Niepoprawna komicznie i politycznie ilustracja powiedzenia Stephena Kinga – „Kobiety… nie można żyć bez nich, nie można żyć z nimi”. Marek Koterski, twórca „Dnia świra”, bawi się damsko-męskimi stereotypami. Dwóch prawdziwych facetów, których połączyła ekscytująca nocna wyprawa (najbardziej niegrzeczni w swojej karierze Robert Więckiewicz i Adam Woronowicz), stawia czoło zmasowanemu atakowi perfidnych przedstawicielek płci przeciwnej i rozprawia się ze wszystkimi okowami męskiej swobody w sfeminizowanym świecie. (Opis dystrybutora)
Nie udał się film nie udał! Parę żartów/obserwacji ok ale to trochę za mało. Zbyt długi{godzinny byłby lepszy}, miejscami{aż za często} ani śmieszny ani żenujący tylko nudny. A można było się poprzerzucać gagami obserwacjami i zrobić to lepiej. Wiadomo stereotypy są nośne ale tu potencjał w ogóle nie został wykorzystany.
Czyli mieszanka Hi way z Testosteronem. Jazda samochodem i dowcipy o blondynkach w tle.
Oczywista oczywistość - w feminizmie wcale nie chodzi o "równouprawnienie", tylko o wyeliminowanie pierwiastka męskiego. Mimo banalnej wymowy i skromnej formy warto było posłuchać tego filmowego poematu. Adaś M. nie boi się - o tym wiemy. I tym razem nie zawodzi.
Taaak. Feministki są brzydkie i nie znoszą facetów. :)
Odpowiem tekstem, który już mówiłem - najgorsze są ładne feministki. Tzn. najbardziej niebezpieczne.
słabe 6 niestety. Jak dla mnie głównym problemem jest to, że składania Koterskiego była sporym problemem dla Więckiewicza i baaardzo dużym problemem dla Woronowicza, dodatkowo nie zagrało coś między nimi. Jednak warto obejrzeć dla paru cytatów: "Ten cały feminizm bierze się z niedojebania" albo "Tylko szaleniec podejmuje się rozmowy z kobietą"
Chwilami absurdalne, głupie i mijające się z prawdą. Chwilami do bólu prawdziwe i przez to zabawne. I za to ostatnie 6 gwiazdek.
Męskie rozmowy wyjątkowo (chyba) nie po butelce czystej, za to w samochodzie. Trochę prawd, z którymi nie mogę się nie zgodzić, a kobiety być może nie będą mogły ścierpieć. Ale ich reszta [prawd] wcale nie jest powalająca, błyskotliwa, ani jakakolwiek. Forma, choćby aktorska, sztuczna, zdarta z innych filmów i nie bardzo tu pasująca. W efekcie ani reżyser, ani dwóch aktorów nie poradzili sobie stając sam na sam z publicznością doprowadzając ją do znużenia.
Pierwsza połowa genialna - błyskotliwa gadanina na temat babskich przywar. Cały Koterski - styl, ciętość, introwertyczne mękolenie, doskonałe obserwacje. Moje ulubione: prysznic i torebki z herbaty. Druga połowa jednak zdecydowanie nie trzyma poziomu. Nawet fasonu nie trzyma. Robi się nudno, stereotypowo, zgrzędliwie, urynistyczno-fekalistycznie. Gdyby film zakończyć na mniej-więcej 60 minucie, byłby super. Jak zacząłem słuchać odgrzewanych z Dnia Świra kawałków o wkładaniu walizki na półkę, to już się zraziłem, a potem już było tylko gorzej... Ale może o to chodziło - mężczyźni narzekają na babską gadaninę - a sami "pitolą".
Pierwsza część filmu, płynąca piękną koterszczyzną, naprawdę świetna. Do słuchania świetna i czasem nawet celna całkiem. Potem się robi trochę słabiej się, jakby zadyszki jakiejś film dostał, jakby reżyser pomysłów mniej miał, mniejmał, mniemał. Jakby całą tą prawdę już wyrzucił z siebie. Tę. Ale docenić trzeba. Doceniam. Bo trzeba.
Film cienki, ale Twoja koterszczyzna wypasiona. ;)