Flamenco, Flamenco (2010)
Carlos Saura odkrywa w kolejnej części swojej muzycznej podróży tajemniczy i uwodzący świat kultury flamenco. Za zdjęcia odpowiedzialny był trzykrotny zdobywca Oscara - Vittorio Storaro. To drugi film Saury poświęcony flamenco. W tej odsłonie obok dźwięków równie ważną rolę gra hiszpańskie malarstwo, stanowiące istotne tło scenograficzne. Saura zaprosił do współpracy nie tylko znanych i cenionych artystów starego pokolenia jak Paco de Lucia, Manolo Sanlúcar, Tomatito y José Mercé ale i przedstawicieli nowego nurtu tradycyjnych andaluzyjskich rytmów. Ekran wypełnili dźwiękami między innymi Eva Yerbabuena, Sara Baras, Israel Galván, Estrella Morente, Niña Pastori, Miguel Poveda, Farruquito, Rafael Estévez & Nani Paños, Montse Cortés czy Rocío Molina. (opis dystrybutora)
Obsada:
-
Sara Baras Herself
-
José Miguel Carmona Himself
-
Montse Cortés Herself
-
Paco de Lucía Himself
-
Farruquito Farruquito Himself
-
Israel Galván Himself
-
José Mercé Himself
-
Estrella Morente Herself
-
Soledad Morente Herself
-
Niña Pastori Herself
-
Miguel Poveda Himself
-
Manolo Sanlúcar Himself
-
Tomatito Tomatito Himself
-
Eva Yerbabuena Herself
-
Antonio Zúñiga Himself
Dużo ciekawych koncepcji związnaych z tańcem, muzyką i kamerą poprzeplatanych ze sobą bez wyraźnego celu. Po kilku utworach zasnąłem, obudziłem się w połowie, do końca oglądałem już z zainteresowaniem, mając nadzieję na to, że do czegoś to wszystko zmierza. Nie zmierzało. Skończyło się utworem jak 20 poprzednich. Nie rozumiem po co Saura zrobił ten film.
Wizualnie i muzycznie - zachwycający. Nakręcony w konwencji Fados, ale nieco od niego słabszy. Nie zawsze pasowały mi zdjęcia tancerek, zamiast oglądania ich tułowia wolałabym nogi. :) No i kino nawaliło z nagłośnieniem, co pewnie też nie za dobrze wpłynęło na odbiór. Ale mimo wszystko film znakomity i polecam!
A mi się właśnie bardziej podobało niż Fados. Może to kwestia samej muzyki (mam teraz SZJU na "te quiero verde"), z flamenco jestem bardziej związana. Odnośnie zdjęć tancerek też stoję murem za reżyserem- niesamowicie mnie wciągało obserwowanie ich ruchów, gestów, mimiki... Dzięki, że mnie z sobą wzięłaś, a Filmasterowi dziękuję za wejściówki!
W tym dziele brakuje duszy, czegoś, co zdegradowałoby mnie tylko do wzroku i słuchu. Kolejne numery rozpoczynają się i kończą, pozostawiając obojętnym. Grają śpiewają i tańczą, ale to trochę za mało na dobry film. Trzeba jednak przyznać, że sama koncepcja plastyczna jest bardzo dobra. Szkoda, że poza muzyką i techniczną precyzją ciała nie ma w nim żadnej głębi, ale może nie miało jej być i to po prosu nie jest obraz dla mnie.