Goldfinger (1964)
Reżyseria:
Guy Hamilton
Agent specjalny 007 stawia czoła jednemu z najbardziej przebiegłych przestępców. Goldfinger (Gert Frobe) planuje ograbić słynny skarbiec USA - Fort Knox. James Bond musi użyć wszystkich swoich niezwykłych umiejętności by go powstrzymać i zapobiec załamaniu światowej gospodarki.
Obsada:
- Sean Connery James Bond
- Honor Blackman Pussy Galore
- Gert Fröbe Auric Goldfinger
- Shirley Eaton Jill Masterson
- Tania Mallet Tilly Masterson
- Harold Sakata Oddjob
- Bernard Lee 'M'
- Martin Benson Solo
- Cec Linder Felix Leiter
- Austin Willis Simmons
- Lois Maxwell Moneypenny
- Bill Nagy Midnight
- Michael Mellinger Kisch
- Peter Cranwell Johnny
- Nadja Regin Bonita
- Richard Vernon Smithers
- Burt Kwouk Mr. Ling
- Desmond Llewelyn 'Q'
- Mai Ling Mei-Lei
- Varley Thomas Swiss Gatekeeper
- Margaret Nolan Dink
- John McLaren Brigadier
- Robert MacLeod Atomic Specialist
- Victor Brooks Blacking
- Alf Joint Capungo
- Gerry Duggan Hawker
- Peter Brace South American Guard
- Terence Brook Security Officer at Airport
- Anthony Chinn Servant at Stud Farm
- Marian Collins Girlfriend of Goldfinger
- Michael Collins Auric Goldfinger
- Denis Cowles Brunskill
- Hal Galili Mr. Strap
- Caron Gardner Flying Circus Pilot
- Lesley Hill Flying Circus Pilot
- George Leech Man in Bulletproof Vest at Q Branch
- Aleta Morrison Flying Circus Pilot
- Tricia Muller Sydney
- Lenny Rabin American Gangster
- Janette Rowsell Chambermaid
- Bob Simmons Soldier inside Fort Knox
- Les Tremayne Radio Newsman
- Michael G. Wilson Soldier at Fort Knox
- Maggie Wright Air Squadron Leader
- Raymond Young Sierra
Wzorzec bondowskich produkcji. Dużo dobrych dialogów i ciekawe postacie.
Przyznaję - moim głównym zajęciem podczas seansu było nabijanie się z idiotyzmów natury fizycznej, chemicznej i logicznej. I bawiłam się całkiem nieźle, aczkolwiek chyba nie w ten sposób, jaki przewidzieli twórcy filmu. Efekty specjalne wywołują uśmiech na twarzy, za to muzyka, dialogi i aktorstwo bez zarzutów. Mimo wszystko zdecydowanie wolę Seana z siwą bródką, łysinką i tym przeszywającym wzrokiem spod siwych brwi. Temu aktorowi zdecydowanie lata służą.
Chyba złapałaś bakcyla starych bondów :). Najbardziej lubię w nich właśnie sceny jak kierowca nie patrzy na drogę, a potem uderza w ścianę z tektury.
To był idiotyzm z rodzaju mniej dyskretnych. Mnie rozbawiła scena ostrzeliwania samochodu, gdy Seanowi nic nie jest, pomimo że jedna z dziur po kulach w szybie znajduje się dokładnie naprzeciwko jego klatki piersiowej.
No i zrzucanie gazu dokładnie na jeden budynek z 300 metrów wysokości, kompletnie nie zawracając sobie głowy takimi drobnostkami jak wiatr.
Po prostu Bond, James Bond.