Zanim odejdą wody (2010)
Due Date
Reżyseria:
Todd Phillips
Peter Highman (Robert Downey Jr.) po raz pierwszy ma zostać ojcem - jego żona ma urodzić dziecko już za pięć dni. Peter pragnie towarzyszyć jej podczas porodu. Jednak jego plany legną w gruzach, kiedy przypadkiem spotka początkującego aktora - Ethana Tremblay’ego (Zach Galifianakis), który nakłania go do towarzyszenia w podróży autostopem. Podróż okazuje się wyprawą w odległe rejony kraju, podczas której zniszczonych zostanie wiele samochodów i… przyjaźni.
Obsada:
- Robert Downey Jr. Peter Highman
- Zach Galifianakis Ethan Tremblay
- Michelle Monaghan Sarah Highman
- Jamie Foxx Darryl
- Juliette Lewis Heidi
- Danny McBride (IV) Lonnie
- RZA RZA Airport Screener
- Matt Walsh TSA Agent
- Brody Stevens Limo Driver
- Jakob Ulrich Patrick
- Naiia Ulrich Alex
- Todd Phillips Barry
- Bobby Tisdale Carl
- Sharon Morris Airport X-Ray
- Nathalie Fay Flight Attendant
- Emily Wagner Flight Attendent
- Steven M. Gagnon Air Marshall
- Connie Sawyer Border Guard
- Marco Rodríguez Federali Agent
- Mimi Kennedy Sarah's Mom
- Tymberlee Hill New Mother
- Keegan Michael Key New Father
- Aaron Lustig Dr. Greene
- Jon Cryer Alan Harper
- Charlie Sheen Charlie Harper
- Jeremy Ambler TSA Agent
- Kennith Edwards Business Traveler
- Tony Folden Construction Worker
Robert Downey Jr. tradycyjnie świetny, ale Zach Galifianakis zdecydowanie w niczym mu nie ustępuje. Zabawne i przyjemne, w sam raz do obejrzenia po ciężkim dniu.
Film trzyma poziom poprzednich produkcji Todda Phillipsa. Kto się dobrze bawił na takim Kac Vegas czy Old School ten będzie się dobrze bawił na Due Date (polski tytuł jakoś nie przechodzi mi przez gardło).
"Klimatem" przypominał mi "The Break-Up". Za mało dobrych żartów, za dużo wredoty... A gdy te proporcje nie są dobrze dobrane, smutno ogląda się film o tym, jak dwójka ludzi jest dla siebie tak niemiła.
Jest dwóch panów - jeden się spieszy na przyjście na świat potomka, a drugi na spotkanie w Hollywood. Wyrzucono ich z samolotu i tak zaczyna się cała historia...
Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie, że to będzie na poziomie komediowym "Kac Vegas". Nic z tych rzeczy.
Owszem, kilka scen wywołało uśmiech, ale sam film wywołał we mnie znużenie i pytanie "co jeszcze stanie na przeszkodzie?", które było tożsame z "kiedy ten film się skończy?".
Ale żenada. Pierwsze 15 minut to najbardziej sztuczny i plastikowy początek filmu jaki widziałem w ciągu ostatnich kilku lat. Myślałem, że już słabiej niż w Kac Vegas nie będzie.
Umarłam ze śmiechu. Kac Vegas w porównaniu z tym to nic. Debilizm w czystej postaci, ale czasem uwielbiam wprost takie głupawe komedie. Nieco obleśnie, ale do obejrzenia ze znajomymi idealne.
Całkiem przyjemna komedyjka z Downeyem w roli głównej. Wbrew mylącemu tytułowi film nie ma wiele wspólnego z ciążą i porodem, więc nie trzeba się tego obawiać. Można obejrzeć z bananem na pysku.