Legenda Korry (2012)

The Legend of Korra

Niestety, ten serial nie ma jeszcze porządnego opisu.
Spróbuj na IMDb.

Obsada:

Pełna obsada

W porównaniu z "Legendą Aanga" biją się dużo więcej, a radości z oglądania dużo mniej. Rozwój postaci, na którym opierała się cała pierwsza seria "Awatara" przehandlowano w zamian za sceny akcji i serial bardzo na tym cierpi. Korra - twardogłowa amatorka przemocy - jest całkowitym przeciwieństwem Aanga i przez dwa sezony nie zdołała sobie zyskać mojej sympatii, występujac w schematycznych, czarno-białych fabułach. Chyba dam sobie spokój.

Chyba podstawowym problemem jest to, że Korra to niemal czysta Mary Sue. Trudno się identyfikować z takim bohaterem.
Pokój i harmonia mogą być w starożytnych Chinach, a jak się wybudowało Nowy Jork zostaje tylko pranie po mordach.

Znaczy też jesteś rozczarowany. ;)

Wg mnie tu było dużo zmarnowanego potencjału. Jest sporo polityki, ale z góry wiadomo, kto ma rację. Jest rozwój technologii zmieniający układ sił, ale tego wątku też się nie rozwija. Korra to zupełnie inny Avatar niż Aang, praktycznie od razu ma God mode, tylko w głowie zielono. Liczyłam, że scenarzyści zechcą to jakoś wykorzystać, ale się przeliczyłam. Ogólnie równowaga przesuwa się mocno w stronę yang (dużo przygód i przemocy), a yin (ekspozycja i rozwój postaci) jest niedopieszczone.

To nawet nie jest Nowy Jork, tylko Metropolis, a Korra jest szczeniacką wersją Supermana, która ma generyczne przygody.

Używając takiej metafory, to jednak Legenda Aanga ma w sobie więcej yin. Latający bizon ma tam ciekawszą osobowość niż główna bohaterka kontynuacji ;) Podobało mi się w jak twórcy potrafili spuścić powietrze z tego balona i porzucić ratowanie świata na rzecz jakiejś osobistej przygody. Pierwszy sezon Legendy Korry jest śmiertelnie poważny, a przez to z odcinka na odcinek coraz nudniejszy.

Przypomniałeś mi teraz "Aanga", rozmarzyłam się. :) Lubiłam w zasadzie wszystkich, poza może Azulą i jej tatuśkiem - każda postać była pełnokrwista, nawet drugoplanowcy mieli jakiś ciekawy background. Było też dużo poczucia humoru, i ton całego serialu był dość pogodny.

Mam też wrażenie, że o ile Aang działa faktycznie na rzecz równowagi (co podkreśla się w licznych przygodach, gdzie pełni on rolę rozjemcy lub pośrednika), o tyle dla Korry równowaga=zachowanie status quo. Wymowa "Legendy Korry" jest niesamowicie zachowawcza, a rola Awatara sprowadza się niejednokrotnie tylko do walczenia z kimś.

Zaczyna się okropnie, pierwszy sezon to dużo nudnej akcji i wyjątkowo płascy bohaterowie. Z czasem robi się ciekawiej, w kolejnych sezonach jednak pojawia się jakieś budowanie postaci i nieco humoru. Szkoda, że wciąż główny ciężar spoczywa na niezbyt ekscytujących przygodach. Bohaterów z "Legendy Aanga" rozumiałem, tych z kontynuacji wcale. Są dwa wyjścia, albo to banda kretynów, albo "Legenda Korry" jest animacją wyłącznie dla nastolatków.

inheracil
Esme
jango
Marcheweczka
Mars345
PsychoboyRama