Kłopotliwy człowiek (2006)
Den brysomme mannen
Reżyseria:
Jens Lien
Orwellowska wizja bezosobowego, wyjałowionego świata, w którym 42-letni Andreas przybywa do obcego miasta, nie wiedząc jak i dlaczego się tam znalazł. Jednak czeka tu na niego dom, praca, a nawet dziewczyna. Z czasem Andreas nabiera przekonania, że z tego miejsca nie ma ucieczki.
Obsada:
- Trond Fausa Aurvaag Andreas
- Petronella Barker Anne Britt
- Per Schaaning Hugo
- Birgitte Larsen Ingeborg
- Johannes Joner Håvard
- Ellen Horn Trulsen
- Anders T. Andersen Harald
- Sigve Bøe Liten Mann
- Hanne Lindbæk Vigdis
- Ivar Lykke Kollega 1
- Jan Tore Abrahamsen Vaktmester
- Tanja Dahlø Kollega 2
- Kirsten Grimstad Nabo 2
- Mette K. Haugen Kyssende jente
- Svanur Ivarsson Bussjåfør
- Bjørn Jenseg Eldre Mann
- Anders Kartomten Nabo 1
- Severin Roald Ingeborgs nye mann
- Per-Kaare Svendsen Anne Britts nye mann
W klimacie skandynawskim. Thriller? Za dużo powiedziane. Komedia - nie powiedziałbym, choć chichotałem momentami. Tragifarsa? Tak, chyba można tak powiedzieć. Jak absurdalne i dołujące może być życie? A nie-życie?
Ani thriller, ani komedia. Powiedziałabym, że antyutopia. Ponury klimat betonowego, sterylnego miasta bez zwierząt i zieleni, bez uniesień na płaskiej linii emocji. Straszny świat, który podobno większości się podoba. Andreasowi nie. Niezły, pokręcony film z genialną muzyką (Pieśń Solvejgi co chwilę!).
Główny bohater filmu nie potrafi znaleźć swojego miejsca w społeczności pretendującej do bycia idealną. Monotonia życia pozbawionego wyzwań oraz powierzchowność relacji międzyludzkich sprawia, że jego życie "traci smak". Na uwagę zasługuje fakt, że wykreowany przez autora świat to nie mocno przerysowana, florystyczna wizja, ale raczej hipotetyczna sytuacja, w której za cenne zdawało by się błahych ustępstw Andreas zyska od ręki, stabilizację i perspektywę dostatniej przyszłości.
Esencja norweskiego kina. Jeden z filmów, dzięki którym pokochałam kino skandynawskie.