Żarliwość czy fanatyzm?

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Hadewijch (czyt. [hadjewicz]) to średniowieczna flamandzka mistyczka. Celine, która jako postulantka w klasztorze przyjmuje jej imię, łączy z nią żarliwość wiary, cielesne wręcz uwielbienie dla Boga. Ale o ile miłość rzeczywistej Hadewijch można porównać do przezroczystego naczynia zawierającego tę miłość, o tyle miłość Celine to gruby szklany mur pasji w znaczeniu niereligijnym, pasji czysto fizykalnej przechodzącej w namacalne uwielbienie tu i teraz. To mur, który szczelnie oddziela ją od rzeczywistości, w której żyje.

Celine to córka ministra. Wychowana pod kloszem ogromnego bogactwa likwidującego niemal wszystkie bariery, pozwalającego jej na realizację wszelkich zachcianek. Aż chce się myśleć, że spróbowawszy wszystkiego, Celine z nudów? dla kaprysu? wstępuje najpierw na studia teologiczne, a kiedy to jej nie wystarcza - do klasztoru.

Ale nie zostaje tam długo. Siostry tam przeraża jej namacalność, z jaką pojmuje fizyczne istnienie Boga, jej pragnienie oddania mu się, jak się kobieta oddaje mężczyźnie. Najwyraźniej polskie praktyki poślubienia Jezusa jako mężczyzny, jako oblubieńca, nie są siostrzyczkom znane, zmuszają więc dziewczynę do porzucenia klasztoru.

Nie bardzo odnajduje się poza. Chłodne relacje w rodzinie nie stanowią dla niej oparcia. W pewnym momencie znajduje je w przypadkowo poznanym wyznawcy islamu - islamowi oddaje się z podobną histeryczną pasją, z obsesją mocno przekraczającą już żarliwość neofity.

Yassine zabiera ją na paryskie arabskie przedmieścia, te, z którymi rząd francuski ma takie problemy. To drugi, po fanatyzmie, ważny problem tego filmu, choć potraktowany z kolei dość powierzchownie. Przedmieścia możemy oglądać tylko z zewnątrz. Nawet mieszkanie Nassira, brata Yassine'a, tak naprawdę oglądamy jak element scenografii; podobnie nie wnikamy też w problemy arabskiego życia w gigantycznym blokowisku. To dla Dumonta nie ma znaczenia. On "użył" tych przedmieść jako najbardziej prawdopodobnego i naturalnego spotkania Celine z inną niż katolicyzm religią. Nassir prowadzi spotkania islamskiej wspólnoty. Celine odnajduje w nim bratnią duszę, ale chyba nie na długo, Nassir bowiem, mimo swojego fundamentalizmu i niewolniczego stosowania się do zasad swojej wiary, nie jest cieleśnie zakochany w swoim bogu. Z tą wynaturzoną miłością - z karykaturą miłości wręcz, tak przerażającą, jak śmieszną - Celine znowu zostaje sama.

Film Dumonta jest tak przerażający, dojmująco straszny i smutny, bo bliski rzeczywistości. Niczego nie wyjaśnia. Nie analizuje źródeł tej nadmiernej religijności. Pokazuje tylko, jak pod mikroskopem, że nawet wrażliwa, inteligentna jednostka mająca nieograniczony dostęp do nauki i dóbr kultury, może pozwolić fanatyzmowi nią zawładnąć totalnie i bez reszty. Jakby fakt, że może mieć wszystko, jej nie wystarczał - ona sięga po to, czego mieć nie może: po cielesność Boga.

To aż niewiarygodne, że ta młodziutka aktorka, Julie Sokolowski, była w stanie unieść tak trudną rolę, ale udało jej się to znakomicie. To ona od pierwszych scen przykuwa uwagę widza i już nie można się oderwać, nawet mimo kilku dłużących się momentów. Niemałą rolę spełnia też powolna, snująca się, narracja i piękne zdjęcia Paryża - tego, którego znakiem jest blichtr bogactwa, i tego, gdzie życie toczy się niemal jak w slamsach. W obu Celine porusza się, jakby było to dla niej oczywiste, oddzielona Bogiem od świata zewnętrznego, nie wytrzymującego zderzenia z jej fanatyzmem.

Ten film jest tak samo trudny do uniesienia dla widza. Tkwi w głowie jak zadra jeszcze tygodnie po obejrzeniu. I nie ma znaczenia, czy się jest wierzącym, czy ateistą, przeżywa się go tak samo silnie. Ale na pytania, które rodzi, każdy już musi odpowiedzieć sobie sam.

Zwiastun:

nie za dużo szczegółow/? Znając prawie cały film przy jednoczesnym tempie narracji można się nieźle wynudzić.

Na tym filmie nie sposób się nudzić.

@verdiano niestety nie mogę się zgodzić z Twoim uogólnieniem, że na ty filmie nie można się nudzić. Dla mnie w niektórych momentach był bardzo nużący.

Tak samo nie uważam, bym go jakoś specjalnie przeżywała. Dla mnie każdy fanatyk nie jest zdrowy psychicznie. Ta opowieść o chorej osobie nie skłania mnie do refleksji. Zastanowiło mnie jedynie, czemu Celine, będąc tak rozpaczliwie samotna, odrzuciła Yassine'a.

Dla mnie też żaden fanatyk nie jest zdrowy, ja bym nawet poszła dalej, jest taka choroba - schizofrenia... ale nie chcę tu dyskusji religijnych zaczynać, bo fanatycy się zbiegną i michuk mnie zamorduje. ;>

We mnie ten film nadal tkwi i nawet nie wiem dlaczego, przecież filmów o fanatykach na pewno widziałam więcej, a jednak żadnego nie umiem teraz przywołać. Celine mnie przeraziła. I to, że nikt jej choroby nie tylko nie leczył, ale nawet nie zauważył!

Mam wrażenie, że ona była samotna z wyboru. A może, skoro była chora, nie umiała inaczej? No właśnie, ten film nie daje gotowych odpowiedzi, trzeba sobie samemu dointerpretować, domyśleć, dorefleksyjnić. :)

Celna uwaga z tym, że nikt u niej nie zauważył jej choroby (no może zakonnice jedynie coś podejrzewały). To nieco przerażające, że przebywając wśród ludzi, nikt nie zauważy, że potrzebna jest pomoc...

Zobaczę za jakiś czas, czy będę pamiętać coś z tego filmu czy nie. Na razie jestem tuż po obejrzeniu i mam wrażenie, że jednak nie zrobił na mnie wrażenia. Ale czasem to dopiero później się okazuje, co nam zostaje w pamięci.

Z takich "fanatycznych" filmów przyszedł mi do głowy jeszcze "Lourdes", też we mnie tkwi, chociaż już z zupełnie innych powodów.

Dodaj komentarz