Chinatown (1974)

Reżyseria: Roman Polański
Scenariusz:

Prywatny detektyw Jake Gittes, prowadzi śledztwo w zleconej przez pewną kobietę sprawie domniemanej zdrady jej małżonka. To, co najpierw wygląda jak rutynowa sprawa, stopniowo przekształca się w ciąg pogmatwanych wypadków. Jake przypadkowo wpada na trop wielkiego skandalu korupcyjnego drążącego Los Angeles.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Polański, który i tym razem nie zawodzi. Kopia Big Sleep, a jednocześnie nowatorskie podejście w połączeniu z gwiazdorską obsadą i mega-twistem na koniec.

Forget it, Jake. It's Chinatown!

Chyba nie ma lepszego filmu kryminalnego. Pod każdym względem produkcja Polańskiego jest arcydziełem.

Porządny kryminał.

Porządny scenariusz, wartka akcja, świetne aktorstwo ( Nicholson jest rewelacyjny ) i wysmienita koncepcja na prowadzenie kamery, czy dobór ujęć.
Świetny film, mimo ze gatunek za którym nie przepadam.

Ha! Ty dasz: 3.7. Filmaster się pomylił. Ale miał prawo, ten film miałam oznaczony "Nie chcę oglądać". Michuk mnie zmusił! :P

Ej, decyzja była przez aklamację prawie. A że nie krzyczałaś głośno NIEEEE to już Twoja wina :)

Nie spodziewałem się, ale całkiem fajnie się oglądało - bardzo dobra jakość obrazu miała znaczenie, tylko kolory nieco odbiegały od współczesności, ale to nie gryzło. Nadspodziewanie zabawne (nie wiem na ile zamierzenie), choć niby nawiązuje do poetyki Chandlera - Nicholson po prostu nie jest mroczny i tyle. Ciekawa fabuła gwarantuje, że nie chce się ziewać. Tylko muzyka wmontowana w dziwny sposób i sama dziwna, ale dla maniaka kina to też ciekawe, że kiedyś takie coś mogło ujść.

Muzyka była najlepsza! :D

Yhy... =}

"Nicholson po prostu nie jest mroczny i tyle"

Ej, a w Lśnieniu to kto grał? Przecież nie Christian Slater!

Jeszcze tego nie oglądałem - strzelam w ciemno: może na przykład tam nie miał rozwalonego nochala? =}

Ale jako cień Marlowa zupełnie nie był w klimacie, bo nie był gorzki i pozornie zrezygnowany - już nawet nasz Fronczewski w teatrze TV (nakręcono kilka takich bodaj pod koniec lat 80.) był bardziej do niego podobny.

Z tego co czytałam tu i ówdzie, Gittes nie miał być kolejnym klonem Marlowa. Polański zainteresował się scenariuszem właśnie ze względu na głównego bohatera, nawiązującego do konwencji, ale bez przesady.

Owszem, jest w "Chinatown" chwyt chandlerowski - wiemy o wydarzeniach dokładnie tyle, ile główny bohater i towarzyszymy mu w śledztwie. Nawet zapominamy o różnych rzeczach razem z nim. Gdzieś na początku Gittes widzi coś błyszczącego w stawie, ale coś innego go absorbuje - i nas też. To jest fajne.

Jednak mocno się zmieniło kino przez ostatnie 35 lat. Ghost Writer (którego niektórzy porównują do Chinatown z powodu kilku podobieństw fabuły i raczej świadomych nawiązań w pojedynczych scenach) ogląda się inaczej, to film zdecydowanie nowocześniej zmontowany, choć w klimacie kina z lat 70-tch. Chinatown nieco się postarzał pod tym względem, choć zdjęcia, dialogi i aktorstwo nawal powalają. Po powtórnym seansie podtrzymuję ocenę sprzed kilku lat. Mocna ósemka.

Dla mnie "Chinatown" ma lepszy scenariusz, bardzo umiejętnie bawi się konwencją gatunku, a do tego rozwiązanie akcji jest naprawdę mocne, a nie po prostu błyskotliwe, jak w "Ghost".

Poza tym, z całym szacunkiem dla McGregora, nie ma co porównywać głównych bohaterów. Nawet jeśli Gittes to nie Marlowe, to jednak jest on wyrazisty, nonszalancki i przystojny. A Ghost jest trochę bez wyrazu, chociaż dostał dużo fajnych dialogów.

Ze wszystkim się zgadzam. Co nie zmienia faktu, że Ghosta mi się lepiej oglądało, a Chinatown za to bardziej zostaje w pamięci. McGregor jest nijaki w każdym z filmów w których występuje. Taki jego urok.

Robert Towne (scenarzysta) chciał skończyć film happy endem, ale Polański uparł się i sam napisał zakończenie. Jak wspomina, pewnie teraz nie pozwolono by mu już na zrobienie tak mrocznego filmu. Kiedyś się dało i dzięki temu powstało dzieło pod każdym względem rewelacyjne.

i kto dzisiaj pozwoliłby na to żeby główny bohater latał przez pół filmu z plastrem na nosie ;)

Z pietyzmem ustawione światło, starannie oddane realia, Nicholson wspaniały z plastrem na nosie i bez. Do tego porządny kawał fabuły wodzący widza za nos i potężne zakończenie. Koniecznie.

Powtórzyłem ostatnio. To jeden z 10 najlepiej nakręconych filmów jakie widziałem. Materiał instruktażowy pod tytułem: "Gdzie ustawić kamerę". A jakie rozwiązania narracyjne, ze scenami które można analizować w szkołach filmowych. Scenariusz sam w sobie jest arcydziełem. Miazga reżyserska. Szkoda, że w tym samym roku powstał genialny "Godfather 2", bo należały się "Chinatown" wszystkie 11 oscarów do, których film Polańskiego był nominowany.

Podobno producent namawiał Polańskiego, żeby nawiązał stylistycznie do "Ojca chrzestnego", ale ten się jakoś wykręcił. :) Swoją drogą Polański ma świetną rękę do kina gatunków - niezależnie od tego, czy nakręci horror, kryminał czy thriller, zawsze mu wychodzi.

Dlaczego Nicholson nie dostał za tę rolę Oscara?

Kino amerykańskie wyprodukowało w 1974 dwa genialne filmy: Chinatown i Ojca chrzestnego II. Wydaje mi się, że ten pierwszy jest lepszy. W filmie Polańskiego wszystko jest perfekcyjne, ale na nic by się to zdało gdyby nie świetny scenariusz. Koniecznie trzeba zobaczyć.

No z tych dwóch filmów to ja też wolę ten pierwszy. Połowa tego drugiego mnie w ogóle nie interesowała. "Chinatown" też mnie nie powaliło, ale dobrze mi się to oglądało od początku do końca. No i strona techniczna ekstra.

BlonD1E
jakubkonrad
balzac4
aiczka
EmilBaniak
filmsterka
moch
RobinHa
milali
MisterAntyFilister