Aurora (2010)
Reżyseria:
Cristi Puiu
Scenariusz:
Cristi Puiu
Scena w mieszkaniu. Kobieta i mężczyzna rozmawiają ściszonymi głosami o Czerwonym Kapturku, pamiętając o tym, że w pokoju obok śpi mała dziewczynka. Zdewastowane obrzeża miasta. Mężczyzna zza linii przyczep kempingowym obserwuje coś co wydaje się rodziną. Różne miejsca, inne sytuacje, a łączy je jedynie miasto.
Obsada:
- Cristi Puiu Viorel
- Clara Voda Gina Filip
- Catrinel Dumitrescu Mrs.Livinski
- Luminita Gheorghiu Mioara Avram
Trzy godziny paskudnych, szarych i niebieskich zdjęć oraz łażącego po ekranie buca w kurtce z kapturem wywiniętym w niewłaściwą stronę. Taki overkill musi być świadomą prowokacją, więc trudno powiedzieć o "Aurorze", że to po prostu źle zrobiony film. To film specyficzny, nakręcony przez człowieka o specyficznym poczuciu humoru (które nie miało szansy do mnie trafić) i dla specyficznej widowni. Wszyscy inni spędzą czas życząc bohaterowi samobójstwa lub śmierci w wypadku. Dla ryzykantów.
Wyszedłem po 1:15, dłużej nie dałem rady. W tym czasie nie wydarzyło się absolutnie nic. W jakim sensie jest to komedia? Ja nie mam pojęcia.
Puiu cynicznie igra z cierpliwością widza, który może powiedzieć "wal się" (wielu było takich) albo odnaleźć w tej zabawie przyjemność. Bohater (sam reżyser) to przysiądzie, to rozejrzy się, to przystanie z uciętą w ciasnych, nieładnych kadrach głową. Puiu pozwala odkryć absurd codziennych, bezrefleksyjnych czynności i sytuacji. A tym, którzy przetrwają próbę cierpliwości serwuje pełnokrwisty dramat okraszony kolejną dawką absurdu w finałowej scenie. Fani Pana Lazarescu nie będą zawiedzeni.
Ja nie odnalazłam żadnej przyjemności, a fani Pana Lazarescu nie będą zawiedzeni raczej tylko wtedy jak wytrwają do 2:30, co najłatwiejsze nie jest.
Szcerze mówiąc sam nie wiem, jak Puiu to robi, ale 2 godziny niedziania się na ekranie w ogóle mnie nie zraziły.
Właśnie. Siedzieliśmy i chichotaliśmy. Niecebastard z powodu rozbawienia, ja z powodu histerii.