeszcze obniżają jakość odbioru filmu, który do wybitnych nie należy.

Tak naprawdę bohaterem filmu nie jest brat i nie jest najważniejsze to, że raził go piorun. W tym filmie jest bohater zbiorowy - rodzina, a pod lupą znajdują się relacje pomiędzy jej członkami, w sumie mało ciekawymi, niestety. Reżyser wybrał sobie dość sztampowe postacie. Stara matka, która - wszystko na to wskazuje - sama wychowywała synów (o ojcu się nie wspomina); młodszy brat, który się kształcił z historii antycznej i mitologii, pracuje na uniwersytecie i popisuje się swoją wiedzą zwłaszcza przed tymi, którzy jej nie mają, młodzian z głową w chmurach, spędzający sen z powiek starej matce; starszy brat, wioskowy naprawiacz telewizorów, elektroniczna złota rączka; bratowa, żona starszego brata - postać drugo- albo i trzecioplanowa, pojawia się z rzadka, niewiele wnosi.

Pewnego dnia starszego brata razi piorun. Cudem przeżywa, ale ma problem z naprawianiem sprzętu, bo jego bliskość sprawia, że wszystko, co elektryczne, przestaje działać. Nic specjalnego - mój brat ma kolegę, który też przeżył rażenie piorunem i takie same ma objawy - wszystko w jego zasięgu wysiada, więc biedak nie może znaleźć pracy, ani przejść na rentę, bo przecież zdrowy. Starszy brat (imiona egzotyczne, nie do spamiętania :)), zamyka swój warsztat i zaczyna się włóczyć. Dość często jeździ do miasta, żeby nastukać młodszemu bratu i siłą go przywieść do domu. Młodszy się go chwilami boi, myśli, że brat go kiedyś zabija na śmierć, ale swojego postępowania nie zmienia.

I tak przez 2 godziny. Starszy brat się włóczy po wsi, młodszy się włóczy po mieście. Starszy osuwa się powoli w szaleństwo, targa jakieś kamienie i generalnie się nudzi; młodszy spędza czas z panienkami na jedną noc. Co jakiś czas starszy przyprowadza młodszego do domu. Matka biadoli. Bratowa... podaje herbatę.

Przez cały film próbowałam zidentyfikować strony, w jakich dzieje się to wszystko. Wioska nie wygląda na rosyjską, jest biedna, wygląda na muzułmańską, chociaż bohaterowie religijni nie są, na podwórkach klepiska i piach, chociaż w tle widać drzewa i góry. Wszystko szare i monotonne, bardzo zacofane. I nikt tam nie mówi po rosyjsku.

Akcja ożywia się dopiero pod sam koniec i na krótką chwilę.

Jak zwykle w przypadku mało ciekawych filmów sytuację ratują zdjęcia i muzyka. Niestety w tym przypadku muzykę dobija marna jakość: była puszczona tak głośno, że głośniki aż rzęziły - totalna profanacja pięknej muzyki chóralnej.

To nie jest bardzo zły film. I nie denerwuje powolność akcji. Denerwuje płytkość postaci, na których przecież film się opiera. Gdyby je pogłębić i wyciąć kilka zbyt długich scen - byłoby nieźle. A tak - tylko przeciętnie.

Obejrzano na festiwalu 5. Sputnik nad Polską 2011 pod patronatem Filmaster.pl.
Sputnik nad Polską 2011